Everyone needs love
Siedziałam na podłodze i patrzyłam na bandaż. To nie miało się tak skończyć. Miałam w najlepszym wypadku wylądować w szpitalu i... Kurwa, co się z tobą dzieje, do cholery?! Za dużo miłości, zbyt wiele zmartwień i stanowczo za dużo wszystkiego. Podniosłam się z podłogi i przemyłam twarz. Spojrzałam w lustro.
Podkrążone oczy, potargane włosy, blada cera. I do tego brak jakiegokolwiek rozwiązania tej pieprzonej sytuacji. Axl, Slash i Duff. Wszystkich kochałam tak samo, jednak za stosunkowo inne rzeczy. Każdy z nich był dla mnie identycznie ważny, a ja nie potrafiłam wybrać. To wszystko brzmi, jak kolejny odcinek niemądrego serialu, w którym główna bohaterka jest rozkapryszona. Nie. Nie chcę tak żyć.
Zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania i weszłam pod prysznic, nie zwracając większej uwagi na przemakający opatrunek. Wychodząc z kabiny prysznicowej, ktoś wszedł ot tak do pomieszczenia, w którym stałam kompletnie naga. Przede mną stanął McKagan, który po uważnym przeleceniu mnie wzrokiem, podał mi czysty ręcznik, który osobiście przyniósł. Owinęłam się nim i spojrzałam prosto w oczy basisty. Był zawarty w nich swego rodzaju smutek i zazdrość oraz pożądanie. Położył swoje dłonie na mojej talii, przyciągając mnie do siebie.
- Czy ty naprawdę kogoś kochasz? - zapytał z wyrzutem, kładąc podbródek na czubku mojej głowy.
- Duff... Ja... Ja nie jestem egoistką, za którą mnie uważasz! Tylko, że tak się kończy mieszkanie z pięcioma zabójczo przystojnymi rockmenami, którzy już i tak dostatecznie zawrócili mi w głowie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Że dzisiaj, zaraz, w salonie wszyscy zdobędziemy się na szczerą rozmowę - rzuciłam, wychodząc z łazienki.
Wpadłam do sypialni i zaczęłam wyrzucać ubrania, które kolejno wpadały w moje ręce. Nawet nie zauważyłam, że w drzwiach, którymi trzasnęłam, a jednak ostatecznie się nie zamknęły, stali wszyscy Gunsi. Mieli wytrzeszczone oczy i co jakiś czas, któryś z nich łapał się za głowę. Wszystko po prostu latało po pomieszczeniu. Od spodni po kurtki, t-shirty, a nawet biustonosze. Po upływie kilku minut, opadłam zmęczona na łóżko i wtuliłam głowę w poduszkę. Wybuchnęłam głośnym płaczem. Wszyscy mężczyźni weszli do pokoju. Poczułam, jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem i zauważyłam, że usiadł na nim Slash. Przejechał dłonią po mojej nodze i podał mi biustonosz, którym wcześniej, przez przypadek, w niego trafiłam. Podniosłam się i wyciągnęłam spod materaca walizkę, która leżała tam od dnia mojego przyjazdu. Zaczęłam zbierać rzeczy i kolejno wrzucać je do torby. Kiedy chciałam ją zapiąć, ktoś podszedł do mnie i mocno mnie objął, uniemożliwiając dokończenie wcześniejszej czynności. Poczułam, jak końcówki długich włosów drażnią moją szyję. Wykończona wtuliłam się ostatecznie w Axla, kończąc całe zamieszanie. Stradlin i Adler palili nerwowo papierosy, obserwując całą sytuację, opierając się o framugę drzwi, a Slash i Duff porządkowali zdemolowany pokój.
- Myszko, tylko spokojnie - słyszałam szept Rose'a, który delikatnie mnie kołysał. Kiedy mój oddech stał się już umiarkowany, Rudy dodał - Spokojnie. Chodź, opowiesz nam, co się stało.
Byłam bardzo zestresowana i nie wiedziałam, co robić. Powiedzieć mu o tym, że go zdradziłam, czy po prostu okłamać go, jak przez poprzednie tygodnie?
- Po co ma opowiadać skoro to jest nadzwyczaj oczywiste - rzucił Hudson, patrząc w moim kierunku, a na jego twarzy wymalował się złośliwy uśmieszek. Już chciałam powiedzieć Rudemu całą prawdę, jednak mężczyzna mnie uprzedził. Całe życie stanęło mi przed oczami, a świat zatrzymał się w ułamku sekundy - Dziewczynie zbliża się zapewne... No wiecie sami, ja nie będę mówił wam o takich rzeczach, bo wyjdzie, że jestem jakiś niemęski. Nic się nie stało, maleńka, tylko następnym razem inaczej radź sobie z nerwami, a nie wyprowadzaj się od nas - dodał i puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się krzywo i opadłam na łóżko, pomiędzy Duffem, a Axlem. Przetarłam twarz dłońmi i gwałtownie przytuliłam wokalistę, łapiąc przy tym basistę za dłoń.
- Chłopaki, wyjedźmy gdzieś, błagam - powiedziałam bez zastanowienia. Mężczyźni popatrzyli na mnie, jak na chorą psychicznie, ale ja nie miałam zamiaru ustąpić. - Ostatnio dzieją się same nieprzyjemne rzeczy. Wyjedźmy stąd, choć na tydzień. Odpoczniemy, spędzimy wspólnie czas, jak rodzinka, którą byliśmy na samym początku. Trochę się posypało między nami, trzeba to naprawić. Proszę - dodałam błagalnym tonem, spoglądając na każdego z osobna.
- Alex ma rację i stuprocentowo popieram jej pomysł. Mój znajomy ma kilka domków nad jeziorem. Niecałe osiemset kilometrów od Los Angeles. Mogę się z nim skontaktować, na pewno coś dla nas znajdzie - powiedział Stradlin, nawet nie podnosząc głowy spod czapki, która przysłaniała mu połowę twarzy, trzymając w ustach papierosa. Siedzący obok niego na podłodze Adler tylko przytaknął i zadeklarował się kupnem alkoholu i papierosów. Ja miałam zorganizować coś do jedzenia, a Duff miał uporządkować swojego vana. Natomiast Axl i Slash mieli spakować wszystkich do walizek, które musieli uprzednio kupić, ponieważ z wcześniejszych zostały jedynie strzępy.
Kiedy wszyscy czynnie uczestniczyli w przygotowaniach do wyjazdu poza domem, w różnych sklepach, ja i Duff zostaliśmy w Hell House, porządkując samochód. Miałam wprawdzie iść po zakupy, ale Stradlin powiedział, że spacer dobrze mu zrobi, a i tak ma coś do załatwienia na mieście. Cieszyłam się, że Izzy mnie wyręczył. Wyjątkowo nie miałam ochoty na włóczenie się po Los Angeles.
Odgarnęłam włosy za ucho i wychylając się zza maski vana, rzuciłam w McKagana gąbką nasiąkniętą wodą. Trafiła ona w ramię blondyna, zostawiając ślad białej plamy na jego ramieniu. Mężczyzna pokiwał głową i podnosząc gąbkę, z uśmiechem wymalowanym na twarzy ruszył w moją stronę. Zaczęłam uciekać, ale po kilku okrążeniach, wypełnionych śmiechem, Duff złapał mnie i obejmując w talii od tyłu, zdmuchnął trochę piany na moje włosy.
- Wariat - rzuciłam, usilnie próbując ponownie się nie roześmiać i unormować oddech. - Mieliśmy posprzątać twój samochód, a nie tworzyć większy bałagan. Chodź - powiedziałam, ściągając lewą dłoń mężczyzny z mojego biodra i chwyciłam ją - dokończymy to, bo pozostali niedługo wrócą.
Zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania i weszłam pod prysznic, nie zwracając większej uwagi na przemakający opatrunek. Wychodząc z kabiny prysznicowej, ktoś wszedł ot tak do pomieszczenia, w którym stałam kompletnie naga. Przede mną stanął McKagan, który po uważnym przeleceniu mnie wzrokiem, podał mi czysty ręcznik, który osobiście przyniósł. Owinęłam się nim i spojrzałam prosto w oczy basisty. Był zawarty w nich swego rodzaju smutek i zazdrość oraz pożądanie. Położył swoje dłonie na mojej talii, przyciągając mnie do siebie.
- Czy ty naprawdę kogoś kochasz? - zapytał z wyrzutem, kładąc podbródek na czubku mojej głowy.
- Duff... Ja... Ja nie jestem egoistką, za którą mnie uważasz! Tylko, że tak się kończy mieszkanie z pięcioma zabójczo przystojnymi rockmenami, którzy już i tak dostatecznie zawrócili mi w głowie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Że dzisiaj, zaraz, w salonie wszyscy zdobędziemy się na szczerą rozmowę - rzuciłam, wychodząc z łazienki.
Wpadłam do sypialni i zaczęłam wyrzucać ubrania, które kolejno wpadały w moje ręce. Nawet nie zauważyłam, że w drzwiach, którymi trzasnęłam, a jednak ostatecznie się nie zamknęły, stali wszyscy Gunsi. Mieli wytrzeszczone oczy i co jakiś czas, któryś z nich łapał się za głowę. Wszystko po prostu latało po pomieszczeniu. Od spodni po kurtki, t-shirty, a nawet biustonosze. Po upływie kilku minut, opadłam zmęczona na łóżko i wtuliłam głowę w poduszkę. Wybuchnęłam głośnym płaczem. Wszyscy mężczyźni weszli do pokoju. Poczułam, jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem i zauważyłam, że usiadł na nim Slash. Przejechał dłonią po mojej nodze i podał mi biustonosz, którym wcześniej, przez przypadek, w niego trafiłam. Podniosłam się i wyciągnęłam spod materaca walizkę, która leżała tam od dnia mojego przyjazdu. Zaczęłam zbierać rzeczy i kolejno wrzucać je do torby. Kiedy chciałam ją zapiąć, ktoś podszedł do mnie i mocno mnie objął, uniemożliwiając dokończenie wcześniejszej czynności. Poczułam, jak końcówki długich włosów drażnią moją szyję. Wykończona wtuliłam się ostatecznie w Axla, kończąc całe zamieszanie. Stradlin i Adler palili nerwowo papierosy, obserwując całą sytuację, opierając się o framugę drzwi, a Slash i Duff porządkowali zdemolowany pokój.
- Myszko, tylko spokojnie - słyszałam szept Rose'a, który delikatnie mnie kołysał. Kiedy mój oddech stał się już umiarkowany, Rudy dodał - Spokojnie. Chodź, opowiesz nam, co się stało.
Byłam bardzo zestresowana i nie wiedziałam, co robić. Powiedzieć mu o tym, że go zdradziłam, czy po prostu okłamać go, jak przez poprzednie tygodnie?
- Po co ma opowiadać skoro to jest nadzwyczaj oczywiste - rzucił Hudson, patrząc w moim kierunku, a na jego twarzy wymalował się złośliwy uśmieszek. Już chciałam powiedzieć Rudemu całą prawdę, jednak mężczyzna mnie uprzedził. Całe życie stanęło mi przed oczami, a świat zatrzymał się w ułamku sekundy - Dziewczynie zbliża się zapewne... No wiecie sami, ja nie będę mówił wam o takich rzeczach, bo wyjdzie, że jestem jakiś niemęski. Nic się nie stało, maleńka, tylko następnym razem inaczej radź sobie z nerwami, a nie wyprowadzaj się od nas - dodał i puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się krzywo i opadłam na łóżko, pomiędzy Duffem, a Axlem. Przetarłam twarz dłońmi i gwałtownie przytuliłam wokalistę, łapiąc przy tym basistę za dłoń.
- Chłopaki, wyjedźmy gdzieś, błagam - powiedziałam bez zastanowienia. Mężczyźni popatrzyli na mnie, jak na chorą psychicznie, ale ja nie miałam zamiaru ustąpić. - Ostatnio dzieją się same nieprzyjemne rzeczy. Wyjedźmy stąd, choć na tydzień. Odpoczniemy, spędzimy wspólnie czas, jak rodzinka, którą byliśmy na samym początku. Trochę się posypało między nami, trzeba to naprawić. Proszę - dodałam błagalnym tonem, spoglądając na każdego z osobna.
- Alex ma rację i stuprocentowo popieram jej pomysł. Mój znajomy ma kilka domków nad jeziorem. Niecałe osiemset kilometrów od Los Angeles. Mogę się z nim skontaktować, na pewno coś dla nas znajdzie - powiedział Stradlin, nawet nie podnosząc głowy spod czapki, która przysłaniała mu połowę twarzy, trzymając w ustach papierosa. Siedzący obok niego na podłodze Adler tylko przytaknął i zadeklarował się kupnem alkoholu i papierosów. Ja miałam zorganizować coś do jedzenia, a Duff miał uporządkować swojego vana. Natomiast Axl i Slash mieli spakować wszystkich do walizek, które musieli uprzednio kupić, ponieważ z wcześniejszych zostały jedynie strzępy.
Kiedy wszyscy czynnie uczestniczyli w przygotowaniach do wyjazdu poza domem, w różnych sklepach, ja i Duff zostaliśmy w Hell House, porządkując samochód. Miałam wprawdzie iść po zakupy, ale Stradlin powiedział, że spacer dobrze mu zrobi, a i tak ma coś do załatwienia na mieście. Cieszyłam się, że Izzy mnie wyręczył. Wyjątkowo nie miałam ochoty na włóczenie się po Los Angeles.
Odgarnęłam włosy za ucho i wychylając się zza maski vana, rzuciłam w McKagana gąbką nasiąkniętą wodą. Trafiła ona w ramię blondyna, zostawiając ślad białej plamy na jego ramieniu. Mężczyzna pokiwał głową i podnosząc gąbkę, z uśmiechem wymalowanym na twarzy ruszył w moją stronę. Zaczęłam uciekać, ale po kilku okrążeniach, wypełnionych śmiechem, Duff złapał mnie i obejmując w talii od tyłu, zdmuchnął trochę piany na moje włosy.
- Wariat - rzuciłam, usilnie próbując ponownie się nie roześmiać i unormować oddech. - Mieliśmy posprzątać twój samochód, a nie tworzyć większy bałagan. Chodź - powiedziałam, ściągając lewą dłoń mężczyzny z mojego biodra i chwyciłam ją - dokończymy to, bo pozostali niedługo wrócą.
~Perspektywa Slasha~
Wchodziliśmy właśnie do piątego sklepu, gdzie moglibyśmy kupić jakieś znośne walizki. Ta ruda, mała, wstrętna maruda nie mogła zdecydować się w poprzednich marketach na żadną z toreb podróżnych. Czy to był aż tak cholernie trudny wybór? Wątpię.
W każdym razie, kryjąc swoje zniesmaczenie za burzą loków, bez słowa kroczyłem za przyjacielem, który właśnie przystanął i zaczął bajerować sprzedawczynię. Nawet ładna z niej kobieta. Zgrabna, wysoka, blondynka... Dobrze, ja mogę sobie pomarzyć, ale Axl? Szturchnąłem mężczyznę w ramię, rzucając krótko:
- A co z Alex?
Ten jednak spojrzał na mnie tym swoim idiotycznym wzrokiem, jasno przekazującym, żebym się odpierdolił. Tak też zrobiłem. Ruszyłem przed siebie, żeby jak cywilizowany człowiek zrealizować cel naszej wyprawy. Rozglądałem się uważnie po pomieszczeniu, ale nigdzie nie widziałem walizek. Kierowałem się prosto, aż w końcu, przy samym zapleczu, trafiłem na miejsce, gdzie znajdowały się, powiedziałbym, praktycznie wszystkie rodzaje toreb. Od małych, przez średnie, po te największe. Na kółkach, podręczne, ogromne plecaki...
- No to jesteś w dupie, panie Hudson - mruknąłem pod nosem i zacząłem poszukiwania idealnych walizek. Było to niezwykle trudne zadanie. Po pierwsze miało być ich aż sześć, ale kolejny fakt dobijał mnie bardziej. Alex musiała je zaakceptować, a jak wiadomo, kobieta zmienną jest. Bądźmy jednak dobrej myśli. Może nie obrazi się, jeśli zamiast szkarłatnej walizki, wybiorę bordową - w każdym razie, tak podpowiedziała mi pewna miła pani. Podobno na bordowej mniej widać plamy. Ludzie, błagam, o czym ja pierdolę? Dajcie mi się napić... Zabierzcie mnie stąd, proszę! Jak najszybciej chcę wrócić do Hell House i mieć to z głowy, naprawdę...
~Perspektywa Alex~
Właśnie opalałam się w ogrodzie, kiedy usłyszałam masę przekleństw.
- Nareszcie wrócili - na samą myśl o tym mimowolnie się uśmiechnęłam. Weszłam do salonu, z którego zauważyłam Slasha. Skierowałam się do mężczyzny, aby zobaczyć, jak udała się im kolejna część naszych zakupów.
- Cześć, maleńka - rzucił, przytulając mnie do siebie.
- Hej, hej. I jak tam? - gitarzysta pokiwał głową ze zrezygnowaniem i machnięciem ręki wskazał na paczkę stojącą przy drzwiach.
- Mam nadzieję, że o takie ci chodziło. Pierwszy raz tyle myślałem. Wykończysz mnie kiedyś - zaśmiał się, opierając się o ścianę i odpalając papierosa. Oderwałam taśmę, którą zaklejone było pudło i moim oczom ukazały się złożone torby podróżne ze stelażem, które można było zarówno ciągnąć, jak i spokojnie wziąć do ręki. Kolory również były bardzo trafione, dlatego też widząc cały, wręcz fenomenalny, jak na mężczyznę zakup, rzuciłam mu się na szyję i, w nagrodę, wycałowałam.
- Od dzisiaj mogę codziennie chodzić na zakupy, jeżeli za każdym razem dostanę taką nagrodę - powiedział, pokazując swoje białe zęby.
- Jesteś niepoważny - rzuciłam i stanęłam na palcach, aby zmierzwić jego fryzurę. - Możesz zrobić mi kawy, a ja idę wziąć prysznic. Dzisiaj jest wyjątkowo gorąco.
Kiedy po kwadransie zjawiłam się na dole, zastałam w salonie Adlera oraz Izzy'ego, którzy wrócili z zakupami. Związałam włosy w wysokiego kucyka i przystąpiłam do oceny produktów i sprawdzania, czy niczego nie pominęliśmy.
- Chłopaki, spisaliście się na medal - rzuciłam, stając przed mężczyznami, siedzącymi na kanapie. - Wszystko dopięte na ostatni guzik, jestem z was dumna - dodałam, śmiejąc się. Postawiłam na stoliku kilka puszek piwa i wychodząc z pomieszczenia, powiedziałam - W ramach wynagrodzenia.
Wychodząc do ogrodu, zawołałam Hudsona, żeby mi potowarzyszył. Nieco niecierpliwiąc się jego nieobecnością po kilku minutach, trafiłam na niego w drzwiach, omal nie wylewając kawy.
- Księżniczko, prosiłaś mnie, więc ją przygotowałem - rzekł, podając mi napój w moim ulubionym kubku.
- Dziękuję - powiedziałam, całując go w policzek. - Właśnie chciałam po ciebie iść, ale skoro wywiązywałeś się z obietnicy...
- Co jest, kruszyno? - zapytał, dostrzegając skrywany przeze mnie przygnębiony wyraz twarzy.
- Chodź, usiądziemy - powiedziałam, spuszczając głowę. Kiedy usiedliśmy na trawie, przy jednym z drzew, opierając się o siebie plecami, westchnęłam i zaczęłam, początkowo powiedziałabym, swój monolog. Mówiłam o swoich uczuciach wobec mężczyzny i o tym, jak go traktuję. Wytłumaczyłam mu, że sytuację z Rudym zaliczam do tych stanowczo niefortunnych i niepamiętnych. Przekazałam mężczyźnie jasno, że nie mam do niego żalu o żadną rzecz. Nie chciałam, żeby poczuł się urażony, dlatego też sam ułatwił mi zadanie rozmawiając ze mną. Po kilkunastu minutach wszystko sobie wyjaśniliśmy i postanowiliśmy, że pozostaniemy w relacjach przyjacielskich, zapominając o pocałunku i początkowych, nieprzemyślanych, głębszych zbliżeniach oraz innych, nerwowych, impulsywnych i zupełnie niepotrzebnych wymianach zdań, które niestety, swój zalążek miały w naszym nieodpowiedzialnym zachowaniu.
- Nie chciałabyś zostać moją małą siostrzyczką Hudson? - zapytał niepewnie. - Wiesz, zawsze możesz na mnie liczyć, moje ramiona stoją otworem, a swoje miejsce w moim sercu masz już od dawna...
- Z wielką przyjemnością, braciszku - odparłam w pośpiechu, jakby obawiając się, że mógłby zrezygnować z zaoferowanej mi propozycji. Odstawiłam pusty już kubek tuż przy korzeniu drzewa i podnosząc umięśnione ramię gitarzysty, położyłam je na sobie, przytulając się do Saula. Mulat zrozumiał, o co mi chodzi, i otoczył mnie szczelniej swoimi ramionami.
Siedzieliśmy dłuższą chwilę w milczeniu, jednak w mojej głowie zaczęła krążyć jedna myśl. Początkowo nie wiedziałam, jak podzielić się nią z mężczyzną, jednak po chwili, rzuciłam:
- Slash?
- Tak? - zapytał tym swoim zatroskanym głosem, który działał na mnie tak uspokajająco i który tak bardzo uwielbiałam.
- Wiesz, że jesteś dla mnie najbliższą osobą spośród wszystkich? Nigdy nie chciałabym cię stracić. Przy tobie czuję się taka bezpieczna, bardzo ci ufam. Jesteś dla mnie cholernie ważny, wiesz, prawda? - zapytałam, wtulając się bardziej w gitarzystę. Poczułam, że łzy cisną mi się do oczu, ale za wszelką cenę nie chciałam tego okazywać.
- Och, mała, pewnie, że wiem, bo to samo czuję wobec ciebie. Pamiętaj, że możesz przyjść do mnie o każdej porze dnia i nocy, a ja zawsze ci pomogę, najlepiej jak będę potrafił. Daliśmy sobie radę ze strasznymi wspomnieniami? Daliśmy. Razem przezwyciężymy wszystko. Bardzo cię kocham, kruszyno, cholernie cię kocham. Nigdy o tym nie zapominaj - wyszeptał mi do ucha, całując mnie w czoło. Strasznie wzruszyły mnie jego słowa i prawie bezgłośnie odpowiedziałam:
- Ja ciebie też, Saul, ja też... - nie chcąc psuć magii trwającej chwili, dręczące mnie pytanie pozostawiłam na inny moment, w tamtym momencie zupełnie o nim zapominając.
Zbierałam ostatnie rzeczy do kupionych wczoraj walizek, ponieważ za kilka godzin mieliśmy wyruszyć na upragniony, tygodniowy wypoczynek. Mężczyźni siedzieli w salonie, dyskutując o nowych piosenkach. Nie chciałam im przeszkadzać, dlatego też na zmianę pakowałam, sprawdzałam i porządkowałam wszystkie rzeczy, zgromadzone w różnych pomieszczeniach Hell House.
Nim upłynęła godzina, stwierdziłam, że wszystko jest gotowe. Weszłam do sypialni Axla i kiedy dopinałam swoją walizkę, ktoś złapał mnie w biodrach, przyciągając do siebie.
- Gotowa? - usłyszałam seksowny pomruk nad swoim uchem.
- Jak zawsze - odparłam z nieokiełznaną pewnością siebie.
- Oh, moja Rocket Queen - powiedział wokalista, obracając mnie w swoją stronę i namiętnie wpijając się w moje usta. Oddając się chwili i zatapiając palce w rudych włosach wokalisty, nie zauważyłam Slasha, który przyszedł, aby zawołać nas na dół. Rose wziął nasze walizki i po chwili wszyscy staliśmy obok wyjścia z naszego domu. Upewniając się, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, zapakowaliśmy nasze rzeczy do vana McKagana i rozsiadając się w nim wygodnie, ruszyliśmy do wynajętych przez Stradlina domków letniskowych nad jakimś jeziorem.
Ponieważ wszyscy byli podekscytowani, a dobre humory udzielały się każdemu, ciężko było zadecydować, kto posiada choć odrobinę zdrowego rozsądku, aby móc kierować i bezpiecznie dowieść nas na miejsce. Pomimo iż samochód należał do basisty, on jeździł nim tylko okazjonalnie, a raczej tylko wtedy, kiedy naprawdę musiał. Dlatego i dzisiaj nie spieszyło mu się do zasiadania za kierownicą. Wymieniliśmy między sobą spojrzenia, aż w końcu Izzy wziął kluczyki do ręki i, jak to miał w naturze, nie uraczając nas żadnym słowem z jego strony, odpalił vana. Ponieważ wyjechaliśmy przed dwudziestą czwartą, a czekało nas dobre dziesięć, jak nie więcej godzin drogi, oparłam głowę o ramię wokalisty i czułam, że powoli zasypiam. Mężczyźni nawet nie myśleli o śnie, ale ja byłam wykończona. Pakowanie, sprzątanie, dopilnowanie wszystkiego. Ale już za jakiś czas porządnie sobie odpocznę. Po powrocie będę musiała zacząć poszukiwania pracy, więc zapas energii potrzebny jest mi obowiązkowo. Jednak odrzuciłam tę myśl niemal natychmiastowo i delektując się faktem, że za kilka godzin będę wypoczywała na łonie natury, oddałam się całkowicie w ramiona snu.
Jak zawsze perfekcyjnie ❤ Masz dar, Maleńka. Jesteś numerem 1 ��
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 1.125 /Natt ��
Dziękuję mała. Kocham 1.1,25, buźka ❤
UsuńTy naprawdę masz talent! Uwielbiam, a nawet kocham Twojego bloga, Twój styl i w ogóle wszystko! Chyba się już uzależniam. No i pozwól, że ponownie zaproszę Cię do mnie na bloga. Komentarze i rady mile widziane! Dużo weny i pozdrowionka!
OdpowiedzUsuńhttp://welcometothemyfuckingworld.blogspot.com/2016/02/rozdzia-5.html?m=1
Dziękuję bardzo za tyle miłych komentarzy. Świetnie mieć taką czytelniczkę, jak Ty ;) Pewnie, wpadnę w wolnej chwili, pozdrawiam również ! :)
UsuńJak ja uwielbiam twoje opowiadanie ! Czytanie tego to czysta przyjemność. Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za miłe słowa ^^
UsuńSuper opowiadanie. :))
OdpowiedzUsuńNo.. ekhem... Dzień dobry! He, he... Tak, wiem, powinnam tu zawitać już dawno temu, ale jakoś nie mogłam się zebrać. ;__; I żeby nie było, nie tylko z czytaniem u Ciebie, ale ogólnie ze wszystkim. Zamieniłam się noł-lajfa godzinami oglądającego filmy na youtube'ie... Ale wróciłam! Czytam, piszę i w ogóle od dzisiaj jestem aktywna. XD
OdpowiedzUsuńPrzy tym rozdziale nie będę się jakoś specjalnie rozpisywać, bo przynajmniej z mojego punktu widzenia nie jest on jakoś super ważny dla fabuły całego opowiadania, może poza rozmową ze Slashem, ale skomentuję tak czy siak.
Mi w sumie z tego rozdziału najbardziej podoba się początek. Początek jest smutny. Jak jest smutno, to jest zazwyczaj bardziej nastrojowo. No i tu jest nastrojowo. A tak bez pierdolenia, to moim zdaniem, w przeciwieństwie do reszty rozdziału, ten początek faktycznie jest o czymś i porusza jakiś problem, a nawet jak są momenty, w którym nie porusza, to się tak tego nie odczuwa, bo się człowiek po prostu zachwyca tym, że jest nastrojowo. Poza tym dla mnie branie prysznica zawsze jest dobrym elementem. Tak po prostu.
No a co do tej części, która w sumie jest o niczym... szukanie walizek? Rozumiem no, można wspomnieć, że w sumie to nic nie mają i trzeba coś kupić, ale żeby aż opisywać podróż do sklepu? I to jeszcze w przypadku Gunsów? No jakoś nie ma to dla mnie najmniejszego sensu. Dobrze, że chociaż Hudson zgadza się ze mną, że coś tu jest nie tak.
Rozmowa z Hudsonem jako sama rozmowa jest raczej w porządku, aczkolwiek mi wydaje się trochę przecukierkowana, ale to zapewne przez fakt, że ja po prostu mam wyobrażenie Slasha w trochę innej roli niż ta u Ciebie i trudno jest mi się przestawić.
I czemu wszyscy zawsze jeszcze nad jezioro do jakichś domków? XD
Pozdrawiam serdecznie. :*