Strony

Bohaterowie All we need is just a little patience

Alexandra Jenkinson


 ,,Lepiej, żeby nienawidzili mnie taką, jaką jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.''

   Welcome to the jungle! - jakby to powiedział mój ukochany, Rose. Nazywam się Alexandra Jenkinson, mam dwadzieścia lat. Urodziłam się w listopadzie, dokładnie siedemnastego dnia tego miesiąca, w 1967 roku. Moim rodzinnym miastem była Filadelfia. Do Los Angeles los skierował mnie przypadkiem, a właściwie niezliczoną ilością przypadków, od których, rzecz jasna, wolałabym się uchować. Jednak cieszę się, że rozpoczęłam tutaj swoje nowe, lepsze życie. Ba! Poznałam wielu wspaniałych ludzi i moich przyjaciół, a właściwie najwspanialszą w świecie rodzinę, z którą mieszkam w Hell House. Chyba każdy już domyśla się o kim mowa. Axl Rose, Slash, Duff McKagan, Izzy Stradlin i Steven Adler. Piątka imprezowiczów kontra poukładana dziewczyna z dobrego domu. Werdykt był oczywisty. Kilka moich cech charakteru pod wpływem miejsca i towarzystwa, co prawda, uległo zmianie, ale czy tego żałuję? Absolutnie. 
   Co mogę o sobie powiedzieć? Chłopcy w mojej zlęknionej duszy odnaleźli zamiłowanie do prawdziwego rock n' rolla, z którym bałam się ujawniać wobec mojego szkolnego towarzystwa czy rodziny. Jestem na pewno bardzo wrażliwa i momentami cholernie nieśmiała, ale to tylko w chwilach, gdy ktoś naprawdę wpadnie mi  w oko. Nie oznacza to, że zabija to moją wrodzoną pewność siebie. Mogę powiedzieć, że jestem silną i niezależną kobietą, ale przychodzą takie dni, kiedy moim jedynym marzeniem jest wtulenie się w mojego ukochanego i zapomnienie o całym świecie. Zwykle wiem, czego chcę od życia, samej siebie i moich najbliższych, ale przychodzą chwilę, kiedy jestem okropnie niezdecydowana.   
   Znam doskonale smak każdej z wartości głównego założenia zespołu - Sex, Drugs & Rock N' Roll, jednak wydaje mi się, iż nie jestem od niczego uzależniona w specjalnie zaawansowany sposób. Wiadomo, od seksu i dobrego rock n' rolla nie stronię, imprezować także lubię, ale względem tego ostatniego znam granice swojej wytrzymałości. A i nie palę znowu aż tak wiele. Z reguły dla towarzystwa i smaku. Uznajmy, iż wszystko robię okazjonalnie, często ze zwyczajnego, ludzkiego, grzecznościowego gestu i obowiązku. 
   Nienawidzę myśleć o poddawaniu się, a co dopiero wprowadzać takie założenia do mojego życia. Nigdy. Zawsze daję z siebie wszystko i ani myślę odstąpić od tej teorii. Najgorsze, co może być, to użalanie się nad sobą w czasie, który możemy przeznaczyć na działanie. Jestem osobą pomocną, zwykle wiem, kiedy moich bliskich dręczy coś niedobrego i pierwsza wyciągam w ich kierunku pomocną dłoń. W zasadzie o nic nie trzeba mnie prosić. Za piątkę tych zwariowanych mężczyzn oddałabym życie, jeżeli zaszłaby taka potrzeba. Chcę w pełni wykorzystać młodość, aby pozostawić po sobie jakikolwiek ślad. Typowa ze mnie buntowniczka. I to taka, która najchętniej skopałaby każdemu tyłek, byleby tylko walczyć o swoje racje i przekonania. 
   Podążając w kierunku zakończenia moich wywodów, kojarzcie moją osobę z rodowitą rebeliantką o mglistej przeszłości, której unika niczym ognia, posiadającą sensytywną duszę i barwną osobowość, mającą własne zasady, podążającą własną drogą, nie spoglądającą w tył i obiektywnie oceniającą ludzi. I oczywiście niezwykle towarzyską, gdyż wszystkich tych, którzy naprawdę są czegoś warci, zabiorę w naszą wspólną podróż do Paradise City 

William Axl Rose, 
a naprawdę William Bruce Bailey Jr.


,,Jesteśmy stworzeni z dwóch kontrastujących idei: miłości i strachu. Wybierz jedno z nich i żyj.''

   Cóż mogę powiedzieć o Axlu? Najbliższy mi spośród wszystkich członków zespołu, niewysoki, dwudziestopięcioletni mężczyzna, urodzony w Lafayette szóstego lutego 1962 roku. Niezwykle charyzmatyczny i utalentowany człowiek z zawiłą przeszłością, o której nie mówi, ani do której nie przyznaje się praktycznie nikomu. Jest to jedna z tych rzeczy, wobec których potrafimy się idealnie zrozumieć. Najwidoczniej to tak bardzo nas do siebie zbliżyło. Pięciooktawowy, charakterystyczny, skrzeczący głos, reprezentatywne ruchy na scenie, długie, rude włosy, związane niedbale bandaną, wyraziste rysy twarzy, wrażliwa dusza skrywana pod skorupą prawdziwego twardziela. 
   Momentami przejawia w sobie niebywałą szarmanckość. Jest kochany, troskliwy i ciepły, lecz także nieprzewidywalny i apatyczny. Miewa swojego humorki, co przyzwyczaiło nas do jego impulsywności i momentami nadmiernych zmartwień. Bywa sentymentalny i romantyczny, ale podobnie, jak o swojej ogromnej, ale jakże pięknej, wrażliwości, która pozwala mu na stworzenie cudownych piosenek oraz okazania czułych gestów i wypowiedzenia ujmujących słów, nie mówi otwarcie. 
   Axl jest nadzwyczajnie tajemniczą osobą, co tylko pogłębiło moje uczucia wobec niego. Często poddaje się rutynie i pozwala sobie na samotne rozważania oraz przemyślenia, które zwykle zapewniają mu genialne pomysły na kolejne kompozycje. Jest naprawdę wyjątkowym i niepowtarzalnym mężczyzną. Dla osób, na których mu zależy potrafi zrobić wszystko, aby sprawić, by na ich twarzy zagościł uśmiech. Notorycznie jednak nieświadomy swoich czynów potrafi bardzo dobitnie zranić. 
   Jest perfekcjonistą i świetnym wokalistą. Potrafi również grać na pianinie. Muzyka jest dla niego odskocznią od szarej rzeczywistości, z którą walczy właśnie przez tworzenie własnej wizji idealnego świata, którą zawiera w swoich utworach. Nie przebiera w słowach, niczego nie udoskonala. Jego często kontrowersyjny sposób ubierania się czy ukazywania poglądów, który zawsze zawierał w tekstach swoich piosenek, idealnie wpasował się w świat lat 80., gdzie młodzi ludzie znudzeni erą muzyki metalowej, oczekiwali na coś nowego, ekscytującego, emanującego pozytywną i motywującą energią, a jednocześnie niebezpiecznego i przysparzającego o dreszczyk emocji. Jest sobą, dlatego ludzie tak bardzo go pokochali. 
   Rose zdecydowanie jest typem człowieka, który docenia pewne wartości dopiero po ich utracie. Jako jedyny z zespołu nie ma problemu z używkami. Lubi się dobrze bawić, ale alkohol, narkotyki i papierosy nie są dla niego niezbędnym elementem jego życia. Choć w sumie takie podejście do środków odurzających, jak i wszystkich innych kwestii dnia codziennego, zależy od jego humoru danego dnia. 
   Zespół i jego najbliżsi są dla niego najważniejszymi wartościami na Ziemi. Przynajmniej do czasu... 

Slash,
 

a właściwie Saul Hudson


,,Zaprzedałem duszę gitarze. Gdybym teraz przestał na niej grać, nie byłoby dla mnie miejsca na świecie.''

   Brak jakichkolwiek więzów krwi, a mogę powiedzieć o nim, jako o najwspanialszym bracie na Ziemi, którego nigdy nie przyszło mi mieć. Niezwykle przystojny i urokliwy Mulat, który urodził się dwudziestego piątego lipca 1965 roku w Londynie, był pierwszą życzliwą osobą, którą spotkałam w Mieście Aniołów i jedyną, która zaoferowała mi pomoc i uratowała przed wylądowaniem na ulicy. Mężczyzna posiadający duszę prawdziwego artysty, co najdoskonalej uwidacznia się, kiedy gra na gitarze.
   Miliony drobnych loczków opadających na twarz, czekoladowe oczy, których możliwość zobaczenia mają naprawdę wyjątkowe osoby, cylinder na czubku głowy, pełne usta, które jako jedyne nie są ukryte pod burzą ciemnych włosów, trzymany w nich papieros, skórzana kurtka, dzierżona w dłoni butelka dobrej whiskey i gitara na kolanach - tak w skrócie mogłabym opisać wygląd zewnętrzny Hudsona. Jego silne i umięśnione ramiona, na których widać niezliczoną ilość uwypuklonych żył, stanowią idealne miejsce, w którym bezproblemowo można ukryć się przed wszelakim złem całego świata. 
   Saul jest bardzo wrażliwym i cholernie nieśmiałym mężczyzną. Wielokrotnie powtarza, że gdyby nie tak dobra dostępność do alkoholu i innych używek, prawdopodobnie świat nigdy by o nim nie usłyszał. Za jego włosami kryje się prawdziwe ja Mulata. Jest uzależniony od papierosów, alkoholu i narkotyków, ale walczy z tym na miarę swoich możliwości. Mówi, że jeżeli kiedykolwiek choćby pomyśli o skróceniu swoich włosów lub zaprzestaniu gry na gitarze, skończy z używkami. Jego dość nietypowym zamiłowaniem jest fascynacja wężami. 
   Hudson jest bardzo troskliwym i opiekuńczym człowiekiem. Często mi powtarza, jak bardzo się o mnie martwi. Stara się pomóc wszystkim, którzy mają jakiś problem. Mocno angażuje się w życie zespołu, a wszystkich mężczyzn traktuje jak swoich rodzonych braci. Jest świetnym, a co najważniejsze, wiernym i lojalnym przyjacielem. Fenomenalnie sprawdza się w roli rozmówcy i słuchacza. Emanuje tak pozytywną energią, że sama jego obecność działa na mnie podbudowująco. Zawsze można na niego liczyć, niezależnie od pory dnia i nocy. Jest cierpliwy i wyrozumiały. 
   Pewne wydarzenia z przeszłości nie pozwalają mu na posiadanie kobiety, dlatego, jak sam mówi, jego kochanką jest gitara. I muszę przyznać, że bardzo dobrana z nich para, bo razem prezentują się naprawdę znakomicie, żeby nie wspomnieć o obłędzie ich współpracy, który z dnia na dzień osiąga coraz wyższy poziom perfekcji, co z kolei prowadzi Slasha do bliskiego już wkroczenia na piedestał iście szczytowej formy. Jest świetnym kompozytorem, a jego wysoki poziom inteligencji pozwala na udoskonalenie każdego tekstu Rose'a, a nawet stworzenie własnego. Jego riffy i solówki na zawsze odmieniły świat rocka, czyniąc go jednym z najbardziej legendarnych gitarzystów rockowych w historii. Na scenie jest najwdzięczniejszym obiektem do obserwacji. Jego płynne ruchy miednicą i wspaniałe miny znacznie podnoszą poziom jego seksapilu i sprawiają, iż żadna z kobiet nie jest w stanie oderwać od niego wzroku. Dzięki swojej prezencji scenicznej i swojej oryginalności zyskał naprawdę przeogromną ilość fanów na całym świecie. Nie zaprząta sobie jednak głowy kobietami, które, jak sam twierdzi, nie zaakceptowałyby jego osoby, a jedynie zawartość jego portfela, czego nie potrafiłby znieść. Bo jak żyć w świadomości, że ktoś pokochał twoje pieniądze, a nie ciebie? 
   Slash jest duszą towarzystwa, a jego poczucie humoru, które momentami przeplata ironia, zawsze poprawia mi humor. Nie jestem w stanie określić, co bym bez niego zrobiła. Wiele mu zawdzięczam i nie wyobrażam sobie, że nagle mogłoby go zabraknąć w moim życiu. Slash jest po prostu jego nieodłączną częścią. Kocham go, jak rodzonego brata. Bez niego nie istnieję. 

Duff Rose McKagan,
a naprawdę Michael Andrew McKagan



,,Wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny: poobijani, popękani i ciągle szukający przebłysków słońca, które rozmiękczyłyby doskwierające nam odciski i przegoniły chłód.''

   Blisko dwumetrowy, cholernie przystojny, tleniony blondyn z Seattle, w którym urodził się piątego lutego 1964 roku. Od naszego pierwszego spotkania bardzo się polubiliśmy, żeby od razu nie powiedzieć, iż wpadliśmy sobie w oko. Tak, blondyni zdecydowanie mają w sobie to coś. A ci wysocy i w dodatku tak pociągający, jak McKagan, są naprawdę godni uwagi, której w moim przypadku, rzecz jasna, nie mogło zabraknąć. Nie muszę chyba wspominać o tym, iż ten wyjątkowy mężczyzna porządnie zawrócił mi w głowie. Na szyi nosi srebrną kłódkę, zawieszoną na również srebrnym łańcuchu, na wzór tej, którą posiadał idol mężczyzny - Sid Vicious, basista Sex Pistols - a na jego głowie widnieje spory blond tapir.
   Warto także wspomnieć o jego cechach charakteru i niezwykle barwnej osobowości. Jako najmłodszy spośród licznego rodzeństwa perfekcyjnie opanował sztukę kompromisu, dzięki czemu zawsze trzyma rękę na pulsie, jeśli rozchodzi się o podejmowanie decyzji w sprawach zespołu. 
   Jest świetnym basistą, a jego gra niejednokrotnie przyprawia mnie o poczucie przyjemnego ciepła i gęsią skórkę, nie wspominając o dreszczach, skutecznie wstrząsających całym moim ciałem. Uwielbiam obserwować go na scenie, podobnie, jak pozostałych mężczyzn. Jest multiinstrumentalistą. Oprócz gry na każdym rodzaju gitary, potrafi zagrać także na perkusji. Co, jak co, ale wyczucie rytmu to Duff ma pierwszorzędne. Wręcz bezbłędne. Bez wątpienia może pochwalić się tą umiejętnością. Potrafi powalić na kolana. Ma także świetny głos, który stanowi idealne dopełnienie w postaci chórków. Pełne skupienie malujące się na jego twarzy, a jednocześnie ta pewność siebie, kiedy gra na gitarze i porusza się po scenie, są naprawdę godne obserwacji na żywo. Tego nie da się opisać słowami. To trzeba zobaczyć na własne oczy, poczuć na własnej skórze i usłyszeć na własne uszy. A uczestnictwa w takim widowisku nie sposób żałować. To po prostu trzeba przeżyć. 
   Duff jest spokojnym, cierpliwym, opanowanym i niekonfliktowym mężczyzną. Przy okazji jakiejś kłótni zawsze pozostaje neutralny, nie lubi być w centrum uwagi. Jest niezwykle czułym i kochającym mężczyzną, przy którym mogłam poczuć, co tak naprawdę znaczy być bezpieczną i szczęśliwą. Jest bardzo delikatny i opiekuńczy. McKagan jest mężczyzną bardzo troskliwym i odpowiedzialnym. 
   Jednak jak przystało na rdzennego rockmana i członka Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata, zmaga się również z nałogami. Lubi imprezować, co sprawia, że jego z reguły łagodne podejście do życia zostaje naruszone. Nie potrafi nad sobą panować i nie zna umiaru w przyjmowaniu używek. Ilość spożywanego przez niego alkoholu staje się momentami naprawdę przerażająca, jednak jak sam przyznaje, ma do siebie o to żal i próbuje z tym walczyć. Obiecał mi, że postara się ograniczyć używki. Wielokrotnie poświadczał, iż będzie o to walczył. Mam nadzieję, że uda mu się zwalczyć ten uciążliwy i niebezpieczny problem, zanim przyjmie naprawdę monstrualne i nieprzezwyciężone rozmiary. W końcu ma nas, swoją pierdolniętą rodzinkę, na której zawsze może polegać. 
   Podobnie, jak pozostałych, bardzo go kocham i cholernie się o niego martwię. Jest człowiekiem, z którym jestem w stanie porozumiewać się bez zbędnych słów. Jestem pewna, że razem uda nam się pokonać wszystkie przeciwności losu, które życie postawi na naszej wspólnej drodze. 
   Bez wątpienia Duff należy do tej grupy osób, bez której nie wyobrażam sobie mojego dalszego życia. Po prostu kurewsko mi na nim zależy i nie potrafię przyswoić sobie myśli, że nagle miałoby go zabraknąć. Nie ma takiej opcji.

Izzy Stradlin,
a naprawdę Jeffrey Isbell



,,W zaciszu twoich ust odnalazłem schronienie dla mojej miłości.''

   Najcichszy i najbardziej tajemniczy członek zespołu. Dwudziestopięcioletni, przystojny brunet, który urodził się w Lafayette, w stanie Indiana, ósmego kwietnia 1962 roku. Jest świetnym muzykiem - gra na gitarze rytmicznej i osobiście wykonuje niektóre piosenki. Jest autorem większości tekstów utworów zespołu, a do każdej piosenki dołożył coś swojego. Od jego zdania zależy, czy dana piosenka w ogóle ujrzy światło dzienne. Stradlin jest bardzo inteligentnym człowiekiem, a jego geniusz muzyczny pozwolił na stworzenie wielu wspaniałych utworów. Jest typem człowieka, który stanowi idealne uzupełnienie pewnej całości. 
   Jest świetnym przyjacielem i słuchaczem, na którym zawsze można polegać. Niezależnie od sytuacji zawsze potrafi pomóc, udzielając trafnych uwag i rad. Bardzo cenię go za to, jakim człowiekiem jest: cichym, spokojnym i małomównym, który pomimo takiej natury ma nad wszystkim kontrolę i bez względu na okoliczności gotowy jest do poświęceń dla swoich bliskich. Jako jedyny z zespołu ma wpływ na Axla, być może przez to, iż są wieloletnimi przyjaciółmi. 
   Brunet nie lubi wyróżniać się z tłumu. Zdarza się założyć mu kolorowe spodnie, ale z reguły unika większego zainteresowania jego osobą ze strony ludzi czy fanów. Zwykle przemieszczając się po ulicy żaden z ortodoksyjnych fanów Guns N' Roses nie jest w stanie rozpoznać gitarzysty. A wszystko przez ten zwykle głęboki wzrok, który momentalnie potrafi zamienić w puste spojrzenie, wbity w ziemię, kosmyki ciemnych włosów leniwie opadających na twarz, czapkę nasuniętą niemal na czoło, papierosa wystającego z ust, którego Stradlin zwykle ma w zwyczaju solidnie przeżuwać przed odpaleniem, i ręce skrywane w kieszeniach jeansowej kurtki. Mówi się, iż oczy są zwierciadłem duszy. I w przypadku bruneta to stwierdzenie jest jak najbardziej trafne. W jego spojrzeniu jest coś bardzo ujmującego, coś, co sprawia, że tajemniczość jego osoby zostaje pogłębiona. Można z nich wyczytać naprawdę wiele, jednak praktycznie nikt nie jest w stanie w pełni zrozumieć tego, co ujrzy w tym bezdennym spojrzeniu bruneta. 
   Stradlin ma problem z narkotykami, swego czasu zajmował się dealerką. Zażył ich już tak ogromne ilości, że kiedy bierze okazjonalnie, nawet tego po nim nie widać. W porównaniu z dragami znacznie mniej pije, choć zarówno od alkoholu, jak i papierosów nie próżnuje. Bardzo angażuje się w życie zespołu i przyjaźń. W gruncie rzeczy, właściwie pod każdym względem jest człowiekiem niezastąpionym. Jest bardzo uczuciowy i trwały w tym, co robi lub w czym uczestniczy. Dotyczy to przede wszystkim muzyki, której oddaje całego siebie, co idealnie odzwierciedlają piosenki jego autorstwa, jak i miłości, w której postępuje identycznie. 
   Izzy jest osobą bardzo konsekwentną i z trudem patrzącą na pewne niedoskonałości, wynikające z braku odpowiedzialności czy lenistwa. Nie jest jednak zawistny i pamiętliwy. Charakteryzuje się wyrozumiałością i nie ocenia ludzi po pozorach. Zawsze stara się kogoś dobrze poznać, zanim wyrazi swoje zdanie na jego temat. Jest typem indywidualisty, który wszystkie swoje sprawy, zmartwienia i problemy rozwiązuje samotnie, chodząc na spacery  w oddalone od miasta, znane tylko jemu, miejsca i zakątki. Z reguły to, co aktualnie chodzi mu po głowie zawsze zawiera w swoich piosenkach. Jego intelekt jednak używa tak bogatego przesłania, iż nikt nie jest w stanie bezpośrednio wniknąć w psychikę Izzy'ego i odczytać z jego tekstu to, co tak naprawdę stanowi w nim główny powód do rozważań. Chyba jedynie kobieta, którą obdarzy swoją miłością, będzie w stanie poznać go tak naprawdę, w pełni, pod każdym względem. Jednak, jak dotąd, jedyną przedstawicielką płci przeciwnej, którą Stradlin traktował z wygórowanym, należytym szacunkiem i pozwalał jej spoczywać na swoich kolanach, była gitara. 
   Nigdy nie chce mówić o tym, co go męczy. Twierdzi, że każdy ma swój próg wytrzymałości i jeżeli coś będzie nie tak, na pewno zwróci się do nas z prośbą o ewentualną pomoc. Bardzo lubię jego głos, dlatego, kiedy wreszcie uda mi się zmusić go do rozmowy, rozkoszuję się każdym słowem wypowiadanym z jego ust. Nie wiem, co w nim takiego jest, ale ton głosu Stradlina zalicza się na pewno do rzeczy magicznych, wręcz hipnotyzujących. 
   Bardzo lubię Izzy'ego i podziwiam go za wszystko, co robi dla siebie, zespołu i swoich bliskich. Brunet wychował się bez ojca, co wpłynęło na jego stosunek do kobiet, wobec których zawsze zachowuje się kulturalnie i z należytym im szacunkiem. Jest bez wątpienia altruistą, który dobro innych przedkłada nad własne.
   Podziwiam go za ten wrodzony spokój i umiejętne, racjonalne myślenie. Wydaje mi się, że nagłe zniknięcie gitarzysty, pozostawiłoby znaczące piętno w życiu zespołu. 
   Jak mówiłam, Izzy zalicza się do takich osób, których pod właściwie każdym względem nie da się zastąpić. On jest po prostu nadzwyczajnie szczególną osobą i dlatego tak bardzo się do niego przywiązałam.

Steven Popcorn Adler,
urodzony jako Michael Coletti 



,,Hałas jest drogą życia.''

   Najbardziej zaraźliwy uśmiech na świecie, który nie należy do nikogo innego, jak uroczego blondyna, urodzonego w Cleveland dwudziestego drugiego stycznia 1965 roku. Steven, znany również jako Pudel lub Popcorn, ze względu na swoją fryzurę oraz Żywy Dywan, zważając na fakt obfitego owłosienia na klatce piersiowej i brzuchu mężczyzny, jest bardzo przyjaznym i towarzyskim człowiekiem. Zaraża optymizmem, który głosi zaraz po zasadzie pokój i miłość. Jest osobą, która lubi być w centrum uwagi. Często stara się poprawiać wszystkim humor, czego nie wyzbywa się nawet w najbardziej krytycznych sytuacjach. Ogólnie rzecz biorąc, wszyscy traktują Stevena jak duże dziecko, rzadko podchodząc do niego poważnie. 
   Jest świetnym perkusistą, który idealnie potwierdza założenie, że nie liczy się ilość, a jakość. Na niewielkiej ilości elementów perkusyjnych potrafi zagrać o wiele lepiej, aniżeli osoba z najlepszym sprzętem, otaczającym ją z każdej strony. Jest żywym dowodem na to, iż człowiekowi nie potrzeba wiele do szczęścia. Stevenowi całkowicie wystarcza jego pasja, miejsce, gdzie może się przespać, dobre śniadanie i... No właśnie. 
   Pod zniewalającym uśmiechem blondyna kryją się jednak pewne problemy i zmartwienia, które nasz Pudel próbuje zwalczać w bardzo niekorzystny dla niego pod względem zdrowotnym sposób. Jest uzależniony od narkotyków i to w dosyć zaawansowanym stadium. Kiedy nie bierze, staje się agresywny i nerwowy, co jedynie pogłębia nasze zmartwienia w stosunku do jego osoby.
   Mimo wszystko jednak wszyscy jesteśmy do niego bardzo przywiązani. Jego optymistyczne podejście do życia, z którego nie zamierza zrezygnować, bo jak sam twierdzi, po co psuć sobie dzień, podczas którego życie daje nam tyle powodów do radości, uśmiech, zabawne komentarze, rozwalająca szczerość i sama jego obecność sprawiają, że Adlera po prostu nie da się nie lubić. Jest tak pozytywną osobą, której nieobecność od razu odczuwać w swoim otoczeniu. Stevenek jest po prostu niepoprawnym marzycielem, ale może to i lepiej? Jest wiecznie szczęśliwy, a przecież właśnie o to chodzi w życiu. 
   Jednak jego zalety, momentami przeistaczają się w jego największe wady. I to niestety głównie na niekorzyść blondyna. Popcorn bywa łatwowierny i naiwny, czego efektem są najczęściej rozczarowania wynikające ze związku, w którym został zwyczajnie wykorzystany. 
   Pomimo wszelakich zmartwień perkusisty, Steven zawsze będzie doszukiwał się powodu do radości, czym skutecznie potrafi sprawić, aby jego dzień stał się lepszy i weselszy. Dlatego zawsze, kiedy towarzyszą mi jakieś zmartwienia, ten zwariowany blondyn jest na nie najlepszym lekarstwem. Jego osoba stanowi genialne rozwiązanie w obrębie najgłębszych i najpoważniejszych życiowych rozterek. Jego beztroskie podejście to życia jest wręcz urocze i zniewalające. Zresztą jak cały on. 
   Szalony, pocieszny, rozkoszny, charyzmatyczny i przesympatyczny. O Stevenie nie da mówić się inaczej, jak w samych superlatywach. Sama jego obecność wzbudza radość. I właśnie to jest w nim takie wyjątkowe i magiczne. Niecodziennie rodzą się tacy, jak on. I dokładnie to czyni go tak niepowtarzalnym. 

Annie Finley,
a naprawdę Anastasia Brown


,,Nie przestawaj próbować, a dostaniesz to, na co zasługujesz.''

    Blondwłosa modelka z niewydolnością serca. Urodziła się w październiku 1965 roku, jako córka państwa Brown. Po śmierci swojej matki i ogromnych aspiracji na pracę w branży modowej, za sprawą zatroskanego ojca, który za wszelką cenę chciał pomóc w realizacji marzeń ukochanej, lecz niestety niepełnosprawnej córki, zmieniła swoje imię i nazwisko na godność swojego szefa, co od razu umożliwiło jej funkcjonowanie w modelingu, w dodatku gwarantując jej profesjonalne sesje, ze względu na to, jak znaczącą postacią i autorytetem był jej ojciec wśród pozostałych pracowników. Nie obyło się niestety bez drobnego kłamstwa związanego ze stanem zdrowia Finley, ale... Kto zwracałby uwagę na błahostki?
   Annie pomimo zmiany nazwiska zawsze podkreśla, iż całym, choć nie do końca zdrowym sercem do końca pozostanie przy swoich rodzicach. Podobnego stosunku nie ma niestety do swojej siostry, którą od zawsze uznawała za skończoną wariatkę i urodzoną psychopatkę.
    Finley jest osobą, która przyzwyczaiła się do obracania w bardzo ekskluzywnym i wpływowym gronie. Jest bardzo naiwna. Każdego, kto tylko przebywa w jej otoczeniu traktuje, jak najbliższego przyjaciela, jednak w chwili, gdy dana osoba zniknie z jej towarzystwa, przystępuje do dobitnej krytyki na jej temat.
    Wartości materialne skutecznie przysłoniły oczy kobiety. Ze względu na swoje możliwości, zagwarantowane dostatkiem pieniędzy, innych ludzi traktuje z góry.
    Blondynka dobiera sobie towarzystwo w sposób taki, aby wszyscy, którzy przebywają blisko niej powielali jej racje i snuli wszelakie pochlebstwa na jej temat. Uwielbia być bowiem traktowana jak księżniczka i brana zarówno przez fotografów, jak i innych ludzi, jako wzór do naśladowania.
    Bez większego zastanowienia można określić Finley mianem przeciwieństwa jej młodszej siostry. Obydwie są przykładem dobitnego kontrastu.
    Ann lubi mieć wszystko idealnie poukładane w swojej szafie i głowie. Jest perfekcjonistką, ale raczej w tym negatywnym tego stwierdzenia znaczeniu -  momentami aż do przesady. Często przejawia symptomy nadmiernej pedanterii.
    Finley jest egoistką. Będąc małą dziewczynką była wychowywana, jako jedynaczka. Blondynka jest panikarą, ma także wiele fobii, spośród najczęściej ukazuje te przed utratą znajomych czy niezbędnych w jej mniemaniu dóbr materialnych. Okropnie boi się także małych zwierząt oraz żywi niechęć i obrzydzenie do większych.
    Narzeka na brak miłości, a każdego z mężczyzn, który tylko znajdzie się w zasięgu jej ręki, odprawia z kwitkiem. Jest typową kobietą - niezdecydowaną i kapryśną. Lubi rozmawiać o pieniądzach, często się przechwalając. Jest przekonana o swoim pięknie i nieujarzmionym intelekcie, co podkreśla przy każdej możliwej okazji. Momentami przejawia w swoim zachowaniu czystą głupotę, wywołując śmiech pośród nieco bardziej inteligentnych od niej osób. Zdecydowanie zalicza się do grona bardzo specyficznych ludzi, wobec których określenie naszych emocji jest niebywale uciążliwe.


Julie Clarke


 ,,Na świecie są dwa rodzaje ludzi - tacy, którzy mnie lubią i tacy, którzy mogą iść do diabła.'' 
  
    Zbuntowana osiemnastolatka, urodzona w Nowym Jorku. Długie, naturalnie kręcone włosy to jeden z niewielu elementów jej urody, które w sobie lubi. Oczy i usta zamykają podium trzech tolerowanych przez Clarke cech jej wyglądu. Jest głęboko zakompleksiona, ale nie obnosi się z tym faktem. Raczej stara się unikać niewygodnych dla niej tematów.
    Temperamentna i zawsze stawiająca na swoim kobieta, która ze względu na swoją przeszłość odbyła niekrótką podróż po części Stanów Zjednoczonych, początkowo przemierzając wschodnie wybrzeże, a następnie, wraz z chwilą ukończenia pełnoletności, lądując po przeciwnej stronie kraju.
    Na zachodzie, w Los Angeles, ze względu na wyrzeczenie się jej przez rodzinę, została zaadoptowana przez niejakiego Jasona Browna i zmuszona tym samym do zamieszkania z nim oraz z jego córką, Annie. Kobiety często się kłócą, głównie przez różnicę zdań, poglądów, a także i wieku. Nie są w stanie znaleźć wspólnego języka, przez co od samego początku przyjazdu Julie, Ann dogryza jej w każdy możliwy sposób, pogłębiając tym samym ich siostrzany konflikt.
    Pomimo wielu przeciwności losu, brunetka nie przestaje się uśmiechać. Ma wybitne poczucie humoru, którym stara się dzielić ze wszystkimi dookoła. Jest typem osoby, która albo kocha, albo nienawidzi. Nie ma dla niej wartości pomiędzy, dlatego też tego samego oczekuje od osób, których danym uczuciem obdarza.
    Przykład rodowitej buntowniczki, która dzielnie trzyma się swoich zasad i dąży do realizacji postawionych sobie celów, często pozostających wysoko postawionymi na szczeblu jej możliwości.
    Nie zważając na swój młody wiek, powiązany z ledwo osiągniętą pełnoletnością, Julie jest duszą towarzystwa, znającą doskonale smak dobrej imprezy. Nie obce są jej środki odurzające, jednak po wielu przejściach zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa powiązanego z ich zażywaniem, co jedynie skłania ją do ograniczania nałogów, nie pozwalając tym samym, aby używki przejęły nad nią kontrolę. W podobny sposób postępuje ze swoimi słabościami. Nienawidzi, gdy nie jest w stanie nad czymś zapanować i ktoś lub coś ma przewagę nad jej psychiką.
    Julie jest osobą, której sympatię równie szybko można zyskać, co stracić. Nie pozostaje jednak naiwna, co z kolei nie wiąże się z jej nieufnością. W świetle jej uczciwości każdy zasługuje na zaufanie i drugą szansę. Poświadczenie zaś trzeciej  w jej opinii ukazuje czystą głupotę, dlatego też stara się zbytnio z nikim nie spoufalać, pozostając ze wszystkimi w jednakich stosunkach.
    Nie pozwala wejść sobie na głowę, głęboko wierząc w wyznawany przez siebie styl życia i zasady. Jest człowiekiem wolności. Lubi czuć, iż pozostaje od wszystkiego i wszystkich niezależna.
    Nie istnieje dla niej coś takiego, jak wartość materialna, czy idąc dalej, wartość pieniądza. Julie pomimo swojej impulsywności jest osobą wyrozumiałą i choć niecierpliwa, zawsze stara się służyć pomocną dłonią, po którą może sięgnąć każdy, niezależnie od miejsca w drabinie społecznej. Clarke jest osobą tolerancyjną i mocno wierzy w Wiarę, Nadzieję i Miłość, choć pod osłoną jej wybuchowego charakteru, ktoś, kto jej nie zna, nie będzie w stanie rozpoznać prawdziwego ja brunetki.   
    Brunetka nie jest osobą zawistną, jednak gdy ktoś ją zrani lub nadepnie jej na przysłowiowy odcisk, nie ma szans na to, aby żyć z nią w przyjacielskich stosunkach. Jest niebywale pamiętliwa i szczera do bólu, co najczęściej ukazuje się w czasie ostrej wymiany zdań. Czasami nieświadomie rani niektórych ludzi, jednak według niej nie jest to powód do smutku. Każdy bowiem dostaje w życiu to, na co zasługuje. Z daną osobą, czy bez niej, Clarke i tak będzie podążała swoją drogą, opierając dalsze działania na swoich zasadach.
    Julie jest niebywale ciekawą postacią. Silna i niezależna, a zarazem potrzebująca miłości kobieta, która wstydzi się przyznać do swoich uczuć. Zawsze podąża własną drogą, nigdy o nikogo nie walczy. Powołuje się na swój rozum i własne serce oraz spontaniczność, co tłumaczy jej najdziwniejsze zachowania. W głębi duszy jest bardzo wrażliwą osobą, ale woli być postrzegana, jako wiecznie uśmiechnięta dziewczyna, która całą swoją inspirację i pomysł na życie czerpie z ducha pokolenia oraz egzystencji jej największej idolki - Joan Jett. Generalnie Julie będzie w stanie rewelacyjnie odnaleźć się w każdej subkulturze, jednak jej sposób bycia idealnie odzwierciedla zarówno anarchizm, jak i głoszenie idei pokoju oraz miłości, przez dobre serce i zniewalający uśmiech brunetki.
    Clarke czasami bywa ostentacyjna i arogancka, ale zawsze można odnaleźć w niej bratnią duszę. W teorii porównać ją można zarówno do uśmiechniętego Adlera, jak i wybuchowego Rose'a, jednak w praktyce jest ona niepowtarzalną osobą, która może wprowadzić do naszego ponurego życia promyki radosnego słońca, jak i sprowadzić na nie ogromny kataklizm. W każdym razie, zawsze gwarantuje to, iż jej osoby nie da się nie zauważyć, czy o niej zapomnieć. Ona niby po prostu jest, jednak jej, choćby chwilowa, nieobecność wywołuje poczucie dziwnej pustki, gdy spędzi się chociażby kilka krótkich godzin w jej towarzystwie.

2 komentarze:

  1. No, w końcu wzięłam się za czytanie Twojego bloga. ;)
    Widać, że się bardzo starałaś i napracowałaś. :)
    Jak zwykle w opowiadaniach o Gunsach, nie cierpię Axla, a całą resztę uwielbiam i mam nadzieję, że główna bohaterka będzie z Duffem. XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak komentować, to komentować wszystko, czyli opis bohaterów też. A więc...
    Kochana, przecinki bezbłędnie, słownictwo bogate, stylistyka całkiem niezła (raz trochę lepsza, raz trochę gorsza), chyba tylko jedna czy dwie literówki, czyli ogólnie ta strona bardzo ładna. Tylko o akapity i wyjustowanie tekstu bym prosiła.
    No ale mamy tu pewien problem. Mianowicie te opisy są taaaaaaaaakie długie. Na początku myślałam, że może zrobiłaś to tylko przy głównej bohaterce, ale okazało się, że jednak nie. No i spowodowało to, że zmęczyłam się czytaniem już po opisie Duffa i niestety musiałam przerwać. Nie chodzi o to, że treść była nudna, było z nią coś nie w porządku itp. Po prostu opis bohaterów ma służyć przybliżeniu pokrótce osobowości poszczególnych postaci i zaciekawianiu czytelnika tak, żeby zechciał przeczytać całe opowiadanie. Przynajmniej moim zdaniem. A u Ciebie to jest zwyczajnie zbyt rozwlekłe. Trochę jakbyś w opisie bohaterów zawarła jakąś dodatkową historię. A myślę, że nie powinnaś od razu zdradzać tak wielu szczegółów, tylko zostawić je na faktyczne rozdziały. Tutaj dobrze byłoby się skupić na konkretach i na tym, co najważniejsze. Oczywiście nie mówię, że mają to być same suche fakty pozbawione jakiejkolwiek stylistyki, emocji itp., ale powinno być to trochę bardziej uogólnione, tak myślę. Oczywiście możesz to zachować w takiej formie jak jest, bo, jak słusznie zostało to zauważone w komentarzu powyżej, widać, że rzeczywiście się nad tym napracowałaś i włożyłaś w to dużo serca, a dodatkowo uważam, że opisy chłopaków są w większości bardzo trafne. Są pewnie też osoby, które wolą takie długie opisy. Ja jednak po prostu do nich nie należę.
    Co do kwestii logicznej, pogubiłam się trochę w relacjach, jakie ma Alexandra z chłopakami, zwłaszcza jeśli chodzi o Axla i Duffa, bo widać, że w przypadku obojga jest to coś więcej niż przyjaźń, a na początku jest napisane, że Rose rzekomo jest jej mężem i to jest przyczyną moich wątpliwości.
    Mam też wątpliwości, czy fragment o ruchach miednicą i seksapilu nie dotyczy bardziej Axla niż Slasha, w którego to opisie zostało to ujęte.
    Osobno jeszcze muszę dopisać, że bardzo się cieszę, iż napisałaś coś o tej niezbyt pozytywnej i optymistycznej stronie Stevena, bo mnóstwo osób to pomija.
    Główną bohaterkę dokładniej ocenię po przeczytaniu rozdziałów. Póki co jeszcze nie za bardzo mam o niej zdanie.
    Pozdrawiam serdecznie. :*

    OdpowiedzUsuń