środa, 27 kwietnia 2016

~ Rozdział 13 ~

Oh if you've had your fun
You know the party has begun




~Perspektywa Izzy'ego~

    Już sam nie wiem, co tak właściwie mnie obudziło. Czy głośne krzyki tych durniów, czy mój stały towarzysz życiowy - kac. Jestem jednak pewien, że te dwie kwestie w pewnym punkcie łączyły się i to w bardzo efektowny sposób. Jakby nie było, złapały mnie niemałe nerwy, gdy zauważyłem, iż jestem w samych bokserkach. Co do...
    - Nie mógłbym się z tobą przespać! Jesteś za słaby!
    - Kurwa, ale jak już się jebaliśmy, to chyba się tego nie odwróci, co?
    - W sumie szkoda, że żaden nic nie pamięta. Wymienilibyśmy się wrażeniami.
    - Jeb się, ja się z tobą niczym nie będę wymieniał!
    - Po pierwsze, to najprawdopodobniej niedawno dopiero skończyłem, a po drugie, czy ty jednak coś pamiętasz?
    - Banda debili, banda debili!
    I tak w kółko, jeden przez drugiego. Podniosłem głowę z mokrego piasku, który miałem dosłownie wszędzie i usiadłem, obserwując to, co właśnie miało miejsce. O, jednak nie tylko ja byłem w samej bieliźnie. Od razu lepiej.
    - Stradlin! A ty, pamiętasz coś? - Zapytali, jakby jednym głosem, doskakując do mnie. Wyplułem z ust najprawdopodobniej wiaderko piasku i pokręciłem przecząco głową. Ten gest chyba na zawsze pozostanie najgorszą podjętą przeze mnie decyzją. Wszyscy ponownie zaczęli się przekrzykiwać, wymieniając się wszystkimi możliwymi, wulgarnym
i, rzecz jasna, zwrotami. 
    - Zamknąć mordy! - zawył Hudson. Jednak był tu jeszcze ktoś o zdrowych zmysłach. - Gdzie są dziewczyny?
    - Z tego, co pamiętam, wczoraj byłem z Alex u nas w sypialni - powiedział Rose, zamyślając się, jakby starając się przypomnieć sobie, co wczoraj kolejno miało miejsce.
    - Ja Julie położyłem w salonie - rzucił Adler. Wszyscy odwrócili się w jego stronę, a chłopak spuścił wzrok, rumieniąc się. Oj, jak słodko. Czy przede mną stoją właśnie rockmeni, czy jakieś pizdusie, bo nie mogę sobie przypomnieć, z kim zakładałem zespół?
    - Dobra, wszystko generalnie jest na miejscu - powiedział Duff.
    - Kurwa, generalnie? Wszystko? - zaskrzeczał Rose. - To pokaż mi, gdzie są moje ubrania, bo nie będę paradował z chujem na wierzchu. Jeszcze nabierzesz na mnie ochoty i co zrobię?
    - Nie masz się o co martwić. Szału nie ma - mruknął basista i zmierzył wokalistę od góry do dołu spojrzeniem pełnym pogardy, a następnie unosząc dumnie głowę do góry, splunął na piasek.
    - Rose, daruj sobie - upomniałem Rudzielca, zanim znów obdarzył nas krzykiem. I wtedy, jak na zawołanie, zjawiła się Alex z tacą, na której stały kubki z kawą. Skarb, a nie dziewczyna. Kurde, napiłbym się, ale jedyne, na co mam teraz większą ochotę, to zwrócenie całej zawartości mojego żołądka. Czy my kiedyś przystopujemy?
    Ha, jasne, że nie.
    Kobieta będąc w samym szlafroku wtuliła się w plecy Rudego i szeptając mu coś na ucho, chwilę później wraz z nim oddaliła się do domków. A my pozostaliśmy tak, jak wcześniej. Rozwaleni w każdym możliwym miejscu.
    - Panowie czegoś szukają? - zapytała uśmiechnięta Julie i rzuciła stertę naszych ubrań na jedną z bali drewna. - Nie ma za co, nieźle się uśmiałyśmy - dodała, po czym chwytając za kubek z kawą, również wróciła do drewnianego budynku.
    A my? Wymieniliśmy się spojrzeniami i każdy rzucił się na swoje miejsce spoczynku. W gruncie rzeczy to na tym piasku było kurewsko wygodnie. I nawet pojedyncze krople deszczu nas nie wzruszyły. Leżeliśmy tak w milczeniu, aż do chwili, w której nie odezwał się Pudel:
    - W sumie szkoda, że nic z tego nie wyszło. Zawsze to by człowiek był bogatszy o nowe doświadczenia i w ogóle... - na te słowa wszyscy zerwali się z miejsca. - Spróbujemy kiedyś? - zapytał z niebezpiecznym błyskiem w oku. Duff i Slash momentalnie zniknęli z mojego pola widzenia, a ja szybko rzuciłem w kierunku rozanielonego Adlera:
    - Ty to się lepiej, przyjacielu, zajmij Julie. Porządna dziewczyna, wybije ci głupoty z głowy - i także zwinąłem do domku. No co? Wspólne śniadanie, pomimo okropnej pogody, na pewno poprawi każdemu humor. Od czegoś mamy kobiety na pokładzie, prawda? A jakaś rekompensata za te niesmaczne żarty należy się każdemu z nas. To ja... To ja poproszę... Hm... Naleśniki!
    - Stradlin, niepodważalnie, wyglądasz jak jeden z tych greckich bogów, ale błagam idź się ubierz, zanim zjesz z nami - powiedziała Ann, przysłaniając oczy ręką. Jako jedyna z kobiet siedziała przy stole w towarzystwie Axla, Slasha i Duffa. Ktoś nagle zagwizdał, zwracając tym samym na siebie moją uwagę.
    - Mogą być z dżemem?
    - Kocham cię, dziewczyno - rzuciłem i biegiem popędziłem do swojego pokoju. Ta, biegiem. Na dole byłem za niecałe dziesięć minut. Ale czy tutaj komuś się gdziekolwiek spieszy?
    - Jeszcze gorące - powiedziała brunetka, stawiając przede mną talerz ze śniadaniem i puszczając mi oczko. Kurwa, żyć, nie umierać!
    I tak cały poranek spędziliśmy na siedzeniu przy stole. Zjedliśmy śniadanie, porozmawialiśmy, wypiliśmy coś, pośmialiśmy się, później ekipa z często wiadomych przyczyn zaczęła się wysypywać, wzięliśmy coś, pomarudziliśmy, aż w końcu przyszedł czas na popołudniową nudę. W cudzysłowie. Czy ośmioosobowa ekipa może się nudzić? A i owszem.
    - Co oglądamy? - zapytała Alex, gdy wszyscy znaleźli już kawałek miejsca dla siebie. O dziwo, siedziałem sobie wygodnie na kanapie w towarzystwie Stevena, który wziął Julie na kolana, oraz Ann i Duffa, niby to obojętnie sobie towarzyszących. Slash, Alex i Axl natomiast zajmowali podłogę.
    - Mamy do wyboru horror, albo jakieś romansidło - Rose wykrzywił się, gdy obejrzał drugą płytę. - Dobra, żeby było sprawiedliwie, kto jest za miłostkami? - zapytał, podnosząc wspomnianą kasetę do góry. Rękę podniosła jedynie Jenkinson i Finley, choć widziałem też zastanowienie na twarzy Pudla.
    - To jest nie fair! - jęknęła zrezygnowana Alex. - Wiesz, że boję się takich filmów! - dodała, krzyżując ręce na piersi.
    - Mała, przy mnie nie masz się czego bać - powiedział Axl i rozłożył swoje ramiona, jednak kobieta odwróciła głowę w drugą stronę.
    - Romansidła za bardzo działają na kobiecą wyobraźnię i jeszcze zaraz mielibyśmy tutaj jakąś grupową orgię - rzucił McKagan. Powiem szczerze, aż zdrętwiałem po tych słowach. Jeśli w nocy faktycznie coś miało miejsce, to mam dość seksu na najbliższy miesiąc.
    Dobry żart, Stradlin.
    - A horrory na waszą - do dyskusji dołączyła Annie. - Zaraz każdy z was zamieni się w idealnego mężczyznę, w którego ramionach można zatracić się na całe wieki bez opamiętania. Bzdura.
    - Zamknij się już - rzuciła poirytowana Julie, jednak Stev szepnął jej coś na ucho i na jej twarz momentalnie znów wstąpił uśmiech.
    - Koniec dyskusji? - zapytał niemniej zmęczony niż ja tą wymianą zdań Hudson. - No, czyli oglądamy horror! - zakomunikował widocznie zadowolony Mulat, zacierając ręce. I już po chwili przystąpiliśmy do oglądania. - Skoczy ktoś po jakieś przekąski? - zaskomlał błagalnie gitarzysta.
    - Ja pójdę - powiedział Adler i podreptał do kuchni.
    - Powiem wam, że film bez popcornu to nie to samo - powiedział Axl, obejmując Alex ramieniem. Przez przypadek, rzecz jasna. Kobieta westchnęła teatralnie i rzuciła:
    - Film, filmem, ale życie bez Popcorna, to nie życie. - A na te słowa wszyscy jej przytaknęliśmy. W gruncie rzeczy była to całkowita prawda. W tamtej chwili, jak na zawołanie do pomieszczenia wszedł Steven, stawiając miskę pełną przekąsek na stole.
    - Fajnie, że możemy posiedzieć tutaj wszyscy razem - zaczęła rozmarzona Alex. - Czy to nie cudowne, że mamy siebie?
    - Yhym - wszyscy dobitnie jej przytaknęli, dając jasno do zrozumienia, żeby już zakończyła swoje głębokie rozważania.
    - Też was kocham - rzuciła rozbawiona kobieta, której Rose zaczął już zatykać usta, przez co całe pomieszczenie chwilę później wypełniło się chichotem brunetki.
    - Uduszę cię kiedyś - zaczął Rudy.
    - A ja uduszę was i to już za moment - warknął Mulat - Oglądamy, cisza na sali! - i wszyscy na tę komendę umilkli, choć wiedzieli, że jego głos był przepełniony teatralnym gniewem. I jak na zawołanie każdy parsknął śmiechem. Tak, nigdy nie uważałem, że oni są normalni. Leczyć depresję ćpaniem, smutek wódką, wkurwienie fajkami, a zmęczenie kawą. Wszyscy byli popierdoleni, ale ja też. Każdy z nich miał swoją własną historię, a ja pasowałem do tej popieprzonej układanki, jak jakiś jebany puzzel. Więc także zawtórowałem śmiechem tej ekipie, z którą tak wiele mnie łączyło.


~Perspektywa Duffa~
 
    Zbliżała się północ, a impreza trwała w najlepsze. Niby mała grupa, bo czymże jest zaledwie osiem osób, ale cholernie wytrzymała i chętna zapadających w pamięci doznań. Dlatego też po skończonym seansie, przesiedliśmy się bardziej w kierunku kuchni i zajmując schody oraz podłogę, oddawaliśmy się jakże ciekawej grze. I wcale nie mówię tutaj z sarkazmem. Wyzwania padające dzisiejszej nocy były naprawdę niespotykane. Większość towarzystwa była już mocno wstawiona, co w przypadku żeńskiej części naszej ekipy można byłoby nieźle wykorzystać. Można by było, ale takim chamem nie jestem. Chociaż komuś należałaby się tutaj drobna nauczka.
    Spojrzałem w kierunku świetnie bawiącej się brunetki, która ciągle krążyła mi po głowie. Momentami łapałem się nawet na najmniej odpowiednich myślach, ale w końcu jestem tylko facetem. Tylko, albo aż. Gatunek, który zawsze dostaje to, czego chce i łatwo nie odpuszcza. Brzmię, jak żałosna ździra, prawda? Ugh, pogrążam się.
    Pomimo że już względnie przyswoiłem sobie myśl, iż Alex wybrała Rose'a, nie potrafiłem się z nią pogodzić. I miałem szczerze w dupie fakt, że mogłem takim postępowaniem zniszczyć relacje w zespole. Jebało mnie to. Chciałem mieć ją przy swoim boku i tylko to się dla mnie liczyło.
    Nawet to nagłe zainteresowanie Annie miało być jedynie przykrywką moich uczuć. Basista Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata powinien być skończonym skurwielem, a nie czułą pizdą. A niestety moje serce coraz częściej zdawało się być skłonne do określania mnie tym drugim stwierdzeniem. 

    Jak to miało wyglądać? Istny banał. Miałem rozkochać w sobie blondynkę i trochę się nią pobawić, z niezbędną korzyścią dla mnie. Mężczyzna ma swoje potrzeby, prawda? A dłuższe odwlekanie pewnych kwestii w czasie mogło się dla mnie skończyć wypadnięciem z formy. Istny koszmar! Tak więc postanowiłem nieco zbliżyć się do Finley, spowodować, że między nami zaiskrzy, a następnie trochę ją wykorzystać na oczach Alex. Cudowny plan, co? Ha, wiedziałem. Godny prawdziwego sukinsyna. Był jednak jeden problem, ażeby przypadkiem nie było za kolorowo. Blondi zgodziła się na coś więcej pod warunkiem, ba, pod cholernie długą listą pieprzonych warunków, którą, uwaga, specjalnie dla mnie spisała! Trzymajcie mnie, bo zdążyłem się już chyba najebać. W co ja najlepszego się wkopałem? Ale punkt kulminacyjny nastąpi dopiero z chwilą, gdy powiem wam, że przyjąłem ten świstek, przytakując w milczeniu. I zamiast go wyrzucić, spalić, podrzeć, po prostu się go pozbyć, grzecznie schowałem go do swojej szafki nocnej. Co poszło, kurwa, nie tak?
    I tak oto nie chcąc być tkliwym McKaganem, stałem się chłopcem na posyłki. Mało tego, musiałem zaopiekować się Ann, jeśli liczyłem na coś więcej. Miałem jej pokazać, że faktycznie mi na niej zależy. I co? I faktycznie postępowałem tak, aby pokazać blondynce, że chce z nią być. Nie, żeby mi na niej zależało. Chciałem jedynie ograniczyć poczucie samotności, które ostatnio nie opuszczało mnie ani na krok
, choć chyba wszyscy przypisali mi już tę pierwszą wersję. Sam nie wiem, czy dalej zależało mi na tym, aby denerwować Jenkinson i wzbudzać w niej zazdrość. Mi już chyba było wszystko obojętne.
    - McKagan! - Nerwowo odsunąłem swoją głowę do tyłu, gdy zauważyłem przed swoją twarzą parę czekoladowych dłoni. - Wypadło na ciebie. - Poinformował mnie ich właściciel, wskazując jedną z nich na butelkę. Tak, my także pochłonięci byliśmy tą wspaniałą metodą gry w wyznaczanie sobie wzajemnie mocno popieprzonych wyzwań.
    - No - mruknąłem, zachęcając do mówienia osobę, która aktualnie miała prawo głosu. O, jak uroczo. Rose.
    - Dla ciebie mam specjalne zadanie - powiedział, pocierając dłońmi o siebie. - Wypierdalaj - rzucił, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Bez wyjątku.
    Przewróciłem oczami i krzyżując ręce, czekałem, aż ekipa stosunkowo się uspokoi. Po chwili ktoś z premedytacją uderzył mnie w ramię.
    - Duff, skurwielu, wyluzuj się. - O, tak, kompletnie naprany Slash to to, czego mi aktualnie potrzeba. - Axlowi chodziło o to, abyś poszedł po alkohol do kuchni - nie wiedzieć czemu, wszyscy znowu zaczęli się śmiać. Stradlin niemal płakał, siedząc pomiędzy rozbawionymi do łez Julie i Stevenem. Z kim się zadajesz, takim się stajesz.
    Nie powiem, że taka forma prośby o przyniesienie alkoholu mnie satysfakcjonowała, ale czy kogoś to obchodziło? Jasne, że nie. Tak więc krzątałem się po kuchni, nerwowo realizując zamówienia moich przyjaciół. Czasami może i postępują po chamsku, ale kto w tym świecie nie ma swoich odpałów? Nie jestem w stanie nawet wymienić takiej osoby. I jakby źle między nami nie było, bez względu na wszystko byłem z nimi mocno związany. Nie ma chyba rzeczy, która byłaby w stanie to zmienić. I całe, kurwa, szczęście.
    - Duffusiu, dla mnie też coś zrobisz? - zaskomlał słodki głosik, należący do osoby, która aktualnie bezceremonialnie gładziła moje barki.
    - Przecież ty nie możesz pić - odpowiedziałem stanowczo, odwracając się w stronę blondynki.
    - Mnie to już wszystko jedno - rzuciła od niechcenia i zaczesała swoje włosy do tyłu. - Takie życie jest bez sensu - dodała, a jej oczy niebezpiecznie zalśniły.
    - Już jesteś pijana - skwitowałem, gdy coraz bardziej zaczęła się do mnie zbliżać.
    - Przecież wiesz, że nic nie piłam. Jedynie Izzy dał mi coś na wyluzowanie się i czuję się całkiem dobrze. Jedynie chce mi się trochę spać, ale mam też większą ochotę na... - Tutaj zatrzymała się i zaczęła uważnie przyglądać się mojej twarzy.
    - Będziesz żałowała - szepnąłem, gdy musnęła moje wargi. - Wiesz, że nie jestem w stanie ci odmówić.
    - Z tobą mogę uprawiać seks nawet na tym stole, tak mnie pociągasz - zamruczała, a ja jeszcze chwilę się zastanowiłem. Było mi jej szkoda. Blada, zmęczona twarz, zapadnięte policzki. Nie chciałem, aby jutro rano miała do mnie jakiekolwiek pretensje, więc odsunąłem ją od siebie, gdy jej dłonie zawędrowały aż do mojego rozporka. Pomimo tych kurewsko przyjemnych dreszczy nie mogłem się zgodzić. Chociaż, cholera, mógłbym. Mój kolega także miał swoje potrzeby i powoli zaczynał dawać się we znaki. Uciążliwa bestia.
    Uśmiechnąłem się przepraszająco do kobiety, która patrzyła na mnie z agresją w oczach. Na tak napaloną na mnie laskę to ja dawno nie trafiłem! Ach, co za satysfakcja.
    - A to, za co? - zapytałem z półotwartymi ustami, łapiąc się za obolały policzek. Nie uzyskałem jednak odpowiedzi, a blondynka z butelką wódki w dłoni wyszła z pomieszczenia. A róbcie wszyscy, co chcecie!
    Wziąłem pozostałe trunki w obie dłonie i wróciłem do pozostałych, którzy z niecierpliwością oczekiwali na wtórny smak alkoholu w ustach. Mnie dzisiejszej nocy jakoś specjalnie do siebie nie przyciągał. Nie miałem dobrego humoru do picia, choć towarzystwo było wyborowe.
    Mój wzrok momentalnie padł na Alex, za którą na schodach siedziała rozwalona Finley, sącząca wódkę z gwinta. Jak kto woli. W gwoli ścisłości, wcale nie wyglądała tak seksownie, jak mogłoby się wydawać. Prezentowała się jedynie jak zwykła pijaczka i ćpunka, ale komu to oceniać? Mnie? Jasne. Sam lepszy nie byłem.
    Stawiając cały przyniesiony zapas alkoholu na podłodze pomiędzy poszczególnymi, otaczającymi mnie osobami, zdążyłem jedynie zaobserwować dłonie, które sprawnie przywłaszczyły sobie butelki. W sumie generalnie dobrze było pozostawać jedyną stosunkowo trzeźwą osobą. Ich zachowanie zdawało się być dla mnie bardzo niezrozumiałe i wręcz odrażające, dlatego też zdecydowałem się jak najszybciej zmienić mój stan upojenia alkoholowego. Bo kim ja, kurwa, byłem, żeby oceniać innych, samemu opierając swoje życie na używkach? No kim?
    Trunki były tak perfekcyjnie wyliczone, iż starczyło ich dla każdego, dzięki czemu od razu mogliśmy powrócić do gry. No, prawie. Jedynie ja nie miałem w dłoni żadnego płynu, który momentalnie przyprawiłby mnie o dobry humor.
    - McKagan, wracaj do nas, frajerze. Gramy dalej! - Jak mus to mus. Nie ma czasu na opierdalanie i użalanie się nad sobą. Życie toczy się dalej. Nawet w swojej beznadziejnej aurze. Jak źle by nie było, ono trwać musi bezustannie i bezwzględnie na wszystko.

~Perspektywa Axla~

 
    Było już chyba po trzeciej, gdy obraz zaczynał mi się rozmazywać, a nasza wspólna gra nabierała coraz bardziej niegrzecznego akcentu. Żadne z nas nie krępowało się z ukazywaniem nawet najbardziej zbereźnych myśli. Atmosfera zrobiła się całkowicie swobodna i wszyscy czuli się jednako, czyli po prostu zajebiście. Jedyne, na co można było trochę ponarzekać, to brak dostatecznej ilości świeżego powietrza. Dało się jednak przeżyć, więc nikomu nie zbierało się na wyrzucanie z siebie większych zażaleń.
    Była jednak jedna rzecz, która nieco wyprowadzała mnie z równowagi. Właściwie chodziło tutaj o osobę, która w ostatnim okresie w dość niebezpieczny sposób zaczęła balansować na bardzo cienkiej granicy mojej cierpliwości. Oczywiste, że chodziło o McKagana. I albo to pulsujący w moich żyłach alkohol sprawiał, że miałem jakieś chore urojenia, związane z tym, że ta blond żyrafa ciągle mierzyła wzrokiem moją Alex, albo on to po prostu robił i to w tak perfidny sposób, abym to widział. Ostatecznie obstawałem jednak przy tej drugiej wersji, jednak nie chcąc psuć stosunkowo dobrej atmosfery, gdyż siedząca nade mną Finley także zaczynała irytować mnie swoimi komentarzami, bezustannie wydostającymi się z jej ust w nieustającym monologu, postanowiłem to przemilczeć. Krótka historia o tym, jak otaczające nas środowisko może wpływać na nasz humor i samopoczucie. Albo otaczasz się osobami o zdrowym rozsądku, albo trwasz w jakiejś toksyczno-patologicznej relacji. I, kurwa, przyznam szczerze, że nie wiem nawet, co do kogo miałoby się odnosić.
    - Ho, ho, ho, kogo mu tu mamy - mruknął Duff, pocierając dłońmi o siebie. Poczułem, że ciało kobiety, która wciąż pozostawała w moich objęciach, niebezpiecznie drgnęło. Alex przełknęła głośno ślinę w chwili, gdy szepnąłem jej na ucho, że nie musi przecież robić tego, na co nie ma ochoty. Brunetka przytaknęła bezgłośnie i skutecznie uciszyła rozentuzjazmowanego basistę.
    - Jesteśmy sporo przed świętami, więc przestań odpierdalać zabawy w świętego Mikołaja.
    - Myślałby kto, że taka wyszczekana z ciebie suka. - Basista wydał z siebie jedynie cichy syk, gdy Hudson trzepnął go w tył głowy. Nie powiem, że się nie wkurwiłem. Na zbyt wiele zaczął sobie pozwalać.
    - Żebyś zaraz ty przypadkiem nie musiał czegoś odszczekać - warknąłem w jego stronę, gdy nie przestawał odrywać wzroku od brunetki. Zapanowała niezręczna cisza, którą po chwili postanowił przerwać Stradlin.
    - Panowie, wyluzujcie - rzucił, kiwając się w siadzie i zauważalnie przeciągając ostatni wyraz. Wyglądał, jak jakiś pierdolnięty hipis. Albo już faktycznie zaczynałem mieć dziwne przywidzenia. - Na co wam takie spiny? Grajcie dalej. Duff, dawaj wyzwanie dla naszej Alex - dodał, zaciągając się dymem z fajki wodnej, którą następnie podał Julie, będącej równie przyćpanej, co on sam. Nieodłączny towarzysz od narkotyków, czyli Steven, aktualnie chyba znajdował się w zupełnie innym świecie, bo z nieschodzącym mu z ust uśmiechem, leżał na plecach z wyciągniętymi ku górze rękoma, niewyraźnie mamrocząc coś pod nosem. Chyba czas kończyć tę posiadówkę.
    - Masz do wyboru dwie opcje - zaczął, przejeżdżając językiem po szeregu swoich górnych zębów. Uśmiechnął się zawadiacko, jakby na samą myśl, odnoszącą się do genialnego poziomu jego pomysłu. - Albo urządzasz nam tutaj naprawdę fajny striptiz, albo przeliżesz się z którąś z naszych towarzyszek.
    Po tych słowach wszyscy aż zaniemówili. Brunetka momentalnie wypuściła ze swojej dłoni moje włosy, którymi przez dłuższy już czas się bawiła, a drugą ręką przestała wodzić po moim udzie. Czas jakby się zatrzymał, a ja jedynie czekałem na odpowiedź, jaka miała paść z ust kobiety. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że taka propozycja to niemały szok dla niej, zważając na fakt jej przeszłości. Zresztą chyba nie zniósłbym tego, gdyby zdecydowała się na pierwszą ofertę. Przecież, do cholery, była moją dziewczyną. Osobą, którą kochałem i wobec której miałem poważne zamiary, no i... Ugh! Postanowiłem szybko zareagować.
    - Popierdoliło cię? - rzuciłem pytanie retoryczne. No, brawo Rose, faktycznie genialne posunięcie. - Ona nie zrobi żadnej z tych rzeczy. Nie widzisz, że nie ma ochoty? - rozpocząłem obronę brunetki.
    - Zasady gry wszyscy znają - odparł obojętnie McKagan, opierając się na łokciach.
    - Duff, to już jest nieco ponad pewnym poziomem normalności - zaczął Mulat, którego twarz aktualnie była całkowicie schowana za burzą jego ciemnych loków. Jego głos wydawał się jakby ściszony. Czy on się, kurwa, bał wyrazić własne zdanie? Trzymajcie mnie. Co za paranoja.
    - Poczekajcie. - Naszą dyskusję przerwał głos brunetki. - Żeby nikt nie miał do mnie pretensji i nie ustawiał wytycznych zasad, ze względu na jakieś pierdolone wspomnienia, zgadzam się, ale na drugą propozycję.
    - Alex, wiesz, że nie... - zacząłem, jednak kobieta mnie uciszyła.
    - Jak wszyscy, to wszyscy - odpowiedziała, przejeżdżając wierzchem dłoni po moim policzku.
    - Odstawiacie tu jakieś pieprzone dramaty, jakbym kazał jej co najmniej wyjechać i nigdy nie wracać. Szybki pocałunek i po sprawie - zakomunikował blondyn, zaciągając się dymem z odpalonego, przed upływem chwili, papierosa.
    - Dramat to ty będziesz przeżywał jutro rano - skwitował Slash.
    - Ewentualnie już za chwilę, jeżeli nie przestanie towarzyszyć mi nieodparta chęć obicia ci tego twojego cwaniackiego ryja - dodałem, posyłając sztuczny uśmiech w kierunku basisty.
    - Nie mam ochoty na to patrzeć - zaskomlała głośniej niż od kilkunastu sekund Annie. No co? Nie trawiłem laski, więc dlaczego miałbym zwracać na nią większą uwagę. Oddychać miała czym, fakt, ale czy coś więcej? Typowa blondynka. - Duffy, niedobrze mi - jęknęła, łapiąc się za głowę, a blondyn, jak ten posłuszny piesek, podszedł do niej i biorąc na ręce, zaniósł najprawdopodobniej do sypialni. Nie obyło się oczywiście bez komentarzy i mnóstwa min, wyrażających politowanie, obrzydzenie i jego wyższość nad kobietą.
    - Kurwa, Ann, to był nowy t-shirt. W dodatku z logiem Sex Pistols! - krzyknęła nasza blondi, a jej rozpacz przerwał odgłos wymiotny ze strony Finley. Och, czyli jednak kierunek toaleta.
    Zwróciłem swoje spojrzenie w kierunku Alex, która krążyła po pomieszczeniu. Widać było, iż gryzie się sama ze sobą, o czym świadczyło jej gwałtowne zaczesywanie włosów do tyłu. Przesiadłem się obok Hudsona, który aktualnie pocieszał nachyloną nad nim kobietę. Wziąłem do ręki niezawodnego Danielsa w chwili, gdy Duff znalazł się już wśród nas pozbawiony koszulki, a Alex mogła wykonać swoje zadanie. Zbliżyła się niepewnie do Julie, której wargi musnęła niemal w tym samym momencie. Clarke w pełni nie kontaktowała, co jedynie ułatwiło brunetce wykonanie zadania. Gdy zostało ono już zatwierdzone usiadła obok mnie i także sięgnęła po alkohol, którego do końca nie żałowała sobie w choćby najmniejszych ilościach.
    Było około piątej, a my ciągle siedzieliśmy w tym samym miejscu, tyle, że grupa nieco nam się zmniejszyła. Zostałem jedynie ja, McKagan, Hudson oraz Jenkinson. Wszyscy byli już mocno wstawieni, dlatego też zdecydowaliśmy się rozejść do naszych sypialni. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale wzięło mnie na śpiewanie. Tak więc tocząc się ociężale po schodach wraz z brunetką, zacząłem mruczeć jej nad uchem tekst piosenki, którą wymyślił dzisiaj Duff. Być może nie była ona bardzo romantyczna, ale myśl, która chodziła mi już od dłuższego czasu dzisiejszej nocy po głowie, i propozycję dla kobiety wyrażała w sposób pierwszorzędny. Alex co chwilę chichotała, zagłuszając nieco ciszę panującą w domku. Steven, Izzy i Julie spali na dole w miejscu, w którym odlecieli kilka godzin temu, Annie zajmowała sypialnię Duffa, a Saul aktualnie starał się wyrwać pralkę w łazience.
    - No, kurwa, ja wiem, że nie jestem jakimś macho, ale popatrz tylko - tutaj przerwa na, jak starałem się zgadnąć, prężenie ciała przed swoją wybranką. - Mam umięśnione ramiona, mnóstwo uwidacznionych żył, zajebiste plecy, no i co najważniejsze - tutaj z kolei dziwna i niewyjaśniona pauza. - Wielkością też mogę się pochwalić. Nic? No, kurwa, serio? Zero zainteresowania? Zajebiście. Wiesz co? Pierdol się, szmato, z tym, kurwa, frajerem. A ty, co się patrzysz, hm? W mordę chcesz? Tak? Taki z ciebie cwaniak? No to chodź. - Coś nagle trzasnęło i z hukiem posypało się na podłogę, więc moje przypuszczenia padły na zniszczone lustro, a cały budynek wypełnił donośny krzyk. - Kurwa, chyba złamał mi rękę!
    Nie byłem jednak jakoś specjalnie chętny, aby udać się z pomocą do swojego przyjaciela. Sami rozumiecie, kobieta trzymająca was za spodnie nieco nad ich zamkiem to już powód, który niezawodnie wpływał na rosnące podniecenie. I w dodatku do łazienki miałem tak jakoś nie po drodze.
    Gdy po zamknięciu drzwi od sypialni, już zbliżałem się do ust kobiety, kładąc dłonie na jej talii, poczułem jakby dodatkową parę dłoni w tamtym miejscu. Nerwowo odsunąłem się od brunetki i zauważyłem stojącego za nią basistę. Ach, to dlatego przy końcu schodów zrobiło mi się nieco lżej na barkach. Ale, kurwa, pomógł? Okay. Teraz mógł spierdalać.
    - Spierdalaj - burknąłem do niego, a ten jedynie minął mnie z nieukrywanie pijaną Alex i zupełnie mnie zignorował. - Nie rozumiesz? Wypierdalaj stąd! - zaskrzeczałem. Blondyn jednak układał w tamtej chwili kobietę do snu, która stała się widocznie napalona, bo chciała, aby położył się on obok niej, lub w gwoli ścisłości na niej, w wiadomym celu. Zatrzęsło mną, lecz basista opanował sytuację i udało mu się uspać, niezwykle chętną na inny rozwój sytuacji, brunetkę. Podszedł do mnie i poklepał po ramieniu, jednak ciągle nie sprawiał wrażenia, jakby miał opuścić pomieszczenie.
    - Kurwa, puść mnie - warknąłem i odskoczyłem do tyłu, nieco się chwiejąc. - Wypierdalaj stąd, będę uprawiał seks z moją dziewczyną, a nie z tobą! - krzyknąłem, wbijając mu palec w czoło. Dlaczego ten skurwysyn musiał być taki wysoki?
    - Axelku, ona miała ochotę tylko na mnie, co wiadome jest nie od dzisiaj - zaczął milutkim tonem głosu. - A teraz się zamknij, bo śpi, jakbyś, jebany egoisto, nie zauważył - warknął, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.
    Zacisnąłem ręce w pięści i zmrużyłem powieki, następnie rzucając się na łóżko obok śpiącej kobiety. Odniosłem wrażenie, jakby cały spożyty przeze mnie alkohol momentalnie opuścił mój organizm. Cała zaistniała przed momentem sytuacja, sprawiła, że momentalnie otrzeźwiałem.
    Przejechałem dłonią po nodze kobiety, jednak nie otrzymałem żadnej zwrotnej reakcji. Leżąc ze wzrokiem wlepionym w sufit, zacząłem się zastanawiać, czy ona tak naprawdę coś do mnie czuje. Gdy ruchami swojego ciała proponowała Duffowi wspólny stosunek, starałem się tłumaczyć sobie, iż pomyliła go ze mną. Ale czy to właściwie miałoby jakikolwiek sens?
    Przechyliłem głowę w bok i założyłem włosy brunetki za jej ucho, odsłaniając tym samym twarz kobiety.
    - Czy ty właściwie umiesz kochać, skarbie? - zapytałem, nie oczekując nawet odpowiedzi, która, rzecz jasna, nie nastąpiła. Powróciłem do pierwotnej pozycji, a potem rozpocząłem nerwowe spacerowanie po pokoju, przeplatane pustym rozmyślaniem, aż do momentu, w którym zaczęło wschodzić słońce. Nie chciałem jej stracić. Zazdrosny? Owszem. Ale ja ją chyba, kurwa, naprawdę szczerze pokochałem.


~~~
Na samym wstępie przeproszę za zwłokę raz kolejny, ale w końcu się doczekaliście. Mam nadzieję, iż ten rozdział w pełni Was satysfakcjonuje, ale nie dowiem się tego przecież, jeśli nie pozostawicie po sobie żadnego śladu. Zasada czytasz, więc komentujesz obowiązuje każdego, więc zróbcie mi tę przyjemność i pozostawcie po sobie choćby słowa krytyki, a może i pochwały. Wiem, że wiele komentujących osób także pisze, więc zapewne wiecie, jaką to daje motywację.
Jak oceniacie postawę Duffa i Axla w tym rozdziale?
Następny już gotowy, więc pojawi się zgodnie z ustaloną datą, czyli jak zawsze, w weekend.
Buźka, kochani!  
  
 

10 komentarzy:

  1. Dawno mnie tutaj nie było, co okazało się sporym błędem. Rozdział rewelacyjny. Slash próbujący uwieść pralkę the best <3 A Duff ma jakieś wahania nastrojów. Najpierw chce wykorzystać Ann, później jednak nie zamierza się z nią pieprzyć. Z drugiej strony, McKagan skończonym chujem to są moje klimaty, o czym z resztą wiesz xD Tak, nie ma to jak zryta psychika. Wgl nwm czemu czytam Julie jako żuli, a nie dżuli. Chyba za dużo francuskiego xD

    No nic, kończę przynudzać. Pozdrawiam i życzę duużo weny.

    Dobranoc ;)

    Ps. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Pfff na początku rozdziału szkoda mi było Duffa ze względu na Alex i wgl, a teraz to nie wiem. Lekki i przyjemny rozdział, fajnie i szybko się go czyta. Uśmiecham się sama do siebie, a własciwie do idealnie skomponowanego, przez Ciebie tekstu. Jak dla mnie rewelacja ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam kolejny i mogę tylko powiedzieć, że rozdział jest fenomenalny tak jak i poprzednie. Naprawdę podziwiam Twój zapał twórczy. Z niecierpliwością czekam na następne. Życzę wielu inspiracji ! Do miłego :).

    OdpowiedzUsuń
  4. z a j e bi s t e ❤
    Widać, że masz talent do pisania. Strasznie dobrze czyta mi się twoje opowiadania. Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze, świetnie ��czekam na kolejny rozdział ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zawsze super! :D W ciągu dalszym szkoda mi Duffa bo ją kocha ehh. Chociaż Axl też, ale nie wiem gdy czytałam sceny z Duffem i Alex to lepiej do siebie pasowali niż Axl i Alex. Zobaczymy co będzie dalej. Byle do nastepnego. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Moim zdaniem Axl i Alex to jest to. Nie Duff, tylko właśnie Rose. Kocha ją ponad wszystko. Mam nadzieję, że Alex nie dopuści do siebie McKagana, bo nie chcę wiedzieć jakby zareagował Axl. No ale streszczając to mam liczę na A&A jak zawsze.
    Początek rozdziału był niezły, zresztą jak cały rozdział :D Czekam na następny z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem! Nie doczytałam jeszcze do końca, bo majówka, podróże, planowanie obozu te sprawy. Dokończę go, ale nie chce, abyś czekała.
    Siema

    OdpowiedzUsuń
  9. Woow, naprawdę długo mnie tutaj nie było. Widać to nawet po tym, że komentarz dodaje dopiero teraz! Oczywiście nadrobię ! Rozdział, naprawdę kozacki Rocket, fajnie opisane myśli bohaterów. Na samym początku dziwnie i ciężko mi się czytało, prawdopodobnie ze względu na długą przerwę... Oderwałam się trochę od tego świata głównie przez szkołę ): Teraz na szczęście są wakacje i postaram się wpadać, na każdy nowy rozdział. Co do Axl'a i Duffa, no chłopaki zapoczątkowali niejaką "wojnę" o główną bohaterkę. Blondynek zgrywa chamskiego i aroganckiego typa w stosunku do Rudzielca, a ten z kolei reaguje na to agresją i zazdrością ( jak tu się zrobiło psychologicznie XD ). Sytuacja ze Slashem w tym rozdziale wprawiła mnie w doskonały nastrój. Oby takich więcej, a tym czasem idę czytać kolejne, zaległe rozdziały.
    ~Carrie

    OdpowiedzUsuń
  10. Okej, weszłam już w taki ciąg tego opowiadania, jakbym czytała książkę. Mam ochotę pochłaniać od razu każdy kolejny rozdział, nie robiąc żadnej przerwy, no ale jednak bez komentarza nie może się obejść.
    Rozdział w sumie nie porusza chyba żadnych specjalnie ważnych kwestii, oczywiście poza napiętą sytuacją między Duffem, Axlem i Alex, ale doszłaś już do takiego poziomu, w którym nie sprawia to problemów z przyswajalnością tekstu. Bardzo lekko i przyjemnie czyta się nawet o takim mało znaczącym oglądaniu filmu.
    Rób jak najczęściej perspektywy Izzy'ego, jeśli będzie taka możliwość. I nie tylko dlatego, że go uwielbiam (chociaż może trochę też), ale, tak jak już mówiłam, po prostu uważam, że fajnie Ci wychodzą.
    Intrygująca końcówka. Nie jestem może nawet aż tak ciekawa, czy Alex ostatecznie nie będzie może z Duffem, ale zastanawia mnie, co z tym wszystkim zrobi Axl, bo widać, że sam nie jest pewny, co ma myśleć, i dodatkowo ma jednak trochę żal do Alex. Bardzo dobrze wyraża to jego ostatnia wypowiedź do niej. Dobra na koniec rozdziału.
    W ogóle ten obraz "ludzi w rozsypce" przy graniu w butelkę jakoś do mnie przemówił. Izzy hipis i Steven rozłożony na ziemi. Lubię takie klimaty. Aż sama chciałabym tam być.
    Wyrywanie pralki. XD Nie wiem, czy można być aż tak pijanym, żeby pomylić pralkę z kobietą, ale ok. XD Rozbicie lustra za to bardzo spoko pomysł.
    Serdecznie pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń