Strony

piątek, 26 sierpnia 2016

~ Rozdział 25 ~

When I come home late at night
Don't ask me where I've been




~Perspektywa Alex~

    Dałabym sobie rękę uciąć, że usnęłam na zaledwie krótką chwilę. Ba, śmiało mogłabym ubiegać się o to, że tylko przymknęłam nieco powieki. Tymczasem było jednak zupełnie inaczej. Wyjrzawszy za okno zorientowałam się, że nastał już poranek nowego dnia.   
    Zerwawszy się z łóżka, od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak. Axla nie było przy mnie. Znowu.
    Początkowo nieco uniosłam się przez targające mną emocje, ale później natychmiast uciszyłam swój przewrażliwiony głos wewnętrzny, najzwyczajniej w świecie sądząc - a raczej mając nadzieję, ogromną nadzieję - że Rose siedzi w salonie wraz z pozostałymi. W końcu czym mógł zajmować się przy boku śpiącej dziewczyny? Ale z drugiej strony - od czego jest, kurwa, noc? Wait, wait, wait... To Gunsi. Nie było pytania.
    Wykazawszy się wyrozumiałością i cierpliwością, a przynajmniej w jakimś minimalnym stopniu, niemal zbiegłam po schodach na dół, aby zorientować się, gdzie ten Rudzielec się podziewa. Omiótłszy wzrokiem salon utwierdziłam się jednak w przekonaniu, iż go tam nie ma. Nie miałam więc wątpliwości, że znowu gdzieś zniknął.
    Najdziwniejsze było dla mnie jednak to, iż od czasu jego oświadczyn nie widujemy się prawie wcale. Okropnie martwił mnie ten fakt, chociażby ze względu na moje przypuszczenia. Może i były one bezpodstawne, ale wiadomo, ku czemu skłonne są myśli kobiety, gdy mężczyzna jej życia staje się zanadto tajemniczy, a przy tym i mało przekonujący. Znając dodatkowo bardzo specyficzny charakter Rose'a zaczynałam mieć obawy, czy aby na pewno nie żałował podjętej decyzji, a co gorsza - nie rozmyślił się. Pomimo najgorszych obaw po chwili stwierdziłam, że byłabym gotowa to zaakceptować. W jakimś stopniu w końcu też się wahałam. Cholera. Chyba. Nie wiem.
    Z zamyślenia wyrwał mnie Stradlin, którego chłodna dłoń znalazła się na moim ramieniu. Widocznie zbierał się do tego, aby w końcu coś powiedzieć i przerwać tą niezręczną chwilę milczenia, jednak przerwało mu trzaśnięcie drzwiami.
    - Ktoś wyszedł? - zapytałam raczej siebie niż gitarzystę, kierując wzrok w stronę kanapy. Zauważyłam na niej tylko przekonująco... Ta. Głupkowato uśmiechającego się Duffa, który był naprany do granic możliwości, a obok niego Stevena, z którego ust także nie schodził uśmiech z tym, że z jedną podstawową różnicą - był w stu procentach szczery, jak to Popcorn miał w zwyczaju ukazywać.
    - Przeciąg - mruknął niedbale Izzy, a następnie objąwszy mnie ramieniem, skierował się ze mną w stronę salonu.
    - Napijesz się z nami? - zapytał szybko Duff, gdy tylko znalazłam się obok niego, podając mi butelkę czystej. Widocznie chciał odwrócić moją uwagę od tego niepozornego zamieszania, które, jak podpowiadała mi moja intuicja, miało wiele wspólnego z wtórną nieobecnością Rudego. - Może zapalisz? - Basista podsunął mi pod nos paczkę papierosów. Ponownie kręcąc głową, odsunęłam jego dłonie, w których dzierżył używki, od swojej twarzy i spojrzałam badawczo na Izzy'ego, który teraz stał odwrócony w stronę okna.
    - Gdzie jest Slash? - zapytałam stanowczym tonem głosu, podnosząc się z siadu i krzyżując ręce na piersi. - Chciałabym z nim porozmawiać.
    Moje pytanie pozostało jednak całkowicie zignorowane przez rytmicznego, więc popatrzyłam z nadzieją w oczach na Stevena, z którego twarzy momentalnie zszedł uśmiech i pojawiło się zmieszanie.
    - Nic? - drążyłam temat, czując, jak nerwy przejmują nade mną kontrolę. - Czy taki problem stanowi to, że próbuję dowiedzieć się od przyjaciół swojego narzeczonego, gdzie on jest? - Wyrzuciłam ręce w górę, nie panując nad swoimi emocjami. - Tak wiele od was wymagam?
    Żadnej odpowiedzi. Głucha cisza. Nawet moje lamenty nie wzbudziły w nich ani odrobiny litości i zrozumienia.
    Przeleciałam wzrokiem po ich postaciach. Nagle wszyscy zaczęli utrzymywać ze mną kontakt wzrokowy, pomimo, rzecz jasna, pijanego blondyna.
    Odwracając się na pięcie, szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie.
    - Gdybyś zdecydowała się wyjść za mnie, nie byłoby mowy o żadnej nieodpowiedzialności z mojej strony - wymamrotał McKagan.
    - Duff - skarcił go Stradlin, zapewne mając cichą nadzieję, iż jednak tego nie usłyszałam.
    Wchodząc do swojego pokoju wciąż nie mogłam się opanować. Chwyciłam za brzeg drzwi i mocnym ruchem ręki pchnęłam je do przodu, aby chwilę później zamknęły się z trzaskiem.
    Niech wiedzą, z kim mają do czynienia. W końcu bycie panią Rose zobowiązuje, prawda? Z czymś to nazwisko w końcu kojarzyło się najbardziej. A przynajmniej w Hell House domownicy doskonale wiedzieli, jak to z jego posiadaczem bywa. Z tym, że teraz była nas już dwójka.
    Złośliwy półuśmieszek przemknął przez moją twarz. Jakoś tak od razu zrobiło mi się lżej na sercu.
    Rzuciłam się na łóżko i wlepiłam spojrzenie w sufit.
    - Ciekawe, gdzie ty teraz, kurwa, jesteś, wredna, ruda małpo - mruknęłam pod nosem i przewróciwszy się na brzuch, przykryłam głowę poduszką. Dopadła mnie dziwna melancholia. Nie do końca wiedziałam, czy z korzyścią, czy z jej brakiem dla mnie, ale w tamtej chwili sama nie byłam pewna, czego właściwie chcę.

~Perspektywa Slasha~

    Weź tyle, żeby starczyło - rozbrzmiewało w mojej głowie, kiedy stałem przed ścianką wypełnioną po brzegi wszelkimi alkoholami. No to wziąłem - tyle, ile pomieściłem w dłoniach - i kulturalnie postawiwszy wszystkie swoje zakupy na ladzie przed wdzięczącą się za nią kasjerką, podałem jej banknot o odpowiednim nominale. Niewyobrażalnie wypięła się, podając mi resztę i trzepocząc rzęsami, odprowadziła mnie wzrokiem aż do wyjścia. I prawdę mówiąc, nie wzbudziła ona we mnie pożądania, jak zapewne miała w planach, a jedynie obrzydzenie, które towarzyszyło mi przez większą część drogi.
    Zatrzymując się tuż przy schodach prowadzących do tej małej klitki, potocznie nazywanej osiedlowym spożywczym, zmuszony byłem do wpakowania wszystkich trunków do pokrowca z gitarą, którą dostarczyć miałem na umówione miejsce. Nie miałem pojęcia, co bardziej wzbudza mój niepokój - fakt utraty trunków czy instrumentu. W najgorszej sytuacji poszkodowane zostać miały wszystkie niesione przeze mnie rzeczy. A owej myśli znieść nie mogłem. Toteż niemal od razu zdecydowałem się na inne rozwiązanie i chwilę później szedłem w wyznaczonym kierunku, gdzie nadzieję miałem spotkać Rose'a.
    Kiedy znalazłem się w miejscu, które w mniejszym lub większym stopniu odwzorowywało to, o którym mówił mi Rudy, w głowie cały czas starałem odtworzyć sobie obraz tego, w którym miałem się znaleźć. Westchnąłem triumfalnie, kiedy udało mi się rozpoznać starą siedzibę Stradlina. Ale dlaczego wybrał akurat to miejsce?
    Obszedłem obskubany z tynku budynek z powybijanymi oknami, w poszukiwaniu drewnianego panela, pod którym kryć się miało wejście do podziemi. Wysoka trawa drażniła moje nadgarstki, gdy tylko odsuwałem ją na wszystkie strony. Istne odludzie. Głupi wie, że na takim tworzy się najlepiej. I z kolei nikt bez powodu się tutaj nie kręcił. No, muszę przyznać, główka pracuje, panie Rose.
    Idąc dookoła tej samej ruiny raz kolejny, zaczynałem się poważnie irytować. Odpaliwszy papierosa, oparłem się o jedną ze ścian, z której natychmiast się coś posypało. Odskoczyłem więc, jak popa... Spokojnie się więc od niej oddaliłem i patrząc na nią niepewnie, strzepałem pył ze swoich pleców i ramion, następnie krótko, ale donośnie wołając Axla. Miałem serdecznie dość jakichś gierek w, jebanego, chowanego.
    - Wiedziałem, że znowu będziesz miał problemy z trafieniem. - Usłyszałem ze sobą doskonale znany mi ton głosu, którego właściciel uśmiechał się ironicznie. Miałem ochotę palnąć go w ten głupi łeb, ale skończyło się na tym, iż jedynie podałem mu swój pokrowiec. Początkowo rzucił pytające i jednocześnie wkurwiające spojrzenie na gitarę, którą dzierżyłem w dłoni, a następnie na futerał, który odepchnął i który z odgłosem obijających się o siebie butelek runął na ziemię.
    I nagle pytanie - czy nie mogłeś, kretynie, nieść gitary w pokrowcu - które wręcz wychodziło poza orbity jego oczu, nagle z nich zniknęło. Cóż... Czyżby jeden do zera dla Hudsona?
    - Chodź. - Podniósłszy czarny pokrowiec z ziemi, odchrząknął i odwróciwszy się na pięcie udał się w doskonale znaną sobie stronę.
    - Mijałem to z trzy razy - mruknąłem, widząc, jak najpierw wrzuca nasze zaopatrzenie, a następnie sam wsuwa się pod odsuniętą uprzednio, porośniętą czym popadnie, zardzewiałą kratę, na której jakiś mały pajączek urządził sobie mieszkanko w postaci pajęczyny. Uroczo. - Szkoda, że to, kurwa, nie jest kawałek drewna - powiedziałem, cytując wokalistę. Ten jednak nie odezwał się ani słowem. Progress.
    Faktycznie nie był to dobry moment na kłótnie. Zwracam honor.
    Wskakując za przyjacielem do tej nory, nie spodziewałem się, że...
    Ona tak naprawdę wcale nią nie będzie. Przyjemnie urządzone lokum, w którym spokojnie można było umieścić jakiś zaułek dla bezdomnych.
    - Ty... sam? - zapytałem z niedowierzaniem, rozglądając się po pomieszczeniu.
    - Nie, kurwa, w towarzystwie lasek, które, gdy ja urządzałem, ciągnęły mi... - nie dałem mu dokończyć, bo po jednym krótkim, wymagającym od niego, żeby się zamknął, spojrzeniu, faktycznie się uciszył.
    Postawiłem gitarę pod jedną z pomalowanych ścian, których kolor już dawno zdążył porządnie wyblaknąć.
    Nie była to wielka piwnica, a jedynie małe pomieszczenie, które kształtem ewidentnie przypominało kwadrat. Idealnie wpasowało się tutaj pianino, na którym przez dłuższą chwilę zatrzymałem spojrzenie, a zza którego z kolei każdy mój ruch uważnie śledził Axl. Liczył chyba na jakąś pełną zachwytu reakcję, ale co. No fakt, włożył w to kawał pracy, ale coś poza tym? Burak.
    Instrument z pewnością nie był nowy, o czym świadczyła między innymi obklejona grubym paskiem taśmy nóżka, znacznie krótsza od wszystkich, przez co znajdował się pod nią kawałek tektury. Pianino miejscami było widocznie uszkodzone. Lakier, którym było pokryte bez wątpienia stracił swój pierwotny blask. Mimo wszystko było jednak bardzo sprawne, o czym chwilę później się przekonałem. A Rose prezentował się za nim naprawdę dostojnie. Dziwne. Taki prostak, a jednak wygrzebał gdzieś w głębi swojej płytkiej moralności resztki kultury. Och, jakże mnie to poruszyło.  
    - Skąd masz to pianino? - zapytałem, w końcu decydując się na krótką gadkę, zanim przystąpimy do pracy. W końcu coś muszę wiedzieć o tym, jak zaznaczał, arcydziele. Unosząc pytająco brew do góry, dodałem - Nie mogłeś po prostu dostarczyć do Hell House?
    - Wyobrażasz sobie reakcję Alex na nie w domu? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Ja też nie. - Uśmiechnął się pod nosem i wrócił do sunięcia palcami po klawiszach, widocznie się rozgrzewając. - Na co czekasz? - zapytał po chwili, odrywając wzrok od zdartych klawiszy. 



    - Najpierw, to ja się napiję - oznajmiłem, sięgając po jedną z przyniesionych przeze mnie butelek. Została mi jednak ona natychmiast odebrana.
    - Najpierw - rzucił Rudzielec, naśladując mój ton głosu - to ty mi to zagrasz - wycedził przez zęby, podając mi kartkę, na której udało mu się zanotować kilka istotnych chwytów, na których zapewne bardzo mu zależało. - To będzie coś na miarę Eltona Johna - powiedział, a w jego oczach aż rozbłysnęło podekscytowanie. - Pierdolę. To będzie coś znacznie lepszego.
    W czasie, kiedy Rudy wręcz rozpływał się w ekscytacji, ja wyciągnąłem kolejną z butelek, już chwilę później rozsmakowując się w niej bez opamiętania.    
    Z tym, że moje zachowanie tym razem zostało owiane w trochę większe konsekwencje.
    - Pojebało cię? - syknąłem, patrząc z wybałuszonymi na wierzch oczami na ścianę, gdzie stała moja gitara. Obok instrumentu malowała się sporych rozmiarów plama, a szkło rozprysnęło się dookoła niego. Popatrzyłem na Rudego. W jego oczach nie było widać złości czy agresji, a jedynie masę zaangażowania i... No, sami wiecie czego.
    - Kurwa, stary - powiedziałem, klepiąc go po plecach i odwracając się przodem do niego - nie wiem, czym ona cię tak oczarowała, ale teraz wiem, jak cholernie wiele dla ciebie znaczy.
    Rudzielec początkowo wysilił się na delikatny uśmiech, jednak szybko przybrał grobową minę i wrócił do gry, nakazując, abym poszedł w jego ślady.
    Obejrzawszy gitarę, chwyciłem ją w dłonie i spojrzawszy jeszcze raz na kartkę, przystąpiłem do gry.    
    - No, mniej więcej tak to ma wyglądać - powiedział Rose. - Solówkę pozostawiam tobie.
    - I tak będzie milion razy sprawdzana i oceniana - mruknąłem, powtarzając wcześniejszą melodię raz jeszcze. Axl jednak nic nie odpowiedział. Zaczynałem go podziwiać. Czyżby nauczył się kończyć kłótnie w najodpowiedniejszym momencie?



    Kiedy wokalista co rusz zmieniał swoje pozycje - to z opierania się o pianino, to z dokładnego wycierania jego klawiszy palcem - ja stwierdziłem, że już chyba nic tu po mnie. Powtórzyłem swoją dotychczas stworzoną partię jeszcze kilka razy i zdecydowałem się wrócić do Hell House.
    - Zostaw - rzucił niedbale, kiedy chwytałem za futerał. - Jeszcze mi się przyda.
    - Chyba śnisz - warknąłem i schowałem gitarę do środka. - Co mam powiedzieć Alex?
    - Co chcesz. - Przewrócił oczami.
    - Czyli to, że trochę przedłużyłeś swój pobyt w hotelu z jakąś dziunią też pasuje? - zapytałem, uśmiechając się sztucznie.
    - Chyba już całkiem cię popierdoliło - warknął. - O co się tak do mnie rzucasz od samego początku? - zapytał, kiedy wyrzuciłem instrument przez dziurę, która nazywana była tutaj wejściem.
    Zatrzymawszy się w pół kroku, zacząłem tłumaczyć mu początkowo spokojnym tonem, o co dokładnie mi chodzi.
    - Czasami chciałbym po prostu, żeby nasze role się zamieniły.
    Pan spostrzegawczy podniósł jedynie brwi do góry.
    - Chciałbyś posuwać Alex? - kontynuował, a jego pięści momentalnie się zacisnęły. Nie miałem pojęcia, na jaką odpowiedź liczył. Tym razem to ja przewróciłem oczami.
    - To, co jest teraz, jest totalnie popieprzone, Axl. I oboje doskonale o tym wiemy - powiedziałem, wymuszając na nim kontakt wzrokowy. Rudzielec patrzył na mnie, chyba wciąż nie do końca wiedząc, o czym mówię. - Zabrałeś mi coś, co sam masz blisko siebie. Ale karma wraca. Kiedyś się o tym przekonasz.
    Nie czekałem zbyt długo na odpowiedź. Właściwie w ogóle na nią nie czekałem. Skończywszy rozmowę, wyszedłem po prostu z piwnicy i drogą, którą tu przyszedłem, zacząłem kierować się z powrotem do domu.
    Przechodząc przez Sunset Strip nietrudno było zorientować się, która jest godzina. Zerkając przez szybę do wnętrz różnorakich barów czy klubów i widząc w nich średnią zapełnioną liczbę stolików, łatwo było domyślić się, iż zbliża się pora obiadowa. Wczesne popołudnie też jak najbardziej pasowało do tego określenia.    
    Mijając Whiskey A Go Go, dobiegł mnie znajomy głos. Skądś go kojarzyłem, ale skąd - nie miałem pojęcia. Odwróciwszy się w kierunku nawołującego mnie człowieka, zauważyłem syna właściciela klubu - Arthura, który pełnił rolę menadżera i czuwał nad wszystkimi większymi imprezami, które odbywały się w ich lokalu.    
    - Dawno się nie widzieliśmy - rzuciłem, kiedy podszedł do mnie i poklepaliśmy się po plecach. Dopiero wtedy zauważyłem idącego za nim Kirka. Widać było zażenowanie malujące się na jego twarzy. Mogłem jedynie domyślać się, co się stało.
    Hammett nie pozostał dłużny i także przywitał się ze mną, jak ze starym przyjacielem. Dobrze, że czasy nieporozumień mieliśmy już za sobą. Głupio wyszło, ale każdy zespół bronił swojego, ekhem, przywódcy. Co tu dużo mówić - żaden z nas nie chciał uczestniczyć w starciu Rose-Hetfield. Ich konfrontacje nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Za to w czasie ich nieobecności czy samotnych wypadów do baru, niejednokrotnie stawialiśmy sobie nawzajem A L K O H O L E, różne alkohole, małe zboczeńce.
    Tak czy inaczej, teraz między naszymi obozami wszystko grało (do momentu, w którym albo Axl, albo James nie zaczęli wzajemnie wypominać sobie swoich szczeniackich wybryków) i to dosłownie. Po skończeniu albumu Metallica zaoferowała nam wspólną trasę. Dlaczego mieliśmy więc odmówić?
    - Powiedz, że zagracie u nas dzisiaj - nalegał Arthur, patrząc na mnie z nadzieją w oczach. Spojrzałem na niego jak na skończonego idiotę. - Slash, chociaż ty mnie nie wystawiaj - błagał, rzucając w międzyczasie wymowne spojrzenie na gitarzystę Mety. - Wszystkie bilety się rozeszły jak ciepłe bułeczki, a my nie mamy zespołu!
    - Rozeszły się bilety na Metallikę, jak więc my mamy teraz wskoczyć na ich miejsce? - zapytałem, wskazując dłonią na wyczerpanego bezowocnymi tłumaczeniami Kirka.
    - To miał być koncert-niespodzianka - oznajmił. - Jesteście moją ostatnią deską ratunku. Zapłacę wam dwa razy więcej za ten występ, niż obiecałem Hetfieldowi.
    - Nie wiem, Arthur - rzuciłem, przejeżdżając dłonią po karku. - Naprawdę nie wiem.
    - Czego możesz nie wiedzieć? Ludzie będą zachwyceni. Telewizja zapewni dodatkowy rozgłos, w dodatku możecie zagrać nawet akustycznie, nada to fajny klimat. To jak będzie? - Nie dawał za wygraną. - Ojciec mnie zabije, jeśli nie znajdę kogoś na zastępstwo.
    - Dobra, nie gorączkuj się tak. Zagramy.
    - Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. - Uścisnął mi dłoń. - Dwudziesta.
    - Będziemy.
    Kiedy Arthur od nas odszedł, odbierając w międzyczasie telefon i gwałtownie rozmawiając z kimś przez niego, razem z Hammettem udaliśmy się w stronę swoich mieszkań. Usta nam się nie zamykały, chociaż muszę przyznać, że tym razem Kirk stanowczo mnie przebił.
    - Głupio wyszło, ale co miałem zrobić? Dzisiaj gdzieś o czwartej nad ranem dzwoni do mnie James i mówi, że urlop mu się przedłużył. Kurwa, mógł jechać tydzień wcześniej z tą swoją Evelyn, jeśli wiedział, że nie będzie mógł się nią nacieszyć. Zresztą, powiedz sam, Slash, przyjacielu, ile można się pieprzyć, no ile? - Przystanął, aby odpalić papierosa. Poczęstował mnie chwilę potem, jednak odmówiłem i zdecydowałem się iść krótszą drogą, aby jak najszybciej ogarnąć swoich domowników do grania. Żegnając się z gitarzystą, dostałem od razu zaproszenie dla całego Hella na imprezę do Metalliki w weekend.
    Po drodze wstąpiłem jeszcze do budki telefonicznej, aby wykonać ostatnią rzecz, na którą miałem dzisiejszego dnia ochotę. No ale... jak mus to mus.
    - O dwudziestej gramy koncert w Whiskey A Go Go - zakomunikowałem, aby chwilę później spotkać się, z jak myślałem, wrzaskiem i pretensjami. Uzyskałem jednak krótką odpowiedź i chwilę później mogłem już swobodnie, choć z dzielnie trzymającym się mnie zdziwieniem, wrócić do naszego Piekielnego Domu. Super, rewelacja? Daj mi godzinę i będę? Czy ja aby na pewno dodzwoniłem się do tego Rose'a?
     Wszedłszy do Hell House zauważyłem, że nic się nie zmieniło. Duff szczerząc się od ucha do ucha siedział na kanapie w towarzystwie oglądającego telewizję Stevena, a nieopodal nich, na podłodze siedział Stradlin i pogrywał coś na gitarze.
    Nie ściągając butów usiadłem obok niego i wyciągając swojego akustyka od razu wytłumaczyłem, jakie plany mamy na dzisiejszy wieczór.
    - Da radę grać? - zapytałem, kiwając głową na Duffa i mierząc bruneta wyczekującym spojrzeniem.
    - Na trzeźwo gra lepiej, ale nie będzie najgorzej, jeśli wyjdzie w takim stanie. Poza tym do ósmej na pewno wytrzeźwieje. To jeszcze kilka godzin - odparł ze stoickim spokojem, upijając łyka z butelki pełnej Nightraina i wzruszając dodatkowo ramionami.
    Skoro tak.    
    Razem z Izzym wybraliśmy kilka utworów, które zdecydowaliśmy się zagrać. Przećwiczyliśmy je dwa razy i daliśmy na wstrzymanie. My nie damy rady?
    Jakąś godzinę później z góry zeszła Alex. Wsunęła niedbale swoje buty i trzaskając drzwiami wyszła. Chuj wie gdzie i chuj wie za czym. Ponowiłem swoje spojrzenie, które od razu wyłapał Izzy.
    - Może... no, wiesz - odparł, uśmiechając się wymownie.
    - Na pewno - rzuciłem, kładąc się na łokciu. - Przejdzie jej.
    - Oby - kiwnął głową. - Nic nie trwa wiecznie, nie?
    - Oby - mruknąłem, zatrzymując pusto wzrok gdzieś w oddali. 
  
~Perspektywa Alex~
 
    Przebierając nogami, zbiegłam sprawnie ze schodków, które prowadziły na hellhousową werandę.
    Ta, sprawnie to się, co najwyżej, poplątały niezawiązane sznurówki pod moimi nogami. Byłam bliska spotkania z betonem, kiedy czyjaś dłoń wylądowała na moim biodrze, zatrzymując moje opadające ciało i przyciągając je do siebie.
    - Gdzie tak pędzisz, księżniczko? - zapytał doskonale znany mi głos.
    - Teraz się, kurwa, znalazłeś, książę? - odparłam, uśmiechając się złośliwie. - Puszczaj mnie.
    - Nie ma mowy - rzucił i pocałował mnie w policzek. - Tęskniłem - powiedział, patrząc na mnie wzrokiem pełnym wyrzutów, kiedy wyrwałam się z jego objęć.
    Wlepiłam w niego niedowierzające, a zarazem mocno wkurwione spojrzenie i odwracając się na pięcie, zaczęłam iść w stronę Sunset Strip.
    Głośne westchnięcie zatrzymało mnie jednak na środku chodnika.
    - Co się dzieje? - zapytał Axl, który stając przede mną, wyglądał na naprawdę zmartwionego.
    - A co ma się dziać? - rzuciłam, wyrzucając ręce w górę. - Mój narzeczony po prostu totalnie mnie olewa i znika gdzieś na całe dnie, ale czy to ma być powód mojej złości? Skądże. - Zakończyłam, czekając, aż coś powie. On jednak milczał. Dobra taktyka, panie Rose.
    Nie czekając na jego łaskawą odpowiedź, ponownie ruszyłam przed siebie.
    - Zostaw mnie - warknęłam, wyrywając nadgarstek z jego uścisku.
    - Przepraszam - mruknął pod nosem, będąc widocznie w punkcie bez wyjścia.
    - Wiesz chociaż za co? - zapytałam, krzyżując ręce na piersi.
    - Wiem - odparł, uciekając przede mną wzrokiem.
    - Więc? - drążyłam, chcąc pokazać mu, że nie pozwolę na to, aby nas tak traktował. - Axl, popatrz na mnie - powiedziałam, kładąc dłoń na jego policzku i przekręcając jego głowę w moją stronę. - Jeśli nie jesteś na to gotowy, powiedz. Zrozumiem.
    - Przecież wiesz, że cię kocham - powiedział, a jego głos wydał się jakby załamany.
    - To dlaczego nam to robisz? - zapytałam.
    - Co?
    - To - oznajmiłam oschle. Musiałam być twarda. Któreś z nas w końcu musiało postawić sprawę jasno.
    - Nie mogę ci teraz nic powiedzieć, ale wkrótce się dowiesz, obiecuję - powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.
    - Na pewno? - zapytałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Przytaknął i delikatnie musnął mój policzek. Złapałam go za dłoń i wspólnie skierowaliśmy się w stronę zatłoczonej ulicy.
    Poszukiwania pracy zdecydowałam ponowić w Rainbow i The Troubadour, jednak i tym razem okazały się one bezskuteczne. Nigdzie nie potrzebowali żadnej nowej kelnerki. W trzecim odwiedzonym przez nas klubie, a mianowicie w The Roxy, Axl zdecydował zamówić nam po piwie i zajął stolik, w czasie, gdy ja próbowałam dogadać się z właścicielką. Co tu wiele mówić - klubowa robota zdecydowanie nie była przeznaczona dla mnie, bo i tym razem spotkałam się z odmową.
    - I co? - zapytał Rose, kiedy opadłam na skórzanej kanapie przed nim, upijając łyka piwa ze swojego kufla.
    - Nic - odparłam i chwyciłam za słomkę znajdującą się w szklanym naczyniu
.
    Siedzieliśmy przez blisko godzinę rozmawiając i snując jakieś tam plany na przyszłość. Było kilkanaście minut po siedemnastej, więc zdecydowałam się jeszcze na pójście do kilku okolicznych sklepów. A nuż tam coś znajdę.
    - Mam dość - oznajmiłam i usiadłam na krawężniku, odpalając papierosa. Oczy zaszły mi łzami, a dym nikotynowy przyjemnie pieścił moje płuca. - Chcę do domu, Axl.
    Wokalista przysiadł obok mnie, nie zważając na mijających nas ludzi i objął ramieniem, pozwalając, abym wtuliła głowę w jego ramię.
    - Brakowało mi tego - powiedziałam półgłosem.
    - Wiem, czego jeszcze ci brakowało - oznajmił, podając mi rękę. Kiedy wstaliśmy, zrozumiałam, gdzie mnie zabiera. Udaliśmy się wspólnie w doskonale znanym nam kierunku.
    Ledwo zdążyliśmy przekroczyć próg Piekielnego Domu, gdy Rose znalazł się przy mojej szyi i zaczął ją obcałowywać. W pełni poddałam się jego ruchom, jednak gdy moich uszu dobiegł dźwięk grającego radia, w którym leciał akurat Mercury ze swoim przebojem I Was Born To Love You, wiedziałam, że pozostali są w domu. A przy nich, szczególnie w taki dzień, jak ten dzisiejszy, nie miałam większej ochoty na jakieś akty miłości. Intymność była wręcz wskazana i to chyba jej zaczęłam pożądać równie co Rose'a.
    - ... you're my ecstasy... - śpiewał Axl, próbując naśladować Freddiego.
    - Ej - odepchnęłam go delikatnie, kiedy jego dłonie znalazły się na moich pośladkach. - Widzisz?
    - Co? - zapytał, wyrażając swoje poirytowanie w postaci zmarszczenia czoła. Koniecznie chciał dać mi do zrozumienia, że teraz tylko my jesteśmy najważniejsi i nie mamy czasu na pierdoły.
    - No właśnie nic - odparłam. - Gdzie oni wszyscy są?
    - O kurwa - mruknął i chwytając mnie za dłoń wybiegł z naszego azylu. 

~Perspektywa Izzy'ego~
 
    - Naprawdę mam szczerą nadzieję, że zaraz będzie - powiedziałem do reszty, która podobnie jak ja, siedziała jak na przysłowiowych szpilkach, oczekując, aż szanowny pan gówno-mi-wszyscy-możecie-Rose się tutaj zjawi. 



    - Ile do rozpoczęcia? - zapytał Slash, rozpoczynając nerwowy marsz po pomieszczeniu.
    - Dziesięć - odparłem, a nasza irytacja zaczęła zbliżać się ku swojemu punktowi kulminacyjnemu. - Jeszcze sporo czasu.
    Hudson mruknął coś pod nosem i obserwował wszystko, co działo się wśród nas. Duff wrócił już do siebie, więc jako tako się trzymał. Steven siedział dziwnie przybity - co mu się dziwić, zamiast perkusji miał grać przez cały występ na tamburynie.
    - Mam tylko nadzieję, że nie wyskoczy nam nagle z zagraniem tej nowej piosenki - powiedział Mulat, a ja nawet na niego nie patrząc, modliłem się w duchu, żeby tylko nie usłyszeć jej tytułu dzisiejszego wieczoru.    
    Nagle ktoś wpadł za kulisy. Arthur.
    - Dalej go nie ma? - zapytał, patrząc nerwowo na swój zegarek, który wyłonił się spod rękawa marynarki mężczyzny. Kiwnęliśmy przecząco głowami. Młody menadżer westchnął i wyszedł z pomieszczenia.
    Chwilę później do niego wrócił, a przynajmniej wszystkim tak się wydawało. Na całe szczęście był to Axl wraz z Alex, którzy byli dziwnie zawstydzeni. Rose zmierzył nas wzrokiem i odchrząknąwszy, podał wstępną kolejność piosenek, które mieliśmy zagrać.
    - One in a Million zostawimy na koniec - zawiadomił, kiedy podnieśliśmy się z miejsc.
    - Graliśmy to jeden raz - warknął Slash, oczekując wyjaśnień od wokalisty.
    - My nie damy rady?
    Jsię z tym dzisiaj gdzieś spotkałem.
    Chwilę później dostaliśmy po motywującym kopniaku od Alex, która najbardziej obawiała się o Duffa i widocznie zmartwiona była ciągłymi kłótniami pomiędzy Axlem a Slashem.
    - Będzie dobrze - mruknąłem jej na ucho i krótko przytuliwszy, wyszedłem za pozostałymi na scenę.
    Światła skupione na nas, wypełnione po brzegi stoliki i krótka gadka Rudego. Następnie już tylko to, co wszyscy lubiliśmy najbardziej - skopanie tyłka każdemu, kto tylko stanął przeciwko naszej piątce. Piątce stawiającej czoła całemu światu.




~~~
I tak oto nastał ten najmniej przyjemny moment, kiedy to muszę powiedzieć, że jest to ostatni wrzucany przeze mnie rozdział w te wakacje.
Już kiedyś mówiłam, że moja regularność, tj. wrzucanie jednego posta w tygodniu ulegnie zmianie. Idę teraz do szkoły średniej, więc nauki będę miała znacznie więcej. Co nie oznacza, że zaniecham pisania, nie, nie, nie. Jeszcze się trochę ze mną pomęczycie, hah.
Na pewno jednak częstotliwość wrzucania postów będzie bardziej znikoma. Tutaj nie pozostaje mi nic innego, jak prosić o wyrozumiałość.
Kolejny rozdział i kolejna dawka jakichś wyjaśnień. Tradycyjnie czekam na oceny w komentarzu, bo pod ostatnim to mnie zawiedliście. Ale rozumiem, wakacje, każdy korzysta. Ja także.
Do następnego!
Buźka!



   

24 komentarze:

  1. Co ty dużo mówić. Rozdział świetny. Trochę szkoda Alex, ale to wszystko się wyjaśni :D i tego właśnie nie mogę się doczekać.

    Jak przeczytałam, że to ostatnio rozdział to serce mi zamarło. Haha. Jednak uważnie przeczytałam do końca. Czekam z niecierpliwością na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super, chociaż szkoda, że opowiadania będziesz wrzucała rzadziej. Ale nauka najważniejsza. :D
    Czekam na kolejny ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Jak zawsze ;) Tylko akcja zrobiła sie troche monotonna. Fajnie by było jakby pojawili sie tez inni, nowi bohaterowie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie wszystko w miarę się unormowało ^^(a przynajmniej tak mi się wydaje) rozdział cudowny, co tu dużo mówić. Czekam na następny:p

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie najlepszy rozdział :D niestety zaczyna się era November Rain ;-; mam nadzieje ze chociaż u Ciebie Axl nie sfiksuje od kasy.
    Twoje opisy sa wręcz świetne, chciałabym tez tak umieć. No i romantiko Akszel, picobelo manific :D
    Tak trzymaj! I powodzenia w średniej! (Koty musza trzymać się razem, nie?)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, już. Czekałam, aż przestanie być gorąco i będę w stanie coś wymyślić. XD
    Tak, lol, wiem już, że to nie było One in a Million i WCALE NIE DLATEGO, ŻE MI POWIEDZIAŁAŚ. XD Sama się zorientowałam. Ale wprowadziłaś mnie przez chwilę w błąd, no co. Chyba tak miało być, idk. W każdym razie wiem już, że to będzie ważna piosenka dla Alex, którą Rose musi skrzętnie przed nią ukryć. Z tego powodu nadal stawiam na swoją drugą tezę, czyli November Rain. Wpierw brzmi to w sumie nieco absurdalnie, zwłaszcza jak Axl wspomina o reakcji Alex na to pianino (pianinofobia XD), ale ogółem to jest całkiem ciekawy pomysł, bo pokazuje, jak ważna jest dla Axla jego twórczość. Z drugiej strony robi to dla Alex, z tym że w swój pokrętny sposób, z uwzględnieniem najważniejszych dla niego wartości i zapomnieniem o tych, które mogą być ważne dla niej. To bardzo typowe dla niego.
    Kurde, tym razem naprawdę, naprawdę chciałam przeczytać jakąś fajną scenę erotyczną, a tu taki klops - przecież mają koncert! No i nie ma ruchania. :'(
    Niby tylko Kirk jest, ale i tak fajnie, że dałaś kogoś z innego zespołu, zwłaszcza z Mety. Jestem ciekawa, czy opiszesz tę imprezę, na którą są umówieni. Mogłoby być ciekawie.
    Serdecznie pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Było nieco dłużej, to teraz będzie krócej.
    Po pierwsze, zapomniałam Ci i pogratulować ponad 14k wyświetleń. Gratki kochana, zdecydowanie Ci się należy 😘
    Kocham perspektywę Slasha i mam nadzieję, że będzie pojawiała się cześciej.
    Moment pojawienia się Kirka zdecydowanie nie należy do moich ulubionych. Po prostu nie przepadam za Metallica (czy Skid Row, którzy paradoksalnie debiutowali na drugim krańcu kontynentu) w ff o GN'R. Taki mały mankament, aczkolwiek w twoim tekście zbytnio mi to nie przeszkadza. I tak będę czytała dalej xD To jest twoja twórczość, o której ty decydujesz. Poza tym nie da rady dogodzić wszystkim.
    Na szczęście moje obawy co do Axla na razie się nie potwierdziły. Dobrze, że nie mam zlych zamiarów, chociaż nie wszystko jeszcze przesądzone. Tak w ogóle obstawiam, że ta nowa piosenka to November Rain. Dodatkowo utwierdzają mnie słowa Rose, jakoby miał być to utwór na miarę Eltona Johna. Chyba nawet w którejś biografii był o tym fragment xD
    No nic, romantycznych scen nie poczytałam, ale może za to w następnym rozdziale wrzucisz opis koncertu. Nie wiem, ale z chęcią poczekam na nową część. Czuję, że się będzie działo.
    Miało być krótko, wyszło jak zawsze. Przynajmniej mam nadzieję, że cię nie przynudziłam tym komentarzem.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny 😉

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział :)
    Uwielbiam szczególnie te romantyczne sytuacje między A&A <3
    Gdyby nie byłi razem, nie wiem co bym zrobila. KOCHAM ICH �� ��
    Mam nadzieję, że nie będzie żadnych zdrad, niw przeżyłabym tego :D
    Czekam w takim razie na next :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja piernicze, kocham te opowiadania!
    Będę wchodzić tu codziennie, czy jest dodane.
    Axl i Alex��
    Nie wiem co zrobię bez opowiadan����

    OdpowiedzUsuń
  10. Najlepsze ����
    KOCHAM TO CO PISZESZ!
    Artyska z ciebie, genialnie byłoby jakbyś wydała książkę kiedys, bo kupiłabym taką :)
    Haha najbardziej rozwala mnie w tych opowiadaniach slash "jeb...... Chowanego" ��
    Czasami tu takie żarty genialne!
    LOV!

    OdpowiedzUsuń
  11. ZajeFAJNE!
    Czekam i proszę o next, next, neeeext! ��

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć Rocket Queen! :)
    Na wstępie chciałbym napisać, że bardzo mi przykro że będzie mniej opowiadań. Jeśli mam być szczera, to opowiadanie najlepsze jakie czytałam...
    I powiem Ci też, że znam cię z widzenia w szkole :)
    Jestem powiedzmy ciut młodsza od ciebie.
    Jeśli byłaby taka możliwość, to mogłabyś w następnym poście, napisać co ty sądzisz na temat pytań, które zadam.
    Mianowicie...
    Czy tylko ja, czuję taki żal, smutek w sercu gdy pomyślę o teraźniejszych Gunsach?
    Kurde, gdy patrzę na zdjęcia starego Axla, a tego z roku 2016, to mi mega przykro.
    Jeszcze gdy sobie zdaje sprawę, że tak naprawdę jest on młodszy od mojej babci o 6 lat...mógłby być spokojnie moim dziadkiem.
    Cholera, serce mnie boli gdy o tym myślę, takie ciacho w latach 80' i 90' a teraz? W ogóle czytałaś coś o tym, czemu tak się zmienił? Głos na szczęście po operacji ma praktycznie taki sam, ale gdy tak patrzę na wygląd...
    Slash i Duff prawie idealni, jak a dawnych czasów. Tylko ten Axl...na starych zdjęciach taki przystojny, ikona rocka w tamtych latach...
    No bo nie oszukujmy się, tak było...
    Szkoda że ten czas goni... Jak szalony.
    Gdy ja się urodziłam, zespołu w oryginalnym składzie nie było jakieś 9 lat?
    Dzisiaj sobie w twarz pluje, czemu mnie nie było w tamtych czasach. Gunsow poznałam od mojej mamy, całkiem przypadkiem... A tak przyszyli się do mnie i mojego życia...
    Co do zespołu i powrotu ekipy. Czytalam, że w wywiadzie z Axlem i Duffem, Axl myślał o pogodzeniu się ze Slashem, wreszcie nadszedł ten moment. Według mnie, trochę za późno, nawet bardzo :(
    Myślę że gdyby nie zespół Axl wyglądałby normalnie, a przynajmniej przypomniał by z sylwetki itd tamtego Axla. Zauważyłaś że schudł, czy mi się tak wydaje? :)
    No i propo, nie chce się żegnać z twoimi opowiadaniami i chce je czytać cały czas. Jedynie w nich zatrzymuje się czas i nie chce żeby się kończyły.
    One są jak miód na moje serducho, które jest smutne że nie żyło w tamtych czasach.
    Uff mam nadzieję że to przeczytałs i odpowiesz :)
    U jeszcze propo w wywiadzie niby axl powiedział że Izzy nie wiadomo a Adler miał operacje kręgosłupa. W wikipedii pisze za to, że do zespołu w 2016 dołączył Slash i Duff ��<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No witaj. Bardzo mi miło, że zostawiłaś po sobie komentarz i już zabieram się za odpowiedź na niego.
      Taka moja pierwsza sugestia, jeśli znasz mnie ze szkoły - podejdź, powiedz, kto, co, jak i kiedy, a z chęcią Cię poznam. ;)
      Odnośnie samej kwestii Gunsów - nie możemy porównywać przeszłości z teraźniejszością. Wiadomo, każdy z nich się zmienił, jeden mniej, drugi bardziej. W przypadku Axla i tak widać postęp. Kwitnie przy Slashu. Taki żywot frontmana, że lata na karku widać po nim najbardziej. Głos się z wiekiem zmienia, a po takich poświęceniach na koncertach chociażby z UYI Tour nie mogło być inaczej. Robił to jednak dla kogoś - dla wiernych fanów.
      Owszem, schudł. I jeszcze na pewno wiele przed nim.
      Co do wywiadu (wybacz za chaos, ale chcę to jakoś uporządkować) było tak mówione. Steven jednak gra, a Izzy... może z czasem się przekona. Brakuje mi go. Jak każdemu.
      Baaardzo mi miło przez te Twoje słowa, aż się rumieniłam, jak czytałam, haha. Mam nadzieję, że się poznamy. ;)
      Co do życia w latach 80. - no nie udało się, ale zawsze można je przenieść tutaj, co ja np. skrupulatnie robię. Choćby pisząc to oto opowiadanie.
      Nie wiem, co jeszcze dodać. Jeśli masz pytania to albo oferowana wcześniej rozmowa w szkole (1c LO, więc plan możesz sobie ogarnąć), albo znajdziesz mnie na facebooku poprzez grupę, która znajduje się w zakładce Kontakt.
      Jeszcze raz dziękuję za tyle miłych słów i cieplutko pozdrawiam. :*

      Usuń
  13. Ajjc napisze za jakiś czas na fb, mam cb w znajomych 😃
    Troszkę się wstydzę, ale napiszę albo spróbuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę cierpliwie czekała. ;)

      Usuń
    2. Anonimowy pisze...
      A propo, masz świetne koszulki Z Gunsow 😍
      Też se zamierzam kupić 😍

      Usuń
    3. Teraz albo nigdy.
      No i bardzo dziękuję. :D

      Usuń
  14. Hej Rocket :)
    Mogłabyś też mi odpowiedzieć, czy twoim zdaniem Axlowi zmienił się bardzo głos? :)
    Według mnie, tylko trochę.
    Gdy zamykam oczy i włączam jakieś koncerty z tego roku, mam przed oczami tego parę lat do tyłu Axla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj.
      W tej odpowiedzi posłużę się bardzo prostym przykładem - wykonanie Don't Cry w Detroit z obecnego roku. Puściłam je koleżance, która zna te największe hity Gunsów i była pewna, że jest to show z '91/'92. Zrobiła wielkie oczy, jak pokazałam jej, który to roi naprawdę.
      Wspominałam o tym wyżej - los wokalisty jest zdecydowanie najcięższy. Złośliwi czepią się wszystkiego, a ja i tak zawsze obstaję za Rosem. Chociażby sytuacja z nastoletnią kelnerką. Axl wykazał się tą wrażliwością, która tkwi w każdym z nas. No, ale takich rzeczy nie widzą media i jego przeciwnicy.
      Wracając jednak do pytania - wiadomym jest, iż łatwiej będzie mu zaśpiewać Mr. Brownstone czy Estranged od SCOM. Ludzie, trochę wyrozumiałości. Ma już tę pięćdziesiątkę na karku, a to ma duży wpływ na jego wokal. Który i tak pozostaje na czołowym miejscu najlepszych na świecie.

      Usuń
    2. I jeszcze, słyszałaś o tym że Axl coś ćwiczy?
      Przepraszam że taki natłok pytań.
      Opowiadanie przeczytane ��
      Zajebiste jak zawsze ��

      Usuń
    3. Nie słyszłam, ale to przez szkołę. Praktycznie nie ma mnie w domu i nie mam na nic czasu, a to dopiero pierwszy tydzień.
      Kiedyś czytałam ciekawy artykuł, daje do myślenia. ;)
      http://gunsnroses.com.pl/forum/news-20/przyczyny-wokalnej-niedyspozycji-axla/?PHPSESSID=e740f1ca08fe7c716524f7637ced6a30

      Usuń
    4. O, dziękuję ��
      Dał mi do zrozumienia... Czyli tak naprawdę on zaczął mieć problemy już na początku lat 90... Jak był o 25 lat młodszy.
      Uświadomiłam sobie już... Wszystko.
      Dziękuję bardzo ����
      Szkoda głosu Axla, naprawdę ta operacja odmładzająca struny głosowe... hm powiem Ci, że brzmi jak spa dla gardła :D
      Zobaczymy co będzie dalej, co jak co Axl ciągle przypomina z twarzy
      Axla z przed paru lat, nie ma się co oszukiwać :)
      Jeśli zrzucił by te kilogramy ( co naprawdę widać po koncertach jak skacze itd)
      O tu o tym przeczytałam, a co ty o tym sądzisz? :)
      http://www.terazrock.pl/aktualnosci/czytaj/Guns-N_-Roses-ruszy-w-dluzsza-trase.html

      Usuń
    5. Ja mocno w nich wierzę i będę śledziła dalsze koncerty. Daje z siebie wszystko i to się liczy. :)

      Usuń
  15. Rozdział mega nie mogę uwierzyć że Alex właśnie tak się zachowała Cal szykuje niespodziankę a ona tego nie docenia no dobrze zobaczymy co bedzie dalej życzę weny

    OdpowiedzUsuń