Strony

sobota, 12 marca 2016

~ Rozdział 7 ~

 I don't worry about nothin' no
Cause worryin's a waste of my fuckin' time


   Obudziło mnie mocne szarpnięcie moim ciałem. Zerwałam się z miejsca i spojrzałam na zegarek - 2:10. Raptem trochę ponad dwie godziny drogi za nami. Ale gdzie my jesteśmy? Las, pusta droga. Przetarłam oczy i odwróciłam głowę w przeciwną stronę, zauważając Slasha, który pogładził mój policzek. Przytuliłam głowę do jego dłoni i cicho mamrocząc, poprosiłam o jeszcze trochę snu. Gitarzysta okrył mnie ramoneską, kiedy otrzepałam się z zimna.
   - Saulie, gdzie jesteśmy? - zapytałam, ziewając.
   - Nie wiem, malutka, nie mam pojęcia. Przysuń się bliżej, jesteś cała przemarznięta - powiedział, przytulając mnie do siebie.
   - Gdzie jest Axl?
   - Poszedł do Izzy'ego pomóc mu przy silniku.
   - A Duff, Steven?
   - McKagan pomaga Rose'owi i Stradlinowi, a Adler śpi z tyłu. Odleciał zaraz po tobie - gitarzysta cicho się zaśmiał. Po chwili dobiegł nas głos trzaskających drzwi i usłyszeliśmy zdenerwowany głos, wyłaniającej się z ciemności postaci:
   - Do chuja pana, nie mamy benzyny! - krzyknął oburzony Rose.
   - Uspokój się, zaraz coś na to poradzimy - powiedział zniesmaczony Slash. - Jak będziesz się bezsensownie darł to na pewno nam nie pomożesz.
   - Zamknij się - rzucił krótko Rudy, odwracając się w stronę okna. - A tak w ogóle, fajnie się jebie moją dziewczynę?
   - Popierdoliło cię do końca? - zapytał zdezorientowany Hudson. Całej rozmowie przysłuchiwałam się z boku, z nieukrywanym, wielkim bólem serca. - Mógłbyś odpuścić, chociaż w momencie, kiedy jedziemy gdzieś razem.
   - Jebie mnie to. - Nie mogłam dłużej słuchać tych insynuacji, więc wyswobodziłam się z objęć Slasha i wyszłam z samochodu. Stanęłam za McKaganem i niezauważona, przysłuchiwałam się rozmowie basisty z rytmicznym. Dowiedziałam się, że blisko trzy kilometry dalej jest stacja benzynowa, stanowiąca bezkonkurencyjnie nasz jedyny ratunek.
   - Mogę iść tam z tobą, Duffy - powiedziałam, patrząc prosto w oczy blondyna. Ten objął mnie ramieniem i już miał wypowiedzieć któreś ze swoich marnych tłumaczeń, ponaglających, abym została, kiedy z samochodu wypadł Hudson, szczęśliwy, że w końcu mnie znalazł. Wytłumaczyliśmy mu, jak wygląda sytuacja, a ten zaoferował tylko swoją obecność, tak też kilka minut później kroczyłam z dwójką mężczyzn po pustej drodze.
   - Alex, naprawdę nie musisz iść tam z nami. Noc jest chłodna, stanowczo lepiej byłoby, gdybyś została z chłopakami w samochodzie - zaczął Duff, który starał się dotrzymać mi kroku razem z Hudsonem.
   - Nie mam zamiaru siedzieć tam z Rosem, dopóki się nie uspokoi. Wtedy może wykażę chęć rozmowy z nim - odparłam, starając się być obojętna, jednak mój ton chyba nie zabrzmiał tak bezemocjonalnie, jak sobie wyobrażałam. Zwolniłam trochę i rzuciłam krótko - Przepraszam, niepotrzebnie się unoszę. Nic się nie stało, jest w porządku i naprawdę chcę dotrzymać wam towarzystwa - zmusiłam się do uśmiechu. Mężczyźni wyczuli chyba, że nerwy dzielnie się mnie trzymają, dlatego ciągle tłumaczyli mi, że Axl już taki jest, a ja nie powinnam się nim przejmować, a co dopiero wierzyć w jego zapewnienia o zmianie, bo on nigdy tego nie dokona. A ja pomimo faktów, o których powiadomili mnie jego przyjaciele, wolałam się łudzić. Pieprzona, kobieca logika. W tamtym momencie doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie minie zbyt wiele czasu, kiedy zawiodę się na swojej głupocie i naiwności. Nie chcąc stawiać idących obok mnie mężczyzn w niezręcznej sytuacji, zmieniłam szybko temat. Chyba każdy wie, że nikt nie jest gorszy w pocieszaniu niż partner płci pięknej, nieprawdaż?
   Po upływie blisko godziny marszu, minęliśmy tabliczkę z nazwą miasta. Ucieszyłam się, bo byłam pewna, że do stacji benzynowej nie został nam bardzo daleki kawałek. Atmosfera między nami znacznie się rozluźniła i nie było kroku, który postawilibyśmy bez śmiechu, rozchodzącego się po pogrążonym we śnie mieście.
   Zbliżając się do naszego celu, Slash przystanął i otwarcie zapytał:
   - Może jeszcze po działeczce? - nawet głupi by zauważył, że gitarzysta był wstawiony, jednak my nie odmówiliśmy mężczyźnie. Nie przemyśleliśmy jednak, w jaki sposób wrócimy do miejsca, w którym pozostawiliśmy vana.
   Kiedy przyszła moja kolej, delikatnie wciągnęłam biały proszek i kilka chwil później poczułam, jak mi cholernie dobrze. A później nie pamiętałam już zbyt wiele. Mr. Brownstone znowu mnie wyruchał. I to w jak perfidny sposób.
 
~Perspektywa Axla~
 
   - Welcome to the Jungle - mruknąłem pod nosem, odpalając papierosa i opierając się o maskę tego grata McKagana, popatrzyłem w niebo. Nie było ich już od ponad dwóch godzin. Cholernie martwiłem się o Alex, zresztą o tych dwóch skurwieli wcale niemniej. W końcu byli to moi jedyni bliscy. Miałem głęboką nadzieję, że nic im się nie stało. Byliśmy w zupełnie obcym miejscu, w nocy, a dookoła same lasy. Kto wpadł na taki durny pomysł, żeby po ciemku włóczyć się do jakiejś stacji benzynowej, której, do chuja, mogło tam nawet nie być?!
   Uderzyłem pięścią w samochód i zgasiłem czubkiem buta niedopałek po papierosie. Czułem, jak złość we mnie narasta, ale nie chciałem, żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Postanowiłem iść trochę głębiej w las, pozostawiając Stradlina, który właśnie spał za kierownicą, i półprzytomnego Adlera w samochodzie. 

~Perspektywa Slasha~
 
   Szliśmy blisko ulicy, bezustannie się śmiejąc. Ja podtrzymywałem spłakaną ze śmiechu Alex, która ledwo trzymała się na nogach, a Duff szedł dzielnie obok nas. Mała nieźle nas nakręcała, ponieważ przez kwadrans przeszliśmy niecałe sto metrów. Nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu, momentalnie pokładając się na sobie i łapiąc się za podbrzusza. Coraz częściej brakowało nam powietrza, ale nikomu to nie przeszkadzało. Bawiliśmy się świetnie i to było w tym momencie, przynajmniej dla nas, najważniejsze. Niemal zapomnieliśmy o celu, w jakim kierowaliśmy się do miasteczka, ale kiedy dostaliśmy kolejnego napadu niepohamowanego śmiechu, próbując się w miarę uspokoić, żeby móc iść dalej, podniosłem głowę i aż odgarnąłem włosy z twarzy, czego naprawdę nie robię zbyt często, kiedy zauważyłem, fakt, stację benzynową, ale wymagającą ukończenia i stanowczo oczekującą na otwarcie! Momentalnie się uspokoiłem i przeczekałem, aż fala gorąca minie i zwróciłem się do Alex oraz Duffa, którzy zaczęli kompletnie bredzić. Dobra, McKagan jeszcze jakoś się trzymał, jak na niego, ale Mała? Tego było za wiele. Szturchnąłem basistę łokciem i wskazałem podbródkiem na cel naszej wyprawy. Jego również dobry humor niemal natychmiastowo opuścił, ale ten widok chociaż go otrzeźwił. Potrząsnąłem głową i poprawiłem włosy, po czym podszedłem do Alex, która zupełnie nieświadoma przebiegu sytuacji, siedziała beztrosko na ziemi. Nuciła pod nosem Wild Horses Stonesów, wpatrując się w wyjątkowo bezgwiezdne niebo i kiwając się na boki. Kiedy zauważyła, że jej się przyglądam, przestała i spojrzała na mnie tym swoim uroczym spojrzeniem. Mimowolnie się uśmiechnąłem i podałem jej rękę, pomagając wstać. Dziewczyna nieco się zachwiała, ale opanowałem sytuację.
   - Wracamy - powiedziałem, jak mi się wydawało, w miarę stanowczo. W końcu czułem się w pełni odpowiedzialny za moją młodszą siostrę. Tak, za tego farbowanego blondyna również.

~Perspektywa Izzy'ego~
 
   - Stradlin, słyszysz? Izzy... - Usłyszałem czyjś głos ponad swoim ramieniem, które ktoś ciągle trącał. - Izzy, kurwa! - Kiedy podniosłem głowę, oburzony ciągłym nawoływaniem mnie, zauważyłem, że samochód ruszył. Niespełna świadomy tego, co się właśnie działo, nie zdążyłem zareagować i po chwili poczułem tylko narastający ból w klatce piersiowej oraz czaszce. Przez moment słyszałem jeszcze tylko paniczne krzyki i jęki mojego przyjaciela, ale chwilę później straciłem przytomność.

~Perspektywa Duffa~
  
   - Jestem zmęczona. - Usłyszałem głos dziewczyny i zwróciłem głowę w jej stronę. - Daleko jeszcze, Duffy? - Zapytała rozkosznie i położyła głowę na moim ramieniu.
   - Zaraz wróci Slash i się dowiemy. On jako jedyny prawdopodobnie orientuje się, gdzie jesteśmy - odparłem i pocałowałem Małą w policzek. Ostatkiem sił się uśmiechnęła i poprosiła, żebym ją przytulił. Czułem, jak jej ciało drży z zimna. Stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli pójdziemy ścieżką w kierunku lasu, w którym przed upływem dziesięciu minut zniknął Hudson. Może odrobina ruchu nieco poprawi stan Alex.
   Po upływie blisko trzydziestu minut marszu, nie dość, że wciąż nie trafiliśmy na Slasha, to w dodatku znaleźliśmy się na rozstaju dróg. Nie miałem pojęcia, czy iść w stronę prawą, czy lewą. Zapytałem brunetkę, jednak ta odpowiedziała, że kompletnie nie wie, gdzie jesteśmy. Przez dłuższą chwilę się zastanawiałem i wybrałem ścieżkę prowadzącą na lewo. Nie pytajcie dlaczego. Sam nie potrafię wytłumaczyć sobie tej decyzji.
   Droga okropnie nam się dłużyła, a co gorsza nie widzieliśmy żadnego znaku, który mógłby podpowiedzieć nam, gdzie się aktualnie znajdujemy. Otaczająca nas dookoła ciemność, strzelanie gałęzi pod ciężarem naszych nóg, odgłosy różnych zwierząt... Nie powiem, że byłem zachwycony opisaną scenerią. Szczerze mówiąc, wszystko dookoła wywoływało we mnie przerażenie, ale nie mogłem tego okazywać. Przecież miałem chronić Alex, byłem za nią odpowiedzialny!
   Tocząc ze sobą wewnętrzną walkę spowodowaną chwilą poważniejszego zwątpienia, zauważyłem w pobliżu przewrócone drzewo i skierowałem się jego kierunku. Usiedliśmy na nim, mocno się w siebie wtulając. Noc była wyjątkowo zimna. Nie wiedziałem, jak przekazać brunetce, że prawdopodobnie się zgubiliśmy, dlatego też przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
   - Duffy, błagam, nie mów mi tylko teraz, że nie wiesz, gdzie jesteśmy. - Powiedziała niemal błagalnym tonem.
   - Przepraszam, maleńka - rzuciłem szeptem, chowając zakłopotanie za swoimi blond włosami. Bardzo zmartwił mnie fakt, że zraniłem tę cudowną kobietę, której zamiast zapewnić bezpieczne, ciepłe miejsce, zafundowałem ciemny las, który wywoływał w nas poczucie grozy i chęć ucieczki. Nie dość, że sami się zgubiliśmy, to w dodatku Slash gdzieś zniknął. Nie powiem, cały wyjazd zapowiadał się fenomenalnie.
   Przełknąłem ślinę i nie odezwałem się ani słowem. Wolałem swoje uwagi, które były stanowczo nie na miejscu, zachować dla siebie. Aktualnie myślałem tylko o tym, jak mogę naprawić swój wizerunek w oczach Alexandry. Tak cholernie mi na niej zależało. Pierwszy raz poczułem coś takiego wobec jakiejś kobiety. Narodził się we mnie uczuciowy, czuły, kochający, troskliwy, romantyczny Duff, a nie ten skurwiel, który szukał przygód na jedną noc, traktujący płeć przeciwną w sposób przedmiotowy i perfidnie ją wykorzystujący. Poczułem obowiązek zaopiekowania się brunetką, wspierania jej, bycia przy niej... Tak dziwne, a może i wręcz nienaturalne słowa płynące z ust rockmana, ale jak szczere i prawdziwe. Duff Rose McKagan się zakochał. I to w tak wyjątkowej osobie...

~Perspektywa Slasha~
 
   - Nigdy więcej tyle nie biorę - burknąłem pod nosem, płytko oddychając. Nieco przerażony rozglądałem się dookoła z obawą, że ktoś mnie obserwuje. Dobra, kurewsko się bałem! Ale dam sobie rękę uciąć, że ktoś faktycznie znajdował się w moim otoczeniu i nie jest to związane z moim brakiem jakiegokolwiek umiaru w braniu narkotyków i spożywaniu alkoholu. Nie tym razem!
   Kiedy kolejny raz gwałtownie się obróciłem, robiąc sam siebie w chuja, łamiąc jakąś suchą gałąź butem, przysiadłem pod jednym z drzew, opierając się o nie. Skierowałem rękę do tylnej kieszeni w spodniach, żeby wyciągnąć papierosa i choć na moment zapomnieć o tym, co się teraz dzieje oraz najzwyczajniej w świecie się uspokoić, zorientowałem się, że jest ona pusta. Sięgnąłem do drugiej i sprawdziłem nawet w przednich, w których nigdy niczego nie nosiłem, ale wolałem się upewnić. Tam też brak jakiegokolwiek śladu po paczce moich ukochanych Marlboro. Poirytowany brakiem jednej z paczek, a na wyjazd zabezpieczyłem się przecież obowiązkowo, przeklnąłem kilka, dobrze, kilkanaście razy pod nosem i zrezygnowany popatrzyłem w niebo.
   Kilka minut później, kiedy już w jakimś stopniu przyzwyczaiłem się do obcowania z głodem nikotynowym, oświeciło mnie. Strzał w dziesiątkę! Przecież papierosy mogły być również w ramonesce i...
W tym momencie cały entuzjazm zniknął tak szybko, jak się pojawił. Kurtkę pożyczyłem Alex. Gratulacje, panie Hudson, gratulacje...

~Perspektywa Duffa~
 
   Siedzieliśmy na wspomnianym drzewie od dobrej godziny. Alex zasnęła, a ja przyglądałem jej się oczarowany. Nie mogłem napatrzeć się na jej piękną osobę. W dzień wyglądała czarująco, ale gdy spała? Raj dla mych oczu. Głaskałem jej włosy, nucąc pod nosem jakąś melodię, szukając inspiracji na nową piosenkę. Popatrzyłem na niebo, które stopniowo zaczynało się rozjaśniać. Przymknąłem oczy i wciągnąłem nosem świeże, leśne powietrze, które nieco mnie oprzytomniło. Westchnąłem cicho, widząc, jak Mała nerwowo kręci się na moich kolanach. Pewnie znowu miała te chore koszmary. Wyleczyliśmy ją z tego, to fakt, ale one czasami powracały. Bardzo zmartwił mnie widok przerażonej twarzy brunetki, która niewyraźnie coś bełkotała. Po chwili na jej czole zaczęły pojawiać się kropelki potu, a jej niezrozumiała mowa przerodziła się momentalnie w krzyk rozpaczy. Zaczęła machać rękami, dlatego też postanowiłem zareagować. Potrząsnąłem lekko jej ciałem, a kiedy się obudziła, rozkojarzona rozejrzała się dookoła i rozpłakała się.
   - Maleńka, spokojnie, słyszysz? Jestem tutaj z tobą, nic złego ci się nie stanie, tak? Księżniczko, cicho, nie płacz - próbowałem ją uspokoić, przytulając jej bezbronną i kruchą istotkę do siebie. Gładziłem jej włosy, momentami całując ją w czubek głowy, wiedząc, kiedy i na ile mogę sobie pozwolić. Nie chciałem być nachalny w takich chwilach. Alex miewała czasami stany lękowe, a nie chciałem, żeby jeden pocałunek zaważył na naszym zaufaniu. Stopniowo ograniczałem dzielącą nas granicę, aż w końcu Mała sama wtuliła się w mój tors, mocząc moją koszulkę. Nie chciałem mówić zbyt wiele. Ona wiedziała, że jestem przy niej i to było najważniejsze. Nie chciałem nalegać. Tylko ona wiedziała, kiedy poczuje się naprawdę bezpieczna i zbędne byłoby tutaj moje naciskanie na jej przerażoną osobę.
   Po upływie kwadransu dziewczyna uspokoiła się, próbując ponownie zasnąć. Stwierdziliśmy, że poczekamy tutaj na resztę zespołu. Przecież w końcu muszą zacząć nas szukać. Bez sensu byłoby iść w głąb lasu, w którym nie znamy żadnej drogi prowadzącej do samochodu, dlatego też woleliśmy czekać w tym miejscu.
   Kołysałem Alex, która siedziała na moich kolanach i eufemistycznie się we mnie wtulała. Kiedy po upływie pięciu minut zerknąłem na jej twarz, miała zamknięte powieki. Uśmiechnąłem się widząc znów spokojną twarz kobiety. Po chwili dłuższego namysłu, nachyliłem się i pocałowałem ją w usta. Smak jej warg od razu poprawił mi humor i dodał sił na wyczekiwanie zespołu. Nie przestając kołysać brunetki, ponownie zacząłem rozmyślać o twórczości Guns N' Roses. Z zamyślenia wyrwał mnie dotyk Alex. Jeździła spokojnie ręką po mojej prawej nodze. Przyłożyła policzek do mojej piersi, a ja oparłem brodę na czubku jej głowy. Przymknąłem oczy, czując, jak odpływam pod wpływem jej dotyku. Kiedy jej delikatna dłoń znalazła się tuż przy mojej pachwinie, przygryzłem dolną wargę. Byłem skrajnie podniecony, a kiedy poczułem, iż Alex składa drobne pocałunki na moich ustach postanowiłem dłużej nie zwlekać i agresywnie wpiłem się w wargi kobiety.
   Nie przerywając pocałunku ani na moment, posadziłem brunetkę na swoich kolanach przodem do siebie. Mała bawiła się paskiem od moich spodni, naprzemiennie raz prawą, raz lewą ręką, w tym samym czasie drugą albo wplatając w moje farbowane blond włosy, albo bawiąc się moim wisiorkiem. Wkładając ręce pod bluzkę kobiety, poczułem, jak zadrżała. Jej ciało przeszedł dreszcz, który jasno przekazywał mi, żebym nie przestawał. Wodziłem rękami po plecach Alex, aż w końcu przejechałem palcami po jej kręgosłupie, wywołując falę kolejnych dreszczy. Kobieta cicho jęknęła, przygryzając swoją dolną wargę i odchylając głowę do tyłu. Przejechałem nosem po jej szyi, wsłuchując się w jej ciche i rozkoszne westchnięcia. Stopniowo zacząłem pozbywać ją ubrań, nie spiesząc się, tym samym rozpalając w nas poczucie cholernego szału namiętności.
   Kiedy oboje pozbyliśmy się większości naszych ubrań, pozostając jedynie w bieliźnie, Alex położyła się na drzewie, niczym na najwygodniejszym łóżku, przyciągając mnie do siebie. Podziwiałem jej ciało i wdzięki, niczym mały chłopiec starannie poznający działanie nowej zabawki. Zachłannie całowałem wszystkie zakamarki jej ciała, powodując, iż wyginała je momentami w łuk. Byłem szczęśliwy i tak bardzo chciałem sprawić, żeby było jej dobrze. Zanurzając twarz w jej pełnych piersiach, delikatnie i dokładnie się nimi zajmowałem. Kobieta miała cały czas przymknięte powieki, a na jej twarzy malował się wyraz błogiego stanu. Całując kobietę w usta, jeździłem dłońmi po jej rozpalonym ciele. Przygryzając jej wargę, delektowałem się dłuższym i przeciągłym jęknięciem z jej strony. Uśmiechnąłem się łobuzersko, widząc błysk w jej oku, po czym zbliżyłem swoją twarz do najwrażliwszego miejsca w ciele kobiety, aby delikatnymi, ale wręcz idealnymi ruchami, ust i dłoni po upływie kilku minut doprowadzić brunetkę do szaleństwa.
   Mała szczytując wiła się niemiłosiernie, co znacznie utrudniało mi dokończenie czynności. Nie pomagał mi w tym również mój uśmiech spowodowany ogromną satysfakcją, ale to osobną drogą. Przytrzymałem ciało kobiety wolną ręką, aby po chwili zmęczona, w poszukiwaniu chwili wytchnienia, wtuliła się w moje ramię.
Nie zaprzestając stosunku nawet na moment, już po kilku chwilach kobieta zręcznie bawiła się moim przyrodzeniem. Nie potrzebowałem wiele czasu, aby znaleźć się w siódmym niebie. Sama jej obecność budziła we mnie uczucie podniecenia.
   Po kilku minutach zupełnie pusty las, który wypełniony był wszechogarniającą ciszą, ogarnęły nasze jęki i westchnienia. Zanurzając się w ciele kobiety było mi tak cholernie dobrze, że nie miałem zamiaru się pohamować. Pomimo nadprzeciętnej delikatności, troski i spokoju wkładanej w ten stosunek, czułem się cudownie. Czując, iż niewiele brakuje mi, aby osiągnąć orgazm, odchyliłem głowę do tyłu. Po kilku sekundach dołączyła do mnie Alex, dochodząc niemal w tym samym momencie...

~Perspektywa Slasha~
 
   Przez to całe zmęczenie zasnąłem na ściółce leśnej. Obudziły mnie jakieś dziwne odgłosy, niczym z dobrego filmu pornograficznego, ale to na pewno tylko informacja potwierdzająca fakt, że za dużo wziąłem. Znowu miałem jakieś przywidzenia i przesłyszenia. Podniosłem się ospale i znów oparłem się o drzewo. Byłem wykończony. Otrzepałem swoje ubranie, gwiżdżąc pod nosem. Po chwili usłyszałem, jakby ktoś stosunkowo szybkim tempem, szedł ścieżką znajdującą się za mną i nerwowo kopał jakiś przedmiot. Wstałem z ziemi, poprawiając t-shirt i spodnie, kiedy zauważyłem nikogo innego, jak Axla. Ucieszyłem się na jego widok i krzyknąłem radośnie w jego kierunku. Wokalista zatrzymał się, a ja do niego podbiegłem.
   - Jak dobrze, że się obudziłem, bo pewnie przeszedłbyś obok mnie i dalej bym tu siedział! - krzyknąłem zrezygnowany do przyjaciela. Miałem podzielić się z nim historią o dziwnych dźwiękach, ale ten, jak zwykle zresztą, musiał wejść mi w słowo. Tak chce pan grać, panie Rose? W takim razie od chwili obecnej będę odpowiadał ci jedynie powierzchownie.
   - Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony. Na jego twarzy oprócz zmęczenia dostrzegłem także złość i agresję. - Gdzie jest Alex z Duffem? Dlaczego nie jesteście razem? - zadawał milion pytań na minutę, a ja, nie dość, że byłem okropnie zmęczony, to jeszcze borykałem się z jednym z moich przyjaciół. Kacem. Tak więc moje myślenie było znacznie spowolnione. Początkowo w odpowiedzi wzruszyłem ramionami, ale kiedy Axl mnie za nie złapał, rzuciłem niedbale:
   - Kurwa, puść mnie. Poszedłem w las, żeby się wysikać, trochę zabłądziłem. Co się stało z nimi, nie wiem. Siedziałem tylko pod tym drzewem z nadzieją, że ktoś zacznie mnie szukać. Dobrze, że chociaż ty wpadłeś na ten pomysł, bo pewnie Izzy i Steven...
   - Nie przyszedłem nikogo szukać - warknął w odpowiedzi, tradycyjnie wchodząc mi w słowo. No tak. W sumie czego ja się spodziewałem? - Poszedłem głębiej w las z zamiarem... Po prostu wszedłem głębiej w ten, jebany, las i się zgubiłem.
   - Zaraz, czyli nie wiesz, gdzie jesteśmy? - zapytałem pełny nadziei, że nie otrzymam odpowiedzi potwierdzającej.
   - O to samo miałem zapytać ciebie - odparł Rudy. No to ładnie. Jesteśmy w dupie. Chociaż teraz powrót będzie łatwiejszy, ponieważ słońce powoli zaczęło pojawiać się na niebie.
   - Chodź - rzuciłem do przyjaciela, kierując się przed siebie ścieżką, którą do mnie przyszedł. - Wracamy, nie będziemy tu siedzieć. Może po drodze znajdziemy Alex i McKagana.

10 komentarzy:

  1. Hmmm.... Od czego by tu zacząć... Czuję się takim debilem, bo w kółko powtarzam, że jesteś zajebistym geniuszem, że kocham Twój styl, blog, opowiadanie i.. I pewnie już trochę przynudzam. A nienawidzę przynudzać :/ No, ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Po prostu uwielbiam. Ale ok, powróćmy do rozdziału. Mieli iść po paliwo, a poszli w las. Wiem, wiem, to nie było tak. No i Alex znowu zdradziła Rose'a. Jeśli on zobaczy ich na tym drzewie, to będzie awantura jak ta lala. Tylko jaka kurwa lala?! Wiem, komentarz do dupy i kompletnie nie zrozumiały. Jeśli go zrozumiesz to gratulacje! Bo ja sama nie wiem, o co mi w nim chodzi XD. Zapamiętaj tylko, że uwielbiam wszystko, co wychodzi spod Twojej ręki i to, że rozdział bardzo mi się podoba. Przesyłam najlepsze życzenia i pozdrawiam. Sto lat, niech żyje nam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zostało wspomniane, stacji jednak nie było, więc wrócić jakoś musieli :D Zapraszam na kolejne rozdziały, na pewno znajdziesz w nich odpowiedzi na swoje pytania. No i oczywiście bardzo, bardzo dziękuję. Powtórzę i ja raz kolejny, naprawdę świetnie jest mieć taką czytelniczkę, jak Ty. Pozdrawiam cieplutko ;)

      Usuń
  2. Jak zawsze pięknie! *.*
    Zakochuje się na nowo w tym opowiadaniu ♡
    A miało być Paradise City, dobrze wiesz o co chodzi... Ale pomińmy, ważne że siedziała na tej ziemi jak obłąkana ^^
    Uwielbiam, kocham, wielbie na zawsze My Rocket Queen ♡ /Natt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że wiem! Stwierdziłam jednak, że to byłoby nieco dziwne, więc takie korekty odnośnie utworów są wszędzie. Ale to i lepiej! To wspomnienie zachowamy dla siebie. No i bardzo się cieszę, że udało mi się osiągnąć to, o czym wręcz marzyłam. Dziękuję bardzo, buźka ^^ ;*

      Usuń
  3. Jeju no, jestem zachwycona! Bardzo mi się podoba i jak dla mnie Nie posiada ani jednej wady. Pozdrawiam i mam nadzieję, że pojawi się tu mnóstwo tak samo świetnych, a może lepszych wpisów ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszyscy się zgubili, jak fajnie! Nie, dobra, to brzmi idiotycznie. Ale naprawdę mi się ten fakt podoba, bo przynajmniej coś się dzieje, haha. A w dodatku są w lesie! No cudownie.
    Jeszcze jakiś seryjny morderca albo grizzly by się przydał! Okej, uspokój się Rocket, to nie horror, oszczędźmy bohaterów.
    Slash w tym rozdziale jest moim mistrzem, Kudłaty, kocham cię.
    Alex i Duff - tych to mam ochotę udusić. No, mnie tam trzeba obsadzić w roli zabójczyni.
    Geez, czemu dziewczyna nie zerwie z Axlem i nie weźmie się za jednego? Ewidentnie ją do McKagana ciągnie, zresztą jego do niej jeszcze bardziej. No ale tak, tak. Historia musi być skomplikowana, bo jak jest zbyt pięknie, to wieje znowu nudą.
    Myślałam w sumie, że Rose ich w tym lesie przyłapie i będzie jakaś zadyma, ale... Może nic straconego?
    Kurcze, dawaj szybciutko kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdy Axl się dowie to nie chciałabym być na miejscu Duffa. Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko dopracowane w najmniejszym calu, przemyślane co do ostatniego zdania. Za każdym razem próbując nam przybliżyć losy bohaterów oddajesz kawał swojego serca...ale to obfituje :) Pięknie <3
    ~~Miś~~

    OdpowiedzUsuń
  7. Współczuję i Axlowi i Duffowi... Ciekawe którego wybierze, powinna w koncu sie zdecydować...

    OdpowiedzUsuń
  8. Uuu, to znowu ja. Po raz kolejny wyrzucałam sobie, że przecież miałam być aktywna, a wciąż nie skomentowałam kolejnego rozdziału u Ciebie, więc tym razem po prostu usiadłam i go przeczytałam, tak o. I żeby zrobić to samo z resztą rozdziałów, chyba po prostu zacznę trochę skracać moje komentarze. Przynajmniej dopóki nie dojdę do bieżących rozdziałów.
    Bardzo cieszy mnie fakt, że nie jest to typowy wypad nad jezioro, gdzie jest fajnie, wszyscy się bawią i są opisywane tylko kolejne kompletnie identyczne imprezy. Noc, ciemny las, nieczynna stacja benzynowa i nic więcej. Wszyscy się gubią. Idealny klimat.
    Najbardziej w tym rozdziale zaaferował mnie wątek tego, co stało się z Izzy'm i Stevenem. Fragment króciutki, ale nacechowany dramatyzmem. No i przez to, że jest taki krótki i tak naprawdę praktycznie nie wiemy, co się stało, zaciekawia dużo bardziej.
    Eh, Alex i Duff... I znowu się nimfomanka odezwała. Proszę, niech ona się zdecyduje. I jak już ma być więcej potencjalnie zainteresowanych mężczyzn, to niech to nie będą prawie wszyscy. Dwoje jest ok, ale troje... Wydaje się za dużo. Dodatkowo przez to, że wszyscy ją tak kochają, robi się trochę zbyt ckliwie i cukierkowo, zwłaszcza przy dialogiach. Brakuje mi Gunsowej szorstkości. Ale przynajmniej Axl mnie nie zawodzi. Chciałabym w sumie, żeby ich nakrył i się wkurwił.
    Na początku pomyślałam jeszcze, że to dość dziwne, że skończyła im się benzyna i ogarnęli to dopiero, kiedy sprawdzali silnik. No ale może kontrolka im się zepsuła, kto wie.
    Pozdrawiam serdecznie. :*

    OdpowiedzUsuń