Just tryin' to kill the pain
Poczułam, jak klatka piersiowa mężczyzny uniosła się pod wpływem ciężkiego oddechu. Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej. Chciałam zatrzymać czas i poczuć, że żyję bez żadnych zmartwień. Poczuć, że najważniejsi jesteśmy tylko my. Zapomnieć o przeszłości i o tym, co mija z każdą minutą. O każdej wylanej łzie, o poczuciu samotności i o tym, co straciłam. Najważniejsza jest teraźniejszość. Nic oprócz tego.
- Obiecuję - wyrwał mnie z rozmyślań kochany Rudzielec. Pocałowałam mężczyznę wzruszona tym, co powiedział. Miałam głęboką nadzieję, że mnie nie okłamuje i że zaistniała sytuacja choć trochę wpłynie na jego postawę. W pewnym momencie przypomniałam sobie o obietnicy, którą złożyłam Axlowi. Oderwałam od niego swoje usta i przykładając palec wskazujący do jego warg, jednocześnie go uciszając, otarłam łzy i zaczęłam ściągać z niego koszulkę. Wokalista delikatnie się uśmiechnął i powróciliśmy do całowania. Po chwili jednak znów przerwałam tę czynność i wyszeptałam:
- Na pewno tego chcesz? Czujesz się lepiej?
- Tak, nie martw się - odparł po chwili napalony Rose.
Po upływie godziny, a nawet blisko dwóch godzin, upojnych chwil z ukochanym w sypialni, zeszliśmy na dół, gdzie cała impreza szła przednio. Na stole stało już około pięciu pustych butelek po alkoholu i leżało na nim kilka małych torebek foliowych. Steven leżał na fotelu, Izzy wciągał właśnie coś z wielkim spokojem i ostrożnością, Duff dopalał kolejnego papierosa, a Slash wpatrywał się w telewizor, w którym, jak co sobotę po 22:00 leciały pornole. Spokojnie mogłabym powiedzieć, że nas nie zauważyli, gdy schodziliśmy z góry, jednak mężczyźni stwarzali dobre pozory. Puszczając dłoń Axla udałam się do kuchni, aby przynieść nam szklanki. Przecież to był jego dzień, a właściwie noc. Rozmarzona i niezwykle podniecona przebiegiem zdarzeń, wsłuchiwałam się w rozmowę mężczyzn w salonie. Oczywiście jednocześnie poszukując rzekomych szklanek.
- I jak było? - zaczął Slash.
- Może nam coś opowiesz, Rudy, to nie będziemy musieli oglądać tych nic niewartych programów w telewizji - dodał Duff.
- Ja też z chęcią posłucham - rzucił Steven, który znowu cieszył się nie wiadomo z jakiego powodu. Usłyszałam śmiech mężczyzn i sama również cicho zachichotałam. Wchodząc do salonu, zupełnie rozczochrana, postawiłam szklanki na stole i usiadłam Rose'owi na kolanach. Nie zważając na otoczenie, znowu zaczęliśmy się całować. Kiedy Axl składał pocałunki na mojej szyi, zagaiłam :
- Kochanie, podziel się z przyjaciółmi tą historią. - Odchyliłam głowę do tyłu i zatapiając dłonie w jego lśniących, rudych włosach, dodałam. - Pochwal się, jaki jesteś w łóżku, może nauczą się czegoś od mistrza. - Uwielbiałam denerwować mężczyzn. Jednak chyba moje stwierdzenie, które rzecz jasna było żartem i nie miało na celu nikogo urazić, jakoś szczególnie nie dotknęło żadnego z nich. Wszyscy głośno się zaśmiali, denerwując Axla, który chyba poczuł się urażony. Izzy po chwili zaklaskał w dłonie, uciszając domowników:
- Cisza. Słuchamy, co mają do powiedzenia nasi zakochani.
- Może w końcu wytłumaczą, dlaczego robią to tak głośno - zaśmiał się Adler.
- Zależy od dnia. Raz głośniej, raz ciszej. Mam sypialnię obok nich, wiem coś o tym - dodał McKagan.
- To ja się napiję - powiedział Slash, zanurzając usta w trunku. - Czuję, że na trzeźwo tego nie wezmę. Stradlin, masz coś dla mnie?
Moja mina momentalnie zrzedła, gdyż doskonale wiedziałam, o co Saul pyta Izzy'ego. Rzuciłam błagalny wzrok w kierunku Axla, który bezsilnie wzruszył ramionami. Na szczęście Stradlin powiedział, że na dzisiejszy wieczór się nie zaopatrzył. Odetchnęłam z ulgą.
Mężczyźni ponaglali Axla, żeby uraczył ich naszą opowieścią. Wiedziałam, że to zrobi, dlatego omal nie popłakałam się ze śmiechu, kiedy wszystko opisywał. Będąc tuż przy końcu rozważań o jakże wyczerpującym akcie miłości, całą historię przerwał telefon. Oczywiście nikomu nie chciało się ruszyć, aby odebrać, więc padło na Stradlina, który zawsze załatwiał wszystkie sprawy związane z życiem zespołu.
- Stradlin, słucham - powiedział, powstrzymując śmiech. - Tak... Tak... Ale jak to? Nie, nie rozumiem. Kiedy? To niemożliwe - mówił, przeczesując ciemne włosy. - Dziękuję. Oczywiście, że wyrażamy zgodę... Dobrze, będziemy z nimi w kontakcie... Do usłyszenia... Aj, proszę poczekać! Czy może pan połączyć mnie z Brianem Mayem? Dziękuję, do widzenia. - Wszyscy ucichliśmy i patrzyliśmy w stronę rytmicznego, który nerwowo obracał w palcach biały kabel od telefonu stacjonarnego. Wymienialiśmy się spojrzeniami, co chwilę pytając, o co chodzi. Kiedy Izzy zaczął składać najszczersze wyrazy współczucia i kondolencje wszyscy ucichli. Slash nawet zdjął cylinder, który jeszcze przed kilkoma minutami widniał na czubku jego głowy. Gdy rytmiczny skończył rozmawiać, podszedł do stołu i wziął kilka sporych łyków Danielsa. Kiedy skończył, wziął do ręki pilot i przełączył na wiadomości, po których wszystko się wyjaśniło. Zmarł Freddie Mercury, legenda rocka, wokalista Queen. AIDS jest bardzo niebezpieczne i musi dowiedzieć się o tym cały świat - takie słowa usłyszeliśmy od kobiety, która znajdowała się w studiu. Nikt nie potrafił obejrzeć tej pogadanki do końca. Duff wyłączył telewizor i po upływie równo minuty, rozpoczął rozmowę.
- Kto dzwonił?
- Menadżer. W kwietniu organizują koncert, na którym mają zagrać wszyscy przyjaciele Freddiego - odparł Izzy. - Głównym motywem będzie AIDS i zamiar uświadomienia ludziom zagrożenia płynącego z tego całego chujostwa - rzucił Stradlin, zupełnie nie panując nad swoimi emocjami. Okropnie trzęsły mu się ręce.
- Wiadomo już coś więcej na temat tego wydarzenia? - próbował kontynuować McKagan.
- Jak mówiłem, odbędzie się w kwietniu. Prawdopodobnie w Londynie, na stadionie Wembley - rzucił rytmiczny, który widocznie nie był zainteresowany dalszą rozmową. Żadne z nas również nie chciało się odzywać. Po chwili wszyscy zaczęli pić z kolejnej, otwartej butelki. Ta wiadomość wstrząsnęła wszystkimi. Przed dwudziestą trzecią każdy udał się do swojej sypialni. Nawet Axl nie przyszedł do mnie, tylko zaszył się gdzieś w swoim pokoju.
Usiadłam pod ścianą i zaczęłam płakać. Nie wiem, czym było to spowodowane. Czy poczuciem samotności, czy brakiem akceptacji siebie, czy może czymś zupełnie innym. W każdym razie po prostu siedziałam i płakałam. Moją chwilę słabości przerwało pukanie do drzwi. Rzuciłam tylko krótkie proszę, które i tak ledwo przeszło mi przez gardło. Do sypialni wkroczył Duff. Widząc, w jakim stanie aktualnie się znajduję, usiadł obok mnie i czule mnie przytulił. Kochałam go. Kochałam go, jak starszego brata. Zawsze był dla mnie taki troskliwy. I uroczy. I czuły. I delikatny. Po prostu kochany. Cały Duff. Położyłam głowę na jego ramieniu i po prostu wyrzuciłam z siebie wszystko, co dręczyło mnie przez tyle lat. Mężczyzna wydał się poruszony historią. Chyba chciał coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedział jak. Raz po razie otwierał i zamykał usta.
- Pocałuj mnie - szepnęłam.
- Alex, ale...
- Pocałuj, słyszysz?
Basista nie wykazując większego oporu złączył nasze usta w pocałunku. Usiadłam na jego kolanach i całkowicie oddałam się mężczyźnie. Pozwalałam na każdy, nawet najbardziej intymny ruch jego dłoni na moim ciele. Kiedy skończyliśmy, uśmiechnęłam się do mężczyzny, który wycierał rękawem swojej kurtki moje policzki.
- Dziękuję - powiedziałam nieśmiało.
- Nie ma sprawy. Nawet nie wiesz, jaka to dla mnie przyjemność - rzucił zadowolony blondyn. - Nie powinienem tego robić, ale jesteś tak pociągająca, że nie potrafię ci się oprzeć. Miałaś nie płakać, a ciągle to robisz. Martwię się o ciebie, ślicznotko - powiedział, przejeżdżając wierzchem dłoni po moim policzku. - Wiesz, jest jedna rzecz, której okropnie żałuję.
- Jaka? - zapytałam zdziwiona.
- Fakt, że nie jesteśmy razem. Dziewczyno, jesteś cudowna. Chyba jesteś pierwszą kobietą, która tak zawróciła mi w głowie. Nie przestaje o tobie myśleć. Kiedy cię widzę, omal nie doprowadzasz mnie do szaleństwa. Uwielbiam przebywać w twoim towarzystwie. Kiedy się uśmiechasz, wyglądasz jak najpiękniejszy pąk róży, który właśnie rozkwita pobudzony delikatnymi promieniami słońca. Wtedy uśmiecham się razem z tobą i chcę trwać z tobą w szczęściu. A kiedy się smucisz, ja również jestem smutny. Czuję, że muszę być przy tobie i cię pocieszyć. Zadbać o ciebie, zaopiekować się tobą. Patrząc na ciebie przygnębioną i rozbitą, czuję, że muszę być przy tobie i cię wspierać. Nie tylko z czystego obowiązku, ale i z obawy, że twoja delikatna, krucha osóbka mogłaby się rozpaść. Jesteś wyjątkowa. Oczarowałaś mnie od naszego pierwszego spotkania. A te wszystkie chwile w mojej sypialni, każdy pocałunek...
- Duff... - próbowałam przerwać rozważania mężczyzny. Kochałam go, ale przecież byłam z Axlem. Blondyn był przecież jak brat. Starszy brat.
- Alex, ja nie potrafię się przy tobie pohamować. Pociągasz mnie. Jestem w tobie zakochany, nie widzisz tego? Zostaw go, odejdź od Rose'a. Zasługujesz...
- McKagan, do cholery! - krzyknęłam nagle. - To twój przyjaciel! Jak możesz? - rzuciłam w nerwach, wyrywając się z objęć mężczyzny, w którym jeszcze przed momentem byłam bezgranicznie rozkochana. Wstałam z zimnej podłogi i z płaczem, który odwiedził mnie raz kolejny, wybiegłam z pokoju. Trzaskając drzwiami od sypialni, trafiłam na Hudsona, który najwidoczniej też szedł do mojego pokoju, najzwyczajniej w świecie porozmawiać. Minęłam się z nim i zamknęłam się w łazience.
- Co ty odstawiasz, wariatko?! Twoi przyjaciele mają wiele własnych problemów, a ty dorzucasz im własnych! I to w dodatku sztucznych! Co ty wiesz o prawdziwych problemach i prawdziwym życiu?! Wymyślasz sobie jakieś wyimaginowane bzdety! Tylko potrafisz płakać i użalać się nad sobą, spoglądając w przeszłość! Tak, w tę cholerną, jebaną przeszłość, którą sobie sama zepsułaś! Jesteś nikim, kurwo! Nikim! Zwykłą szmatą! - krzyczałam do lustra i powoli zsuwając się po ścianie, opadłam na kafelki. Nie płakałam. Cały subtelny i, wcześniej powiedziałabym, że uzasadniony płacz przerodził się w histerię. Zresztą zawsze taka byłam. Od pierwszych chwil życia. Ile to razy mama opowiadała mi i rodzinie o tym, jak w sklepie chcąc nową zabawkę, wymuszałam ją płaczem.
Wykończona i osłabiona, bo wylałam z siebie tyle łez, że czułam się niczym odwodniona, podkuliłam nogi i siedziałam oparta o brzeg kabiny prysznicowej. Nie wiedziałam, która była godzina. Byłam pewna tylko tego, że bardzo chce mi się pić. Poczułam też głód, ale nawet na kromkę suchego chleba nie miałam, co liczyć, bo przecież żadne z nas nie było na zakupach od dobrych kilku dni. Mimo pragnienia nie chciałam wychodzić z łazienki. Chciałam uniknąć spotkania z jakimkolwiek z domowników.
Po kwadransie ktoś zapukał do drzwi. Nie odpowiedziałam, więc pukanie powtórzyło się. Tym razem jednak znajomy głos zadał pytanie:
- Alex, jesteś tam? - przed wejściem do łazienki stał nie kto inny, jak Izzy. - Proszę wpuść mnie.
- Na pewno tego chcesz? Czujesz się lepiej?
- Tak, nie martw się - odparł po chwili napalony Rose.
Po upływie godziny, a nawet blisko dwóch godzin, upojnych chwil z ukochanym w sypialni, zeszliśmy na dół, gdzie cała impreza szła przednio. Na stole stało już około pięciu pustych butelek po alkoholu i leżało na nim kilka małych torebek foliowych. Steven leżał na fotelu, Izzy wciągał właśnie coś z wielkim spokojem i ostrożnością, Duff dopalał kolejnego papierosa, a Slash wpatrywał się w telewizor, w którym, jak co sobotę po 22:00 leciały pornole. Spokojnie mogłabym powiedzieć, że nas nie zauważyli, gdy schodziliśmy z góry, jednak mężczyźni stwarzali dobre pozory. Puszczając dłoń Axla udałam się do kuchni, aby przynieść nam szklanki. Przecież to był jego dzień, a właściwie noc. Rozmarzona i niezwykle podniecona przebiegiem zdarzeń, wsłuchiwałam się w rozmowę mężczyzn w salonie. Oczywiście jednocześnie poszukując rzekomych szklanek.
- I jak było? - zaczął Slash.
- Może nam coś opowiesz, Rudy, to nie będziemy musieli oglądać tych nic niewartych programów w telewizji - dodał Duff.
- Ja też z chęcią posłucham - rzucił Steven, który znowu cieszył się nie wiadomo z jakiego powodu. Usłyszałam śmiech mężczyzn i sama również cicho zachichotałam. Wchodząc do salonu, zupełnie rozczochrana, postawiłam szklanki na stole i usiadłam Rose'owi na kolanach. Nie zważając na otoczenie, znowu zaczęliśmy się całować. Kiedy Axl składał pocałunki na mojej szyi, zagaiłam :
- Kochanie, podziel się z przyjaciółmi tą historią. - Odchyliłam głowę do tyłu i zatapiając dłonie w jego lśniących, rudych włosach, dodałam. - Pochwal się, jaki jesteś w łóżku, może nauczą się czegoś od mistrza. - Uwielbiałam denerwować mężczyzn. Jednak chyba moje stwierdzenie, które rzecz jasna było żartem i nie miało na celu nikogo urazić, jakoś szczególnie nie dotknęło żadnego z nich. Wszyscy głośno się zaśmiali, denerwując Axla, który chyba poczuł się urażony. Izzy po chwili zaklaskał w dłonie, uciszając domowników:
- Cisza. Słuchamy, co mają do powiedzenia nasi zakochani.
- Może w końcu wytłumaczą, dlaczego robią to tak głośno - zaśmiał się Adler.
- Zależy od dnia. Raz głośniej, raz ciszej. Mam sypialnię obok nich, wiem coś o tym - dodał McKagan.
- To ja się napiję - powiedział Slash, zanurzając usta w trunku. - Czuję, że na trzeźwo tego nie wezmę. Stradlin, masz coś dla mnie?
Moja mina momentalnie zrzedła, gdyż doskonale wiedziałam, o co Saul pyta Izzy'ego. Rzuciłam błagalny wzrok w kierunku Axla, który bezsilnie wzruszył ramionami. Na szczęście Stradlin powiedział, że na dzisiejszy wieczór się nie zaopatrzył. Odetchnęłam z ulgą.
Mężczyźni ponaglali Axla, żeby uraczył ich naszą opowieścią. Wiedziałam, że to zrobi, dlatego omal nie popłakałam się ze śmiechu, kiedy wszystko opisywał. Będąc tuż przy końcu rozważań o jakże wyczerpującym akcie miłości, całą historię przerwał telefon. Oczywiście nikomu nie chciało się ruszyć, aby odebrać, więc padło na Stradlina, który zawsze załatwiał wszystkie sprawy związane z życiem zespołu.
- Stradlin, słucham - powiedział, powstrzymując śmiech. - Tak... Tak... Ale jak to? Nie, nie rozumiem. Kiedy? To niemożliwe - mówił, przeczesując ciemne włosy. - Dziękuję. Oczywiście, że wyrażamy zgodę... Dobrze, będziemy z nimi w kontakcie... Do usłyszenia... Aj, proszę poczekać! Czy może pan połączyć mnie z Brianem Mayem? Dziękuję, do widzenia. - Wszyscy ucichliśmy i patrzyliśmy w stronę rytmicznego, który nerwowo obracał w palcach biały kabel od telefonu stacjonarnego. Wymienialiśmy się spojrzeniami, co chwilę pytając, o co chodzi. Kiedy Izzy zaczął składać najszczersze wyrazy współczucia i kondolencje wszyscy ucichli. Slash nawet zdjął cylinder, który jeszcze przed kilkoma minutami widniał na czubku jego głowy. Gdy rytmiczny skończył rozmawiać, podszedł do stołu i wziął kilka sporych łyków Danielsa. Kiedy skończył, wziął do ręki pilot i przełączył na wiadomości, po których wszystko się wyjaśniło. Zmarł Freddie Mercury, legenda rocka, wokalista Queen. AIDS jest bardzo niebezpieczne i musi dowiedzieć się o tym cały świat - takie słowa usłyszeliśmy od kobiety, która znajdowała się w studiu. Nikt nie potrafił obejrzeć tej pogadanki do końca. Duff wyłączył telewizor i po upływie równo minuty, rozpoczął rozmowę.
- Kto dzwonił?
- Menadżer. W kwietniu organizują koncert, na którym mają zagrać wszyscy przyjaciele Freddiego - odparł Izzy. - Głównym motywem będzie AIDS i zamiar uświadomienia ludziom zagrożenia płynącego z tego całego chujostwa - rzucił Stradlin, zupełnie nie panując nad swoimi emocjami. Okropnie trzęsły mu się ręce.
- Wiadomo już coś więcej na temat tego wydarzenia? - próbował kontynuować McKagan.
- Jak mówiłem, odbędzie się w kwietniu. Prawdopodobnie w Londynie, na stadionie Wembley - rzucił rytmiczny, który widocznie nie był zainteresowany dalszą rozmową. Żadne z nas również nie chciało się odzywać. Po chwili wszyscy zaczęli pić z kolejnej, otwartej butelki. Ta wiadomość wstrząsnęła wszystkimi. Przed dwudziestą trzecią każdy udał się do swojej sypialni. Nawet Axl nie przyszedł do mnie, tylko zaszył się gdzieś w swoim pokoju.
Usiadłam pod ścianą i zaczęłam płakać. Nie wiem, czym było to spowodowane. Czy poczuciem samotności, czy brakiem akceptacji siebie, czy może czymś zupełnie innym. W każdym razie po prostu siedziałam i płakałam. Moją chwilę słabości przerwało pukanie do drzwi. Rzuciłam tylko krótkie proszę, które i tak ledwo przeszło mi przez gardło. Do sypialni wkroczył Duff. Widząc, w jakim stanie aktualnie się znajduję, usiadł obok mnie i czule mnie przytulił. Kochałam go. Kochałam go, jak starszego brata. Zawsze był dla mnie taki troskliwy. I uroczy. I czuły. I delikatny. Po prostu kochany. Cały Duff. Położyłam głowę na jego ramieniu i po prostu wyrzuciłam z siebie wszystko, co dręczyło mnie przez tyle lat. Mężczyzna wydał się poruszony historią. Chyba chciał coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedział jak. Raz po razie otwierał i zamykał usta.
- Pocałuj mnie - szepnęłam.
- Alex, ale...
- Pocałuj, słyszysz?
Basista nie wykazując większego oporu złączył nasze usta w pocałunku. Usiadłam na jego kolanach i całkowicie oddałam się mężczyźnie. Pozwalałam na każdy, nawet najbardziej intymny ruch jego dłoni na moim ciele. Kiedy skończyliśmy, uśmiechnęłam się do mężczyzny, który wycierał rękawem swojej kurtki moje policzki.
- Dziękuję - powiedziałam nieśmiało.
- Nie ma sprawy. Nawet nie wiesz, jaka to dla mnie przyjemność - rzucił zadowolony blondyn. - Nie powinienem tego robić, ale jesteś tak pociągająca, że nie potrafię ci się oprzeć. Miałaś nie płakać, a ciągle to robisz. Martwię się o ciebie, ślicznotko - powiedział, przejeżdżając wierzchem dłoni po moim policzku. - Wiesz, jest jedna rzecz, której okropnie żałuję.
- Jaka? - zapytałam zdziwiona.
- Fakt, że nie jesteśmy razem. Dziewczyno, jesteś cudowna. Chyba jesteś pierwszą kobietą, która tak zawróciła mi w głowie. Nie przestaje o tobie myśleć. Kiedy cię widzę, omal nie doprowadzasz mnie do szaleństwa. Uwielbiam przebywać w twoim towarzystwie. Kiedy się uśmiechasz, wyglądasz jak najpiękniejszy pąk róży, który właśnie rozkwita pobudzony delikatnymi promieniami słońca. Wtedy uśmiecham się razem z tobą i chcę trwać z tobą w szczęściu. A kiedy się smucisz, ja również jestem smutny. Czuję, że muszę być przy tobie i cię pocieszyć. Zadbać o ciebie, zaopiekować się tobą. Patrząc na ciebie przygnębioną i rozbitą, czuję, że muszę być przy tobie i cię wspierać. Nie tylko z czystego obowiązku, ale i z obawy, że twoja delikatna, krucha osóbka mogłaby się rozpaść. Jesteś wyjątkowa. Oczarowałaś mnie od naszego pierwszego spotkania. A te wszystkie chwile w mojej sypialni, każdy pocałunek...
- Duff... - próbowałam przerwać rozważania mężczyzny. Kochałam go, ale przecież byłam z Axlem. Blondyn był przecież jak brat. Starszy brat.
- Alex, ja nie potrafię się przy tobie pohamować. Pociągasz mnie. Jestem w tobie zakochany, nie widzisz tego? Zostaw go, odejdź od Rose'a. Zasługujesz...
- McKagan, do cholery! - krzyknęłam nagle. - To twój przyjaciel! Jak możesz? - rzuciłam w nerwach, wyrywając się z objęć mężczyzny, w którym jeszcze przed momentem byłam bezgranicznie rozkochana. Wstałam z zimnej podłogi i z płaczem, który odwiedził mnie raz kolejny, wybiegłam z pokoju. Trzaskając drzwiami od sypialni, trafiłam na Hudsona, który najwidoczniej też szedł do mojego pokoju, najzwyczajniej w świecie porozmawiać. Minęłam się z nim i zamknęłam się w łazience.
- Co ty odstawiasz, wariatko?! Twoi przyjaciele mają wiele własnych problemów, a ty dorzucasz im własnych! I to w dodatku sztucznych! Co ty wiesz o prawdziwych problemach i prawdziwym życiu?! Wymyślasz sobie jakieś wyimaginowane bzdety! Tylko potrafisz płakać i użalać się nad sobą, spoglądając w przeszłość! Tak, w tę cholerną, jebaną przeszłość, którą sobie sama zepsułaś! Jesteś nikim, kurwo! Nikim! Zwykłą szmatą! - krzyczałam do lustra i powoli zsuwając się po ścianie, opadłam na kafelki. Nie płakałam. Cały subtelny i, wcześniej powiedziałabym, że uzasadniony płacz przerodził się w histerię. Zresztą zawsze taka byłam. Od pierwszych chwil życia. Ile to razy mama opowiadała mi i rodzinie o tym, jak w sklepie chcąc nową zabawkę, wymuszałam ją płaczem.
Wykończona i osłabiona, bo wylałam z siebie tyle łez, że czułam się niczym odwodniona, podkuliłam nogi i siedziałam oparta o brzeg kabiny prysznicowej. Nie wiedziałam, która była godzina. Byłam pewna tylko tego, że bardzo chce mi się pić. Poczułam też głód, ale nawet na kromkę suchego chleba nie miałam, co liczyć, bo przecież żadne z nas nie było na zakupach od dobrych kilku dni. Mimo pragnienia nie chciałam wychodzić z łazienki. Chciałam uniknąć spotkania z jakimkolwiek z domowników.
Po kwadransie ktoś zapukał do drzwi. Nie odpowiedziałam, więc pukanie powtórzyło się. Tym razem jednak znajomy głos zadał pytanie:
- Alex, jesteś tam? - przed wejściem do łazienki stał nie kto inny, jak Izzy. - Proszę wpuść mnie.
Podniosłam się z podłogi i przekręciłam zamek w drzwiach. Widząc w nich rytmicznego, rzuciłam mu się na szyję. Stradlin przytulił mnie i powiedział:
- Już dobrze, spokojnie, jestem tutaj z tobą. Uspokój się. Nie płacz - mówił do mnie swoim jakże kojącym głosem. Otarłam łzy, wzięłam głęboki oddech i oderwałam głowę od piersi rytmicznego, szczerze mu dziękując. Ten, chyba nie do końca pewny, czy wszystko jest już w porządku, wziął mnie za rękę i skierował się w stronę mojego pokoju. Nie protestowałam. Naprawdę chciałam pomilczeć w jego towarzystwie, a nawet wysłuchać kilku mądrych rad.
Kiedy mężczyzna już chwycił za klamkę, przypomniałam sobie o pragnieniu. Pociągnęłam go za sobą i udaliśmy się do kuchni. Przez cały czas nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Izzy spoglądał na mnie z uwagą, a kiedy dokończyłam pić wodę, która właściwie w tamtym momencie nam się skończyła, udaliśmy się do mojej sypialni.
Słysząc rozmowy, dochodzące z pokoju, nieco się przeraziłam. Poprosiłam Stradlina, aby pomógł mi ogarnąć mój wygląd. Chusteczką delikatnie wytarł okolice oczu, dłonią przeczesał nieco potargane włosy i zarzucił mi na plecy swoją jeansową kurtkę. Chyba zauważył, że w bluzce na ramiączkach było mi nieco zimno. Pocałowałam go w policzek, po czym, ciągle trzymając się za ręce, weszliśmy do pokoju.
Wszyscy siedzieli na podłodze. Jedynie Axl leżał na łóżku. Duff i Slash zajmowali się ostatnimi kroplami Danielsa, a Steven drzemał na podłodze.
- Znalazłem ją - powiedział Izzy, dostarczając mnie Rose'owi.
- Kochanie, jesteś przemarznięta. Gdzie ty byłaś?
- W łazience - rzuciłam krótko, przytulając się do mężczyzny i zamykając oczy. - Chyba wreszcie trzeba zrobić coś z tą rozbitą szybą - dodałam, ziewając. Stradlin podał Axlowi koc, którym wspólnie się przykryliśmy. Byłam okropnie zmęczona. Słyszałam, jak mężczyźni rozmawiają jeszcze o zmarłym Freddiem i o koncercie, na którym mają zagrać. Zastanawiali się, jakie piosenki mogą zaprezentować. Z chęcią bym im pomogła, ale nie dzisiaj. Kiedy zrobiło mi się wystarczająco ciepło, zupełnie odpłynęłam. Słyszałam jeszcze rozmowę o pozostałych członkach Queen i o depresji jednego z nich. Bodajże rozmawiali o gitarzyście. Chyba o niejakim Brianie, z którym rozmawiał dzisiaj Stradlin. Mężczyźni z twarzą starali się przebrnąć przez ten ciężki temat, ale alkohol, późna pora i sama świadomość zdarzeń dzisiejszego dnia, skutecznie wszystkich przygnębiała. Zbyt wiele, jak na jeden dzień. Dwadzieścia cztery godziny, które na drugim krańcu świata wyglądały zupełnie inaczej, dla nas miały cholernie ważne znaczenie. Szczęście w nieszczęściu. Uratowali Axla, a inny człowiek, geniusz, ikona rocka, zmarł. Oby biedny Rose nie ubzdurał sobie czegoś. Mam nadzieję, że wziął swoje tabletki. Nie. Muszę iść spać. Nie wytrzymam. Zbyt wiele, jak na jeden dzień - powtórzyłam w myślach, patrząc na zegarek, który wskazywał czterdzieści jeden minut po północy. Zamykając oczy, spojrzałam na mężczyzn, którzy również wyglądali na okropnie zmęczonych. Rzuciłam im tylko krótkie dobranoc i pocałowałam ukochanego. Duff i Slash odwrócili wzrok, patrząc na pustą butelkę po alkoholu. Westchnęłam, po czym wtulając się bardziej w Rudego i przykrywając się mięciutkim kocem, zasnęłam.
Nagle zauważyłam w drzwiach mojego byłego chłopaka.
- James? Co ty tutaj robisz? - zapytałam siadając na łóżku, przecierając oczy. Od mężczyzny nie uzyskałam jednak żadnej odpowiedzi. Zbliżał się do mnie powoli, powodując moje ogromne przerażenie. W sypialni byłam całkowicie sama. Z nim, z tym nieprzewidywalnym i impulsywnym człowiekiem. Usiadłam skulona w rogu pomieszczenia i wsłuchiwałam się w ciężki oddech Jamesa. Okropnie się bałam, ponieważ doskonale wiedziałam, po co przyszedł. Kiedy go aresztowali pod zarzutem gwałtu i oskarżeniami z mojej strony, obiecał, że znajdzie mnie i się zemści.
Mężczyzna kucnął przede mną. Złapał mnie za szyję i przyciskając do ściany, krzyknął:
- Tak źle ci ze mną było, suko?! Zabawiasz się z jakimiś ćpunami, jebana prostytutko! Myślałaś, że się nie dowiem?! - mężczyzna szarpiąc mnie, kontynuował. - Jednak nie po to tutaj przyszedłem. Czegoś nie dokończyliśmy, pamiętasz? - rzucił krótko i zmusił mnie do pocałunku. Był obrzydliwy. Omal nie zwymiotowałam, czując jego dotyk. Mężczyzna nie chciał ustąpić i spoliczkował mnie. Zdezorientowaną, przeniósł na łóżko, gdzie zaczął mnie rozbierać. Nie miałam siły, żeby się bronić. Był za silny. Próbowałam krzyczeć, ale nie mogłam.
Po chwili poczułam, jak mężczyzna boleśnie we mnie wszedł. Jęknęłam, jednak w niczym mi to nie pomogło. Jego biodra poruszały się coraz szybciej w przód i w tył, doprowadzając mnie do płaczu. Łzy wsiąkały w poduszkę, która była cała poplamiona krwią, płynącą z nosa. Po kilku minutach miałam wrażenie, że cały ten koszmar się już skończył, ale obawiałam się, że to ból powoduje, iż mam takie wrażenie. Poczułam, że ktoś trąca mnie ręką, drugą zaczesując moje włosy za ucho. Wzdrygnęłam się, ciągle przestraszona i pozbawiona chęci do obcowania z czyimkolwiek dotykiem. Nie przestawałam płakać i bezsilnie leżałam na łóżku.
- Już dobrze, spokojnie, jestem tutaj z tobą. Uspokój się. Nie płacz - mówił do mnie swoim jakże kojącym głosem. Otarłam łzy, wzięłam głęboki oddech i oderwałam głowę od piersi rytmicznego, szczerze mu dziękując. Ten, chyba nie do końca pewny, czy wszystko jest już w porządku, wziął mnie za rękę i skierował się w stronę mojego pokoju. Nie protestowałam. Naprawdę chciałam pomilczeć w jego towarzystwie, a nawet wysłuchać kilku mądrych rad.
Kiedy mężczyzna już chwycił za klamkę, przypomniałam sobie o pragnieniu. Pociągnęłam go za sobą i udaliśmy się do kuchni. Przez cały czas nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Izzy spoglądał na mnie z uwagą, a kiedy dokończyłam pić wodę, która właściwie w tamtym momencie nam się skończyła, udaliśmy się do mojej sypialni.
Słysząc rozmowy, dochodzące z pokoju, nieco się przeraziłam. Poprosiłam Stradlina, aby pomógł mi ogarnąć mój wygląd. Chusteczką delikatnie wytarł okolice oczu, dłonią przeczesał nieco potargane włosy i zarzucił mi na plecy swoją jeansową kurtkę. Chyba zauważył, że w bluzce na ramiączkach było mi nieco zimno. Pocałowałam go w policzek, po czym, ciągle trzymając się za ręce, weszliśmy do pokoju.
Wszyscy siedzieli na podłodze. Jedynie Axl leżał na łóżku. Duff i Slash zajmowali się ostatnimi kroplami Danielsa, a Steven drzemał na podłodze.
- Znalazłem ją - powiedział Izzy, dostarczając mnie Rose'owi.
- Kochanie, jesteś przemarznięta. Gdzie ty byłaś?
- W łazience - rzuciłam krótko, przytulając się do mężczyzny i zamykając oczy. - Chyba wreszcie trzeba zrobić coś z tą rozbitą szybą - dodałam, ziewając. Stradlin podał Axlowi koc, którym wspólnie się przykryliśmy. Byłam okropnie zmęczona. Słyszałam, jak mężczyźni rozmawiają jeszcze o zmarłym Freddiem i o koncercie, na którym mają zagrać. Zastanawiali się, jakie piosenki mogą zaprezentować. Z chęcią bym im pomogła, ale nie dzisiaj. Kiedy zrobiło mi się wystarczająco ciepło, zupełnie odpłynęłam. Słyszałam jeszcze rozmowę o pozostałych członkach Queen i o depresji jednego z nich. Bodajże rozmawiali o gitarzyście. Chyba o niejakim Brianie, z którym rozmawiał dzisiaj Stradlin. Mężczyźni z twarzą starali się przebrnąć przez ten ciężki temat, ale alkohol, późna pora i sama świadomość zdarzeń dzisiejszego dnia, skutecznie wszystkich przygnębiała. Zbyt wiele, jak na jeden dzień. Dwadzieścia cztery godziny, które na drugim krańcu świata wyglądały zupełnie inaczej, dla nas miały cholernie ważne znaczenie. Szczęście w nieszczęściu. Uratowali Axla, a inny człowiek, geniusz, ikona rocka, zmarł. Oby biedny Rose nie ubzdurał sobie czegoś. Mam nadzieję, że wziął swoje tabletki. Nie. Muszę iść spać. Nie wytrzymam. Zbyt wiele, jak na jeden dzień - powtórzyłam w myślach, patrząc na zegarek, który wskazywał czterdzieści jeden minut po północy. Zamykając oczy, spojrzałam na mężczyzn, którzy również wyglądali na okropnie zmęczonych. Rzuciłam im tylko krótkie dobranoc i pocałowałam ukochanego. Duff i Slash odwrócili wzrok, patrząc na pustą butelkę po alkoholu. Westchnęłam, po czym wtulając się bardziej w Rudego i przykrywając się mięciutkim kocem, zasnęłam.
Nagle zauważyłam w drzwiach mojego byłego chłopaka.
- James? Co ty tutaj robisz? - zapytałam siadając na łóżku, przecierając oczy. Od mężczyzny nie uzyskałam jednak żadnej odpowiedzi. Zbliżał się do mnie powoli, powodując moje ogromne przerażenie. W sypialni byłam całkowicie sama. Z nim, z tym nieprzewidywalnym i impulsywnym człowiekiem. Usiadłam skulona w rogu pomieszczenia i wsłuchiwałam się w ciężki oddech Jamesa. Okropnie się bałam, ponieważ doskonale wiedziałam, po co przyszedł. Kiedy go aresztowali pod zarzutem gwałtu i oskarżeniami z mojej strony, obiecał, że znajdzie mnie i się zemści.
Mężczyzna kucnął przede mną. Złapał mnie za szyję i przyciskając do ściany, krzyknął:
- Tak źle ci ze mną było, suko?! Zabawiasz się z jakimiś ćpunami, jebana prostytutko! Myślałaś, że się nie dowiem?! - mężczyzna szarpiąc mnie, kontynuował. - Jednak nie po to tutaj przyszedłem. Czegoś nie dokończyliśmy, pamiętasz? - rzucił krótko i zmusił mnie do pocałunku. Był obrzydliwy. Omal nie zwymiotowałam, czując jego dotyk. Mężczyzna nie chciał ustąpić i spoliczkował mnie. Zdezorientowaną, przeniósł na łóżko, gdzie zaczął mnie rozbierać. Nie miałam siły, żeby się bronić. Był za silny. Próbowałam krzyczeć, ale nie mogłam.
Po chwili poczułam, jak mężczyzna boleśnie we mnie wszedł. Jęknęłam, jednak w niczym mi to nie pomogło. Jego biodra poruszały się coraz szybciej w przód i w tył, doprowadzając mnie do płaczu. Łzy wsiąkały w poduszkę, która była cała poplamiona krwią, płynącą z nosa. Po kilku minutach miałam wrażenie, że cały ten koszmar się już skończył, ale obawiałam się, że to ból powoduje, iż mam takie wrażenie. Poczułam, że ktoś trąca mnie ręką, drugą zaczesując moje włosy za ucho. Wzdrygnęłam się, ciągle przestraszona i pozbawiona chęci do obcowania z czyimkolwiek dotykiem. Nie przestawałam płakać i bezsilnie leżałam na łóżku.
- Alexandra, słyszysz? - usłyszałam przyjemny, męski głos. Miałam szczerą nadzieję, że to już koniec. - Kochanie...
Zerwałam się z łóżka, jak oparzona. Moje ciało kleiło się od potu. Zauważyłam obok siebie Axla, który przerażony patrzył na mnie, nieświadomy tego, co się wydarzyło. Dotknęłam swojej twarzy. Nie bolała mnie. Policzek również nie był spuchnięty, a z nosa nie leciała krew. Oddychałam szybko i płytko. Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu. Nawet mężczyźni zasnęli tam, gdzie siedzieli. Slash spał oparty o Duffa, a Steven zajmował sporą część podłogi. Odetchnęłam głęboko i przytuliłam się do Rose'a.
- Co się stało, skarbie? - zapytał, gładząc moje włosy. - Miałaś zły sen?
- Tak - odpowiedziałam po chwili. - Nie wracajmy do tego, błagam - dodałam, dyskretnie ocierając łzę.
- Dobrze, ale o jakiego Jamesa chodziło? Czy on...
- Nie, nie zdradzam cię, kurwa! Psycholu! - wykrzyczałam mu prosto w twarz. - Nie chcę o tym rozmawiać - rzuciłam znacznie ciszej, schodząc z łóżka. Rudy patrzył na mnie ze zdziwieniem, a ja przypadkowo obudziłam Izzy'ego, obok którego spałam. Cholera, dlaczego spędziłam noc pomiędzy dwoma mężczyznami?
- Przepraszam - dodałam w pośpiechu, wychodząc z pokoju. W domu musiał być przeciąg, ponieważ drzwi od mojego pokoju trzasnęły, budząc pozostałą część zespołu, która obdarzyła się głośnym jęknięciem. Słyszałam tylko, jak Hudson, McKagan i Adler kłócą się o to, kogo głowa boli bardziej. Stradlin i Rose opuścili pokój, rozmawiając przed nim szeptem. Siedziałam w salonie i wściekła na siebie, rzuciłam pustą butelką po Danielsie o ścianę. Zebrałam z podłogi kilka kawałków szkła i udałam się do łazienki, aby w ciszy okaleczyć skórę z nadgarstka.
Oczywiście nie pomyślałam o tym, że łazienka znajduje się w pobliżu mojej sypialni, przy której mogłam wpaść Izzy'ego i Axla. Odetchnęłam, gdy nie usłyszałam ich głosów. Rozczarowanie spotkało mnie, kiedy wchodząc po schodach, natknęłam się na siedzących na nich mężczyzn. Stradlin palił papierosa, a Rose podpierał głowę rękoma. Zauważywszy mnie wstał i wyciągnął ręce gestem prośby, abym się do niego przytuliła. Ja jednak zaczęłam bić go pięściami po klatce piersiowej, zadając sobie przy tym okropny ból, ponieważ w prawej dłoni ciągle trzymałam kawałki szkła. Mężczyzna złapał mnie za nadgarstki i zmusił do patrzenia mu prosto w oczy. Ja jednak odwracałam wzrok.
- Alex, przepraszam - zaczął. - Nie dałaś mi dokończyć.
- Czego?! Tego, że podejrzewasz mnie o zdradę?! Ja cię kocham, naprawdę, uwierz mi!
- Uspokój się, przecież wiem. Chciałem się zapytać, czy cię skrzywdził i czy przypadkiem nie należy mu się mały prezent od Gunsów - powiedział ze złośliwym uśmiechem uwidaczniającym się na jego ustach. - Nigdy, nigdy nie pomyślałem, że mogłabyś mnie zdradzić.
Wtedy całkowicie się rozpłakałam. Mężczyzna przytulił mnie, jednak odruchowo odepchnęłam go i uciekłam do łazienki, w której się zamknęłam. Powody mojego płaczu były nad wyraz oczywiste. Po pierwsze, on mi ufał, a ja go zdradziłam i nie potrafiłam się do tego przyznać, mimo że kilka razy byłam o krok od prawdy, a po drugie, moja prawa dłoń była całkowicie pokaleczona. Jeden kawałek nawet wbił mi się w rękę. Słyszałam, jak Axl i Izzy dobijają się drzwi. Rudy, co chwilę pytał, dlaczego jego dłoń także jest zakrwawiona. Odpowiedź była jedna, wszystko, co spływało z rany po mojej ręce, trafiało również na jego, więc on trzymając mnie za nadgarstki nie mógł tego uniknąć.
Zerwałam się z łóżka, jak oparzona. Moje ciało kleiło się od potu. Zauważyłam obok siebie Axla, który przerażony patrzył na mnie, nieświadomy tego, co się wydarzyło. Dotknęłam swojej twarzy. Nie bolała mnie. Policzek również nie był spuchnięty, a z nosa nie leciała krew. Oddychałam szybko i płytko. Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu. Nawet mężczyźni zasnęli tam, gdzie siedzieli. Slash spał oparty o Duffa, a Steven zajmował sporą część podłogi. Odetchnęłam głęboko i przytuliłam się do Rose'a.
- Co się stało, skarbie? - zapytał, gładząc moje włosy. - Miałaś zły sen?
- Tak - odpowiedziałam po chwili. - Nie wracajmy do tego, błagam - dodałam, dyskretnie ocierając łzę.
- Dobrze, ale o jakiego Jamesa chodziło? Czy on...
- Nie, nie zdradzam cię, kurwa! Psycholu! - wykrzyczałam mu prosto w twarz. - Nie chcę o tym rozmawiać - rzuciłam znacznie ciszej, schodząc z łóżka. Rudy patrzył na mnie ze zdziwieniem, a ja przypadkowo obudziłam Izzy'ego, obok którego spałam. Cholera, dlaczego spędziłam noc pomiędzy dwoma mężczyznami?
- Przepraszam - dodałam w pośpiechu, wychodząc z pokoju. W domu musiał być przeciąg, ponieważ drzwi od mojego pokoju trzasnęły, budząc pozostałą część zespołu, która obdarzyła się głośnym jęknięciem. Słyszałam tylko, jak Hudson, McKagan i Adler kłócą się o to, kogo głowa boli bardziej. Stradlin i Rose opuścili pokój, rozmawiając przed nim szeptem. Siedziałam w salonie i wściekła na siebie, rzuciłam pustą butelką po Danielsie o ścianę. Zebrałam z podłogi kilka kawałków szkła i udałam się do łazienki, aby w ciszy okaleczyć skórę z nadgarstka.
Oczywiście nie pomyślałam o tym, że łazienka znajduje się w pobliżu mojej sypialni, przy której mogłam wpaść Izzy'ego i Axla. Odetchnęłam, gdy nie usłyszałam ich głosów. Rozczarowanie spotkało mnie, kiedy wchodząc po schodach, natknęłam się na siedzących na nich mężczyzn. Stradlin palił papierosa, a Rose podpierał głowę rękoma. Zauważywszy mnie wstał i wyciągnął ręce gestem prośby, abym się do niego przytuliła. Ja jednak zaczęłam bić go pięściami po klatce piersiowej, zadając sobie przy tym okropny ból, ponieważ w prawej dłoni ciągle trzymałam kawałki szkła. Mężczyzna złapał mnie za nadgarstki i zmusił do patrzenia mu prosto w oczy. Ja jednak odwracałam wzrok.
- Alex, przepraszam - zaczął. - Nie dałaś mi dokończyć.
- Czego?! Tego, że podejrzewasz mnie o zdradę?! Ja cię kocham, naprawdę, uwierz mi!
- Uspokój się, przecież wiem. Chciałem się zapytać, czy cię skrzywdził i czy przypadkiem nie należy mu się mały prezent od Gunsów - powiedział ze złośliwym uśmiechem uwidaczniającym się na jego ustach. - Nigdy, nigdy nie pomyślałem, że mogłabyś mnie zdradzić.
Wtedy całkowicie się rozpłakałam. Mężczyzna przytulił mnie, jednak odruchowo odepchnęłam go i uciekłam do łazienki, w której się zamknęłam. Powody mojego płaczu były nad wyraz oczywiste. Po pierwsze, on mi ufał, a ja go zdradziłam i nie potrafiłam się do tego przyznać, mimo że kilka razy byłam o krok od prawdy, a po drugie, moja prawa dłoń była całkowicie pokaleczona. Jeden kawałek nawet wbił mi się w rękę. Słyszałam, jak Axl i Izzy dobijają się drzwi. Rudy, co chwilę pytał, dlaczego jego dłoń także jest zakrwawiona. Odpowiedź była jedna, wszystko, co spływało z rany po mojej ręce, trafiało również na jego, więc on trzymając mnie za nadgarstki nie mógł tego uniknąć.
Mężczyźni ciągle pukali do drzwi, ale ja pochłonięta samookaleczaniem się, nie przywiązywałam do tego większej wagi. Opanowałam płacz i z kamienną twarzą, oddawałam się w pełni wykonywanej czynności. Krew płynęła drobnymi strużkami, dając mi ukojenie w bólu. A myślałam, że się z tego wyleczyłam. Kretynka. Proszę, czyli wracamy do błędów, które popełnialiśmy w młodości. W tej chwili było to jednak nieistotne.
Delektując się bólem, w pewnym momencie poczułam, że robi mi się słabo. Pociemniało mi przed oczami i momentalnie zasnęłam. Mimo iż po dzisiejszej nocy okropnie bałam się zasnąć, nie miałam wyboru. Strach i bezsilność znowu ze mną wygrały.
Znowu miałam jakiś chory koszmar. Śniło mi się, że uciekałam przed mężczyzną, który gonił mnie po ulicach mojego rodzinnego miasta. Miał broń. Chciałam ukryć się w domu, jednak mama ujrzawszy mnie w drzwiach, zatrzasnęła mi je przed nosem, pozostawiając mnie sam na sam z tym psychopatą. Reszty dopowiadać nie muszę.
Poczułam, jak ktoś dotyka mojego policzka zimną i mokrą dłonią. Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam Duffa, który przemywał i opatrywał mój nadgarstek. Cały trząsł się niemiłosiernie, jednak z twarzą pogrążoną w pełnym skupieniu, starał się z powodzeniem ukończyć podjęte przez siebie zadanie.
- Przepraszam - wyszeptałam. - Nie chciałam zachować się tak w stosunku do ciebie.
- Cicho, mała, przecież wiem - powiedział basista, uwieńczając dzieło małą kokardką. - Co ci strzeliło do głowy, żeby robić coś takiego? Leżałaś tu dobre kilka godzin, dziwne, że nic poważniejszego się nie stało. Jednak i tak pojechałbym na twoim miejscu do szpitala. Popatrz na siebie w lustrze, jesteś okropnie blada - dokończył, wyraźnie zaniepokojony. Popatrzyłam na niego półprzytomnym wzrokiem. Z chęcią pocałowałabym go teraz, ale i tak brakowało mi powietrza, o czym świadczyć mogły moje niewyraziste oddechy. Chciałam przytulić basistę, jednak ten wyszedł z łazienki, pozostawiając mnie samą na zimnych kafelkach.
Delektując się bólem, w pewnym momencie poczułam, że robi mi się słabo. Pociemniało mi przed oczami i momentalnie zasnęłam. Mimo iż po dzisiejszej nocy okropnie bałam się zasnąć, nie miałam wyboru. Strach i bezsilność znowu ze mną wygrały.
Znowu miałam jakiś chory koszmar. Śniło mi się, że uciekałam przed mężczyzną, który gonił mnie po ulicach mojego rodzinnego miasta. Miał broń. Chciałam ukryć się w domu, jednak mama ujrzawszy mnie w drzwiach, zatrzasnęła mi je przed nosem, pozostawiając mnie sam na sam z tym psychopatą. Reszty dopowiadać nie muszę.
Poczułam, jak ktoś dotyka mojego policzka zimną i mokrą dłonią. Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam Duffa, który przemywał i opatrywał mój nadgarstek. Cały trząsł się niemiłosiernie, jednak z twarzą pogrążoną w pełnym skupieniu, starał się z powodzeniem ukończyć podjęte przez siebie zadanie.
- Przepraszam - wyszeptałam. - Nie chciałam zachować się tak w stosunku do ciebie.
- Cicho, mała, przecież wiem - powiedział basista, uwieńczając dzieło małą kokardką. - Co ci strzeliło do głowy, żeby robić coś takiego? Leżałaś tu dobre kilka godzin, dziwne, że nic poważniejszego się nie stało. Jednak i tak pojechałbym na twoim miejscu do szpitala. Popatrz na siebie w lustrze, jesteś okropnie blada - dokończył, wyraźnie zaniepokojony. Popatrzyłam na niego półprzytomnym wzrokiem. Z chęcią pocałowałabym go teraz, ale i tak brakowało mi powietrza, o czym świadczyć mogły moje niewyraziste oddechy. Chciałam przytulić basistę, jednak ten wyszedł z łazienki, pozostawiając mnie samą na zimnych kafelkach.
Genialny rozdział ;) Wgl kocham Axla, którego stworzyłaś. Jest taki opiekuńczy <3 Wgl ta laska jest jakaś bipolarna. Niech się ogarnie i zdecyduje na jednego.
OdpowiedzUsuńSzkoda Freddiego :'( Muszę przyznać, że oryginalny pomysł. Fani zespołu na pewno zaczną cię informować, jak było w rzeczywistości, ale nie przejmuj się. To jest twoje opowiadanie. Poza tym fanfiction ma swoje prawa. Mogą nawet lecieć w kosmos i poznać Marsjan xD Czekam na więcej!
Wgl dużo weny a w wolnej chwili zapraszam do siebie ;)
Pozdrawiam ;)
Dziękuję bardzo, to takie mega miłe i kochane. Wspominałam już o tym, dlatego każdego, kto trafia na tego bloga odsyłam do kodeksu - tam wszystko zostało wyjaśnione. Pewnie, że wpadnę i to na pewno niejednokrotnie. A co do sympatii Alex - tutaj zaczyna się zagmatwana historia. Zapraszam na kolejne rozdziały, na pewno wiele rozjaśnią. Pozdrawiam także ;)
UsuńWspaniały rozdział. Cudnie się czyta i te koszmary są tak realne.... Duff jest cudowny a Axl jest po prostu boski, wspolczuje mu troszeczkę. Fajnie że dbasz o szczegóły :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i zapraszam na kolejne ;)
UsuńBardzo fajny rozdział :). Axl jest po prostu idealny w twoim opowiadaniu, a Duff ? Jednak wolę aby Ola była z Axlem. Bo z nich jest idealna para. Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa. Już niedługo pojawi się i część szósta, która wraz z kolejnymi rozdziałami na pewno w jakimś stopniu rozjaśni kwestię związków Alex. Tak więc pozostaje mi jedynie polecić oczekiwanie na kolejne fragmenty. Pozdrawiam :)
UsuńUwielbiam Axla i Alex razem (nawet ich imiona się zgadzają) a tutaj nagle romanse jakieś... xD No ale jak zawsze wszystko super napisane więc wybaczam! Pozdrawiam i życzę weny Rocket!
OdpowiedzUsuńHahaha, cieszę się, że czytelnicy tak bardzo angażują się w losy i życie bohaterów!
UsuńDziękuję bardzo Marcia, buźka! ;*
No i jak zwykle spóźniona... No, ale to nieważne. Rozdział zajebisty, jak zresztą wszystkie. Podczas snu Alex musiałam wstrzymać oddech. Dawno się tak nie bałam! No i ten tego... czekam na następny rozdział i życzę dużo weny!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. To naprawdę mega fajne, że aż tyle osób angażuje się w losy bohaterów. Tak trzymać! Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńŁo jezu.. Niech ona się zdecyduje ;___; Genialny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńHej, hej, jeszcze nie zapomniałam o tym opowiadaniu jakby co. Ja to przeczytam, słowo. Tylko trochę mi to zajmie, jak już mówiłam. ;__;
OdpowiedzUsuńBardzo dobry rozdział pod względem stylistyki i nastroju. Podoba mi się to, że akcja posiada silne nacechowanie emocjonalne, a nie jest złożona wyłącznie z suchych faktów. Bardzo dobrze czyta się również te bardziej szczegółowe opisy, których w tym rozdziale jest całkiem sporo, chociaż w paru miejscach to własnie tej szczegółowości trochę zabrakło. Przy pisaniu ważne jest to, żeby za każdym razem znaleźć optymalne długość i zakres opisania danego elementu. Trzeba przeczytać taki opis kilka razy i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy mi samej nie wydaje się on zbyt skrótowy lub przeciwnie - zbyt rozwlekły. Pamiętaj jednak, że zazwyczaj im bardziej dokładny opis, tym łatwiej czytelnikowi jest wyobrazić sobie daną sytuację i wczuć się w nią, więc raczej sugeruję kierowanie się w tę stronę.
Co do samej akcji - może zacznę od tego, co mi się najbardziej podobało - mianowicie scena gwałtu. Tak, lubię brutalne fragmenty, a to dlatego że w nich tkwią zarówno najsilniejsze emocje, jak i największy realizm. Zdecydowanie bardziej wolę przeczytać kilka dobrych scen gwałtu niż cukierkowej miłości i w tym przypadku oczywiście też tak jest, bo scena jest świetna. Nie ma litości, lecimy na całość, bez hamulców - to właśnie jeden z tych momentów, kiedy strasznie się cieszę, że postawiłaś na dokładne szczegóły, bo po prostu widzę to wszystko dokładnie przed swoimi oczami i czuję się, jakbym była świadkiem tego strasznego wydarzenia (bo bycie uczestnikiem to by było jednak trochę za dużo powiedziane). Poza tym myślę, że w naprawdę genialny sposób przedstawiłaś tutaj takie płynne "przejście" ze snu do rzeczywistości. Perfecto.
Są jeszcze dwie bardzo dobre sceny, które są mniej więcej na równi, więc pozwól, że przeanalizuję je zgodnie z kolejnością, w której występują w tekście. Pierwsza to ta, w której Alex siedzi w łazience i płacze tuż po tym, co powiedział jej Duff. Podobał mi się po prostu ten opis, no a dodatkowo każda możliwa scena z Izzym = życie, więc oczywiście się zachwycam. Bo Izzy zawsze jest geniuszem. ZAWSZE. Idealne połączenie chłodnego opanowania i szorstkości z opiekuńczością. Tak, Izzy to życie. Powtarzam się, wiem. Ale za to dopowiem, żeby już tak całkowicie nie słodzić, że to, jak Alex krzyczy tam do lustra, jest nieco przesadzone, przynajmniej jak dla mnie. Może jeszcze, jakby to tylko myślała, to by się to jakoś wypośrodkowało, bo wiem sama, że ludzie myślą takie rzeczy, ale jak to się rzeczywiście krzyczy, to ma to zawsze dużo mocniejszy wydźwięk i wydaje mi się, że tu właśnie jest on nieco za mocny. A i jeszcze dygresja - no co za głupia dziewczyna! Sama każe mu się całować, a potem się dziwi, że tak reaguje. Co ona myśli, że całowanie się z kumplami to norma? Eh, nimfomania, mówię...
Ok, druga scena to również fragment w łazience, tylko oczywiście ten drugi, chociaż początkowo miałam tu mały dylemat co do idei cięcia się. Doszłam jednak do wniosku, że należałoby po prostu w jakiś inny sposób to zacząć, bo jakoś sam pomysł "wezmę szkło i się nim potnę" tuż po rozbiciu butelki słabo mnie przekonuje. Inna sytuacja, gdyby np. Alex po prostu podeszła, wzięła to szkło w ręce i kierowana emocjami nagle je zacisnęła, a na to pocięcie się wpadła dopiero, gdy przyszłaby do tej łazienki i zobaczyła krew ściekającą jej po rękach. Mogłaby się też chcieć zabić czy coś, to też mogłoby być ciekawe, ale ogólnie sam fragment już w łazience i tak jest bardzo, bardzo dobry, łącznie z momentem, w którym Duff zajmuje się nią na drugi dzień. Zachowanie McKagana i jego nastawienie - idealne.
O, no i zapomniałabym - wątek ze śmiercią Freddy'ego. Nie będę się już na ten temat rozpisywać, bo jest strasznie późno i prawie zasypiam, pisząc ten komentarz, ale wiedz, że cała scena mi się podobała. I ciekawe jest to, o czym napisałaś w taki trochę pośredni sposób - że prawie w tym samym czasie zmarł Freddy, a przeżył Axl, tak jakby jeden musiał odejść, by drugi mógł żyć. Bardzo pomysłowe.
UsuńZerknij jeszcze na drugi akapit, bo masz tam postawiony przecinek między "i" a "że" i nie jestem pewna, czy to przez przypadek czy nie. Tak czy siak, nie powinno go tam być.
Cholera, no napisałabym coś jeszcze, ale serio nie mam już siły, a przecież muszę dodać ten komentarz dzisiaj. No więc trudno - będzie tylko tyle. Musisz mi to wybaczyć. ;__;
Pozdrawiam. :*
Hejo, hejo. Rozdział przepełniony emocjami. Jestem jeszcze w dużym szoku, ale moment, moment, już się otrząsam i piszę komentarz.
OdpowiedzUsuńOpisy <3 (właśnie wpadłam na genialny pomysł, komentarz przy pomocy samych emotek, szybko, zwięźle i na temat. Kiedyś to opatentuję...O ile ktoś tego przede mną nie wymyślił... :/ )
Już wracam. Ah ten opiekuńczy Rose. Czytając twojego bloga, z każdym rozdziałem zakochuję się w nim na nowo. Naprawdę jestem zachwycona tym jego obliczem. Dba o swoją ukochaną, troszczy się o nią, martwi. Po prostu spełnienie marzeń.
Kolejna scena. Scena tej "imprezy". Ten moment, kiedy chłopaki pytali Rose'a jak było. Z jednej strony wziął mnie śmiech, a z drugiej poczułam się dziwnie w momencie, kiedy Alex zaczęła w tym tak wtórować chłopakom i Axl urażony. Ale generalnie dość zabawna scena. Taki "rozluźniacz" przed dramatycznymi wydarzeniami. Reakcja zespołu na wiadomość o śmierci Freddy'ego jak najbardziej adekwatna, trafiona, opisana właściwie (inne określenie wydaje mi się nie na miejscu), sytuacja wymaga powagi, która została zachowana w odpowiedni sposób, bez niedociągnięć i równocześnie bez przerysowania.
Dalej. Sytuacja z Duffem. :/ Nie... Duffy, proszę... Alex, nie... Wyrażam swoją dezaprobatę dla takich stosunków tych dwojga młodych ludzi.
Scena w łazience. To krzyczenie jest faktycznie przerysowane, zgadzam się z przedmówczynią. Poza tym nie mam zastrzeżeń. Wreszcie trochę więcej Izzy'ego. Brunet zachował się jak należy. Brunet pomógł Alex. Brunet odprowadził dziewczynę do Axla. Brunet jest mądry. Duff, bądź jak ten oto brunet.
Potem ten cały sen. Powiem Ci, że przez chwilę się bałam, że to jednak nie jest sen. Ja i moje sadystyczne zapędy lubimy takie sceny (stąd moje zamiłowanie nie tylko do troskliwego Axla, ale i do Axla wpadającego w furię). Lubimy takie sceny czytać, ale nie lubimy podwykonawców w tych scenach. Już się chciałam bić z Jamesem. Na szczęście to tylko sen. Axl zachował się wobec niej tak troskliwe, a ona wybuchła. Podejrzewam, że to jeszcze emocje z tego snu tak działały. Przejdźmy do rozbitej butelki. Uważam, że rozbicie jej jest całkowicie uzasadnione. Aniołki już tak mają, że najpierw z jakichś powodów przychodzi im myśl o zranieniu się, a potem szukają narzędzia. Wcale już widoczna krew nie musi być czynnikiem do dalszego ranienia się, a w głowie takiego byłego Aniołka to specyficzne myślenie pozostanie. To tak trochę ustosunkowując się do komentarza mojej przedmówczyni. Może gdyby opis był nieco dokładniejszy w tym miejscu, byłoby to jaśniejsze. Nie wiem. Ja rozumiem sposób myślenia Alex, ale go nie pochwalam, znów, na własne życzenie ładuje się w to bagno, mam nadzieję, że to nie stanie się ponownie jej uzależnieniem. Dobrze, że Duffy pomógł Alex. Brawo Duffy. Pomogłeś, nawet jej nie pocałowałeś. Mogłeś ją jeszcze zaprowadzić do Axla czy cuś. Ale postępuj tak dalej i znów się w tobie zakocham :D
Rozdział genialny, co tu dużo pisać. Opisowo jest naprawdę cudowny, jestem w stanie wyobrazić sobie dużo szczegółów.
Do zobaczenia w następnym!