You like to hurt me
You know that you do
You know that you do
~Perspektywa Alex~
Powroty, co prawda, bywają ciężkie, ale nasz był zdecydowanie jedną wielką katorgą. Za kierownicą znów wylądował Stradlin, przez którego urażoną dumę i dzielnie trzymające się negatywne emocje, omal nie wylądowaliśmy po drugiej stronie. Ja wszystko rozumiem, ale cholera, żadnemu z nas nie spieszyło się na spotkanie ze śmiercią. Steven nawet zaczął snuć jakieś swoje refleksje na temat tego, że w sumie taki rozwój sytuacji byłby dobry, bo każdy umarłby wśród swoich. Oczywiście chwilę po tym zdarzeniu zaczęły się przekomarzanki, czyja to wina i jak na złość, większość złych opinii skierowanych zostało na Rose'a, który kilka minut wcześniej śpiewał Knockin' On Heaven's Door. Istny paradoks.
I gdyby ktoś zadał mi pytanie, jak przebiegła podróż, bezceremonialnie odparłabym, że nie przebiegła. Czułam się tak, jakby jej nie było. Odczuwałam melancholię, samotność, a także i smutek, pomimo tego, że wszyscy byli blisko i z reguły nic się nie zmieniło. Każdy zaszył się w osobnym kącie rozpadającego się vana i napawał się ciszą. Na szczęście trafiło mi się miejsce obok Slasha, który samą swoją obecnością odrobinę poprawiał mi humor. O innych sposobach nie było mowy, praktycznie cały odcinek drogi przejechaliśmy w milczeniu, wykluczając rzecz jasna przekrzykiwanie i komentowanie kolizji, które to zachowania jedynie bardziej zaczęły rozpraszać i denerwować naszego kierowcę. Atmosfera między nami zrodziła się w naprawdę spiętym i smętnym stylu, w którym to trwała aż od chwili wyjazdu spod domków Browna po moment, w którym znaleźliśmy się pod Hell House. Kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu, wszyscy zaczęli rozprostowywać zastane kości.
- Steven, oszczędź - mruknęłam zrezygnowana, zakrywając dłonią oczy, gdy stanął mi przed nimi obraz otwarcie drapiącego się po swoich pośladkach Pudla.
- Kurwa. - Dało się słyszeć w jednej chwili z ust Stradlina i Rose'a, gdy pierwszy z nich przypalił sobie zapalniczką palca, zamiast odpalić kolejnego już papierosa, które dzisiejszego dnia pochłaniał w kosmicznie szybkim tempie, a wokalista z kolei nie mógł znaleźć klucza od naszego piekielnego domu. Tak, wszyscy zdecydowanie tryskali entuzjazmem.
Upływały kolejne minuty poszukiwania kluczy, ale nie tylko przez nieodpowiedzialnego Axla, który nie potrafił upilnować chyba żadnej rzeczy, lecz także przez cały zespół, który z zaangażowaniem oddawał się wypatrywaniu zguby. Nikt nie odpuszczał, ze względu na przeogromną chęć snu we własnych czterech ścianach i zaznania chwili odpoczynku.
Po upływie kwadransa żmudnej i nieefektownej pracy, chyba każde z nas zauważyło Stevena, który siedział sobie beztrosko na schodach, podrzucając metalowy przedmiot. Wiadomym było, iż nikt nie będzie zadowolony z powodu takiego obrotu spraw, ale nie spodziewałam się, że Axl rzuci się z pięściami na biednego Adlera. Wokalista bez opamiętania okładał rękoma skulonego perkusistę, który pomimo wielu prób, nie był w stanie się bronić, ze względu na atak z zaskoczenia, który zaserwował mu wokalista. Kiedy Slash próbował odciągnąć Rose'a od Pudla, sam oberwał w nos, przez co spod burzy jego bujnych loków zaczęła wypływać strużka krwi. Mulatowi udało się jednak stosunkowo opanować sytuację i uwolnić Adlera od rozwścieczonego Rudzielca, który sprzedał swojemu perkusiście jeszcze kilka kopnięć w brzuch.
W międzyczasie Duff otworzył budynek, do którego chwilę później wszyscy kolejno weszliśmy. Axl od razu poszedł do sypialni, w której się zatrzasnął, a ja udałam się po wodę utlenioną i worek z kostkami lodu. Natomiast Slash, Steven i Duff zasiedli w salonie. Izzy postanowił uspokoić się na zewnątrz, w samotności, której chyba od ostatnich kilku dni widocznie mu brakowało. Dusza introwertyka to bardzo pokręcony mechanizm, za którym ciężko nadążyć, więc nikt nie starał się nawet prosić Stradlina, aby udał się z nami do środka. To także jego dom i doskonale wiedział, że ma tutaj wolny wstęp o każdej porze dnia i nocy.
Zanim uporałam się z drobnymi obrażeniami chłopców, upłynęło dobre pół godziny. Nie miałam siły na rozpakowywanie naszych bagaży, więc odłożyłam to na jutro, po czym udałam się do pomieszczenia, w którym miałam nadzieję zastać Axla. Szczerze powiedziawszy, nie miałam większej ochoty na konfrontację z nim, której puentą byłaby zapewne jedna, wielka kłótnia, aczkolwiek należały mi się jakieś wyjaśnienia. Przed wejściem do sypialni dotknął mnie jakby przypływ pewności siebie, dzięki któremu wkroczyłam do pomieszczenia już od wejścia niosąc na ustach pytanie:
- O co ci chodzi?
Mężczyzna leżący na łóżku podniósł się do siadu i zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem, po czym parsknął śmiechem. Wodził mętnym spojrzeniem po pokoju, a w tym czasie ja zauważyłam obok niego coś, czego nie spodziewałam się zastać tam nigdy w życiu. I nagle cały komfort ze mnie uleciał, a moje nogi stały się niczym z waty. Wszystko to działo się tak szybko, że gwałtownie doskoczyłam do wokalisty i nerwowo chwyciłam go za podbródek, patrząc mu prosto w oczy. Brał. Wiedziałam.
- No i co najlepszego narobiłeś?! - krzyknęłam. Nie miałam zamiaru się opanować. Tego było, cholera, za wiele. I pierwszorzędnym uczuciem, które mi towarzyszyło nie był żal, czy troska, a jedynie złość. Byłam kurewsko wkurzona na tę rudą małpę za to, co zrobiła. Czy on nie zdawał sobie sprawy, jakie mogą być konsekwencje takich wyskoków? Po to walczył o zdrowie, żeby teraz znów balansować na krawędzi życia i śmierci?
- Teraz będziesz milczał, tak? - zapytałam, gdy do moich oczu zaczęły napływać łzy. - Ty nic nie rozumiesz, nawet nie próbujesz pojąć tego, co czuję! Jesteś pierdolonym egoistą, Rose! - krzyczałam, wpadając w histerię. Rudy dalej obdarzał mnie nieprzytomnym spojrzeniem, jedynie utwierdzającym mnie w tym, że kompletnie nic do niego nie dociera. Ile mnie przy nim nie było? Pół godziny?
- Sex, drugs and rock n' roll, kotku - wybełkotał, po czym widząc moje pełne politowania spojrzenie i nieustające kręcenie głową z dezaprobatą, dodał - Kochasz Duffa, więc nie jestem ci potrzebny.
- Nie, Axl. Jedyną osobą, którą kocham nieprzerwanie jesteś tylko ty, ale nie potrafisz tego docenić - powiedziałam półgłosem, na co Rose jedynie westchnął głęboko. Zbliżyłam się do wokalisty raz kolejny, zaprzestając swojego nerwowego po pokoju marszu, i kucając przed nim, popatrzyłam jeszcze raz prosto w jego oczy. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, aż do momentu, w którym Rudy pociągnął mnie za włosy, przez które to szarpnięcie wylądowałam niezdarnie na podłodze, i wysyczał głosem pełnym agresji:
- Nie wierzę ci.
- Wiesz co, Rose? – wydukałam, czując, jak głos mi się załamuje. – Jesteś zwykłą świnią – dokończyłam i podniósłszy się z podłogi, sięgnęłam po swoją kosmetyczkę rzuconą niedbale w rogu sypialni i chwytając pierwsze lepsze ciuchy z pełnej artystycznego nieładu kupy, wyszłam z pomieszczenia.
Oporządzenie się w łazience zajęło mi niewypowiedzianie dużo czasu. Poruszałam się powoli, każdą czynność przedłużając do granic przyzwoitości. Nie miałam ochoty konfrontować się z Rosem, którego humory czasami dołowały mnie tak bardzo, że nie byłam w stanie zebrać w sobie tylu sił, aby nie pozwolić sobie na płacz. Mawia się, że każdy człowiek ma swoje słabości. Szczera prawda. Tylko, cholera, dlaczego moją musi być osoba, którą kocham?
Gdy tylko wyszłam z łazienki, usłyszałam, jak pojedyncze krople deszczu tłuką o parapety. Nie robiły tego z gracją, jak to zwykle miały w zwyczaju. Pierwszy raz od naprawdę długiego czasu nad Los Angeles zawisły czarne chmury, które wyglądały, jakby wcale nie miały zamiaru się stąd ruszać. Rzucając się bezwładnie na kanapę, złapałam w locie jedną z poduszek leżących na niej, po czym przyciskając ją do siebie, z zainteresowaniem zaczęłam spoglądać za okno. W gruncie rzeczy z minuty na minutę nic się nie zmieniało. Jedynie świat tak jakby coraz bardziej tonął w deszczu, jak moje policzki we łzach.
Chciałam zmian. Naprawdę chciałam zmian. Uświadamiałam to sobie za każdym razem, gdy coś szło nie po mojej myśli. Znany epizod, co? Ale cóż się dziwić, jak w naszym życiu wszystko się układa, człowiek marzy jedynie o tym, aby co najwyżej zatrzymać czas, byleby tylko móc w pełni oddać się trwającej chwili.
Przez moje dłonie co chwilę przewijały się różne przedmioty. Nie byłam jednak w stanie w pełni skupić się na niczym, ostatecznie uwalniając swoje dłonie od ciężaru w postaci kieliszka z winem, w które to wyposażyła McKagana jego mamusia. Swoją drogą nie było wcale takie złe, więc kompletnie nie rozumiałam, dlaczego chłopcy nie obdarzyli go większym zainteresowaniem. Widocznie wolą mocniejsze trunki. Aczkolwiek w tamtej chwili cieszyłam się tym, że poszło ono w odstawkę. Przynajmniej miałam w czym zatopić przysłowiowe smutki. Odnosiłam jednak dziwne wrażenie, iż zamiast wyzbywać się ich z każdym łykiem, coraz więcej ich przybywało. A może już kompletnie oszalałam?
Odstawiając naczynie z czerwoną cieczą na podłogę w okolicach kanapy, sięgnęłam po gazetę, wciśniętą pomiędzy oparcie, a pierwsze z brzegu siedzenie. Przewertowałam wszystkie strony, przelatując wzrokiem nagłówki, które nie zachęciły mnie w żaden sposób do dalszej lektury. Kilkukrotnie łapałam się także na długotrwałych pauzach, które opierało się na zatrzymaniu spojrzenia w gęstwinie spadających kropel deszczu, który wciąż zdawał się nie ustawać. A może te wszystkie minuty, które zdawały się trwać dla mnie już dobrą godzinę, w rzeczywistości stanowiły niecały kwadrans? Byłoby to bardzo prawdopodobne, gdyż, jak dotąd, żaden z mężczyzn jeszcze nie zjawił się w salonie, co tylko mogło wskazywać na to, jak bardzo melancholijny nastrój opanował cały Hell House.
Po ponownym otrząśnięciu się z mojego dosyć chorobliwie wyglądającego transu, miałam już odrzucić szare czasopismo na pierwotne miejsce, gdy ostatnia strona wybitnie przykuła moją uwagę. Podciągając sobie nogi pod pupę, wpasowałam się wygodniej w kanapę i przystąpiłam do zapoznania się z treścią artykułu, który dosłownie został przeze mnie pożarty wzrokiem już niecałą minutę później.
- Alex? – usłyszałam za sobą głos należący do osoby, która śmiało położyła mi dłonie na barkach. Podskoczyłam nerwowo do góry, gdy zostałam wyrwana z dogłębnego analizowania tekstu, który już sam w swojej postaci przyprawiał mnie o dreszcz emocji. Ale na pewno nie tych wyzwalających adrenalinę. Ja byłam po prostu przerażona.
- Dziewczyno, co ci się stało? – zapytał Slash, na którego twarz wstąpił dziwny grymas, a głos został przepełniony wyraźnym zaniepokojeniem.
- Masz – rzuciłam, pospiesznie podając mu gazetę i nerwowo zatapiając twarz w dłoniach.
- Audrey… - wyszeptał Mulat. – Z którego dnia jest ta gazeta?
- Wczorajszy numer – rzucił Stradlin, który pojawiając się nie wiadomo skąd, nie pozwolił mi na ostateczne dojście do słowa. – A co?
- Trzymaj – powiedział Hudson i rzucił czasopismo w kierunku rytmicznego, który nie do końca świadomy czynów swojego przyjaciela, chwycił je niemal w ostatniej chwili.
- No to ładnie – powiedział po chwili bardziej do siebie, aniżeli do nas. – I chyba nawet wiem, kto okaże się mordercą w tym niebywale intrygującym zabójstwie – zakomunikował, mierząc nas nienaturalnie przenikającym spojrzeniem.
- Stradlin, przestań się wygłupiać – rzuciłam krótko, nie kryjąc przerażenia. – Znaliście tę kobietę?
- Pewnie – odparli równocześnie i od razu, jakby mimowolnie się rozmarzyli.
- Szkoda, że nie żyje, była jedną z lepszych dziwek w okolicy – powiedział Izzy, szukając zapalniczki we wszystkich możliwych kieszeniach swojego aktualnego stroju. – Dzięki, Alex.
- Co? – zapytałam zaskoczona. – Izzy, mówiłam ci, przestań. Nie ma się z czego nabijać.
- Ależ ja zachowuję pełną powagę – zaręczył, okrężnym krokiem wymijając mnie i Slasha, po czym rzucił się na zwolnioną przez nas kanapę. – Nie wiem jedynie, do jakiego kontenera ją wrzuciłaś, że aż tak ubrudziłaś te swoje delikatne rączki – powiedział, wypuszczając kłębki dymu nikotynowego i uśmiechnął się z satysfakcją, gdy nie kryjąc przerażenia, popatrzyłam na swoje dłonie.
- Jesteś okropny – warknęłam zbulwersowana, choć tak naprawdę nie byłam na niego zła w choć najmniejszym stopniu, po czym rzuciłam w gitarzystę jedną z poduszek. Postanowiłam ponownie dzisiejszego dnia udać się do łazienki i wraz z chwilą, gdy znalazłam się poza naszym salonem, w wejściu do niego pojawił się McKagan. Zachowywał się w gruncie rzeczy naturalnie, cały czas jednak obdarzając mnie jednaką obojętnością. Stanęłam przy jednej ze ścian i zapytałam otwarcie, żywo przy tym gestykulując:
- Długo masz zamiar jeszcze się tak zachowywać wobec mnie?
Basista zatrzymał się i zwracając głowę w moim kierunku, ze spojrzeniem przepełnionym stoickim spokojem, powiedział:
- Wszystko jest tak, jak dawniej, Alex, tylko ty tego nie widzisz. Zanim zrobiłaś mi złudną nadzieję właśnie tak było. Wy w centrum, pozostali na uboczu. Nie mam pojęcia, czego ode mnie oczekujesz. Nic więcej nie jestem w stanie zrobić. Ale widzę, że Rose w pełni cię zaspokaja.
- Co ty chrzanisz? – wysyczałam niemal przez zaciśnięte zęby, uśmiechając się histerycznie i kręcąc głową z niedowierzaniem. Blondyn natomiast czuł się wybitnie, uśmiechając się z wyższością. Jakby sam wzrost mu nie wystarczał.
- Ach, no tak, jak mógłbym nie wiedzieć! – powiedział, strzelając sobie z otwartej dłoni w czoło. – Przecież ty sama, z własnej woli i bez powodu, przyszłaś zdruzgotana do salonu i siedziałaś w nim płacząc, tak po prostu. Biednej Alex się po prostu nudzi – zaskomlał przejmującym tonem głosu i zbliżył swoją dłoń do mojej twarzy. Nie zastanawiając się długo, od razu ją odtrąciłam.
- Obydwoje jesteście siebie warci – skwitowałam i obracając się na pięcie, już chwilę później poprawiałam swój makijaż przed lustrem w łazience. McKagan natomiast udał się potowarzyszyć pozostałym w salonie.
Dopiero w chwili, gdy wzięłam się za malowanie rzęs, zauważyłam, że okropnie trzęsą mi się ręce. Starałam się w pełni skupić na wykonywanej czynności, jednak ciągły niepokój o tego wariata i wydarzenia sprzed kilku dni, powiązane ze znajomą chłopaków, nie chciały dać mi spokoju ani na chwilę. Bezustannie jedynie myśli krążące wokół Rose’a i jego samopoczucia, naprzemiennie z prostytutką, której poćwiartowane ciało znaleziono w przydrożnym śmietniku. W międzyczasie przypomniały mi się także słowa McKagana, które w jakiś sposób zmotywowały i przypomniały mi o fakcie poszukiwań pracy oraz uzyskania pełnej niezależności. Byleby tylko ta procedura ze znalezieniem znośnego stanowiska, na które bezproblemowo miałabym zostać przyjęta, odbyła się szybko i bez zbędnych formalności. Chcę mieć po prostu swoje pieniądze. W końcu.
I tak oto kolejny już raz dzisiejszego dnia przyłapałam się na tej dziwnej pauzie, którą postanowiłam od razu zniwelować. Co się ze mną, do cholery, dzieje?
- Kurwa mać – jęknęłam i od razu przyłożyłam dłoń do oka, do którego przed upływem chwili włożyłam szczoteczkę z czarną mazią. Musiałam odczekać kilka minut, zanim uczucie bólu w pełni ustąpiło.
Chwyciłam swoje trampki niemal w biegu i nawet nie żegnając się z chłopakami, którzy oddawali się nudzie, rozwaleni bezwładnie w każdej możliwej części głównego pomieszczenia w Hell House, opuściłam budynek. Usiadłszy na werandzie założyłam buty i mogłam spokojnie udać się w kierunku Sunset Strip, aby poszukać dla siebie jakiejś pracy. Nie uśmiechało mi się zbytnio takie chodzenie, aczkolwiek już czułam tę dumę, która ogarnie mnie, gdy tylko wezmę do ręki plik pierwszych zarobionych przeze mnie pieniędzy.
- Pięć dolarów dziennie. – Usłyszałam od szefa baru, do którego zdecydowałam się wejść jako pierwszego. Poczułam, jak ścięło mnie z nóg. Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam, więc poprosiłam, aby powtórzył.
- Pan żartuje, prawda? – zapytałam z nadzieją w głosie. Nie dość, że miejsce było obskurne, co jedynie mogło wskazywać na charakter pracy, to w dodatku miałabym pełnić rolę kelnerki, a napotykając spojrzeniem dwie pozostałe, wychudzone dziewczyny, które ewidentnie bały się tego gościa, odziane w skąpy strój służbowy, zebrało mnie na wymioty. Ja, tutaj? Za tak małe wynagrodzenie?
- Wie pan, chyba pójdę poszukać dalej – oznajmiłam i niepewnie zaczęłam oddalać się w stronę drzwi.
- Jak ci nie pasuje, to możesz zostać dziwką! – burknął jeszcze na odchodne, na co uraczyłam go trzaśnięciem drzwiami jego własnościowego budynku.
W gruncie rzeczy już godzinę później przekonałam się, że właściciel tamtego baru miał rację. Najlepiej wyszłabym na powrocie do dawnej pracy. Wszędzie mieli albo za małe stawki, które nie były w stanie zapewnić mi w miarę godnego życia, albo oferowali współpracę na lewych papierach. Nie wiem, dlaczego krążyłam jedynie wśród barów i klubów, a nie zajrzałam do ani jednego sklepu. Nieśmiałość? Może raczej niechęć i wykończenie. Jutro wezmę się za poszukiwania wśród jakichś drobnych przedsiębiorstw. Możliwe, że w jakimś miejscowym sklepiku uda mi się zagrzać nieco dłużej.
Nie tracąc nadziei, a raczej chcąc spróbować wszystkich możliwych opcji, wkroczyłam do ostatniego miejsca, w którym liczyłam na coś więcej, aniżeli ofertę kelnerki, która od razu obsłuży klienta także w toalecie. Takiego zarabiania pieniędzy miałam już serdecznie dosyć.
W Rainbow, jak co wieczór, było tłoczno. Muszę przyznać, że byłam coraz częstszą odwiedzającą to miejsce. Od mojego przyjazdu tutaj w znaczącym stopniu się do niego przekonałam i bardzo je polubiłam. Nie czułam już wobec niego takiej odrazy, jak na początku. Kwestia przyzwyczajenia.
Zbliżała się dwudziesta, więc klub stopniowo zaczął wypełniać się po same brzegi, przez co ledwo udało mi się dopchać do baru, za którym stał całkiem przystojny szatyn. Gdy nieśmiało przeprosiłam, podniósł na mnie swoje szmaragdowe oczy i powiedział, żebym chwilę zaczekała, bo musi wydać zamówienia. Cholera, co za głos. Rozmarzona stanęłam nieco bardziej z boku lady, oczekując, aż mój nowy znajomy będzie w stanie odpowiedzieć na kilka moich pytań.
Wystukując palcami na blacie bliżej nieokreślony rytm, obserwowałam z uwagą, jak jakiś zespół właśnie przygotowywał się do grania. Ludzie coraz bardziej pchali się pod scenę, odsłaniając mi widok na wejście do klubu. I aż się uśmiechnęłam, gdy na końcu sali zauważyłam Slasha, który rozmawiał z jakimś bardzo elegancko ubranym mężczyzną. Nie mam pojęcia, dlaczego od razu skojarzył mi się z postacią menagera tych wschodzących gwiazdeczek, które właśnie nieśmiałym: Welcome! przywitały się z widownią.
- Człowieku, jak ty utrudniasz – zawył Mulat, łapiąc się za swój kudłaty łeb. – Czy jest dobry? No, kurwa, przecież z nim nie spałem, nie? O, ale znam kogoś, kto z chęcią udzieli ci odpowiedzi na to pytanie – powiedział z dumą i pomachał w moją stronę. Liczył chyba na to, że do nich podejdę, aczkolwiek skończyło się jedynie na tym, iż odwzajemniłam gest gitarzysty.
- To jest Alex, dziewczyna Rose’a – przedstawił mnie mężczyźnie. – George się pyta, czy Axl jest dobry. Ja tam się nie znam, więc może ty wyjaśnisz mu parę kwestii.
- Chodzi mi o kwestie wokalne! – zaskomlał facet w garniturze, wyrażając swoje zniesmaczenie.
- Nie, w ogóle, okropny jest – rzucił poirytowany Slash. – Koleś, proponujesz nam koncert, a nawet nie wiesz, kim jesteśmy. Weź, wypierdalaj stąd, bo widzę, że nie mamy o czym rozmawiać.
Całej sytuacji przyglądałam się nieźle zszokowana. Mulat stanął obok mnie i sapał nerwowo, starając się uspokoić.
- Oni chcą zrobić z nas podporządkowanych sobie gówniarzy, bo myślą, że nie mamy bladego pojęcia o tym, co przyszło nam robić – wydusił z siebie w końcu.
- Bez wątpienia chcą was od siebie uzależnić – skwitowałam krótko, nie angażując się zbytnio w nerwy gitarzysty. Całą swoją uwagę skupiłam bowiem na przystojnym barmanie, który od kilku dobrych minut nie mógł uporać się z zamówieniami.
- Ale, kurwa, jakim prawem? – ciągnął Slash.
- Najważniejsze w życiu to nie dać innym przejąć nad sobą kontroli – powiedział nad naszymi głowami doskonale znajomy głos, na dźwięk którego aż podskoczyłam.
- Julie! – krzyknęłam z zachwytem i przytuliłam brunetkę. – Co ty tutaj robisz?
- Pracuję – odparła beznamiętnie. – No hej Kudłaty, też się za tobą stęskniłam, ale za moment mnie udusisz – wykrztusiła z uśmiechem, będąc ściskaną przez Hudsona.
- Slash, puszczaj ją – nakazałam, nie przestając się śmiać. – Niedawno wróciłaś z podróży, a już siedzisz w pracy?
- Życie nie wybiera. Mam drugą zmianę i niezły zapieprz – osiemnastolatka wzruszyła niechętnie ramionami. – Widzisz, co tu się dzieje? I tak jest codziennie.
- Julie! – krzyknął barman i ruchem głowy wskazał, aby do niego podeszła.
- Mała, dwa drinki dla nas! – rzucił za nią Mulat, na co brunetka odpowiedziała, że zaraz wróci do nas z zamówieniem. – Pokłóciłaś się z Rosem? – zapytał widocznie przybity Hudson, przez którego pytanie i moja mina momentalnie zrzedła.
- Slash, to nie jest dobre miejsce na poruszanie takich tematów – odparłam krótko. – Chodź lepiej potańczyć. – Próbowałam zachęcić gitarzystę do tego, aby zrealizował moją prośbę i robiąc maślane oczy, niemal wyciągnęłam go na środek sali, gdzie jedynie pojedyncze pary oddawały się powolnemu tańcu. Mulat położył śmiało dłonie na moich biodrach, na który to gest obdarowałam go jedynie ciepłym uśmiechem i zaplatając palce na karku gitarzysty, tuż pod jego bujnymi włosami, pozwoliłam, aby muzyka poniosła nas w odpowiednim rytmie. Delikatnie kołysaliśmy się, w milczeniu delektując się wzajemną bliskością. Od Hudsona biło naprawdę niewyobrażalne ciepło, które nie pozwalało mi na zaprzestanie wspólnego tańca. Kładąc głowę tuż na jego piersi, przymknęłam oczy i zaciągnęłam się zapachem gitarzysty. Pachniał papierosami i swoimi perfumami, które działały na mnie dziwnie kojąco. Kiedy już w pełni się wyciszyłam piosenka dobiegła końca, a my skierowaliśmy się do stolika, przy którym stała rozpromieniona Clarke.
- Jak wy razem uroczo wyglądacie – powiedziała z zachwytem, stawiając przed nami zamówienia. Wymieniliśmy się spojrzeniami z Hudsonem i parsknęliśmy śmiechem, jednak nim zdążyliśmy zwrócić się do brunetki, jej już wśród nas nie było.
- Dobrze tańczysz – poinformowałam gitarzystę, zanurzając usta w trunku. – Sex on the Beach? – rzuciłam nagle, zdziwiona smakiem drinka.
- Na to wygląda. Swoją drogą, aluzja wyrażona w ciekawy sposób – skwitował Mulat, odgarniając swoje włosy i ruszając wymownie brwiami.
- Nawet o tym nie myśl - rzuciłam, zanosząc się śmiechem, po czym oboje spojrzeliśmy w stronę baru, zza którego pomachała nam Julie.
- Ona jest niemożliwa – powiedziałam i zaśmiałam się krótko.
- Lubię cię roześmianą. Mogłabyś być taka częściej – oznajmił nagle Hudson. Obdarowałam gitarzystę krótkim uśmiechem, jednak nie skomentowałam tego komplementu na głos. Oboje nie byliśmy dzisiaj w najlepszym humorze, więc nie chciałam stwarzać powodów do dyskusji. Wolałam raczej spędzić w milczeniu czas z osobą, która na stałe wpisała się jako jedna z tych najważniejszych w moim życiu.
Niecałą godzinę później opuściliśmy klub, jednogłośnie stwierdzając, iż takie smętne siedzenie w nim nie ma sensu. Kierując się pieszo w stronę Hell House, rozmawialiśmy całkiem sporo, aczkolwiek dzieląc naszą wypowiedź na miliony drobnych części.
- Nie tęsknisz za rodziną? – zapytał niespodziewanie mężczyzna, a w moim gardle nagle urosła wielka gula.
- Nie muszę. Mam ją na co dzień przy swoim boku – odparłam po dłuższej chwili, siląc się na uśmiech. Slash objął mnie ramieniem i po tym kolejnym, niefortunnym pytaniu z jego strony, w milczeniu trwaliśmy całą drogę powrotną do naszego domu.
Nikogo nie poinformowałam o moich poszukiwaniach pracy, dlatego też cały Hell House przywitał nas ciszą, gdy tylko do niego wkroczyliśmy. Byłam nieco zawiedziona faktem, że nie porozmawiałam z tym barmanem, ale czy przy moim dzisiejszym nastawieniu miałoby to jakikolwiek sens? Sądzę, że nie.
Kierując się do pokoju, w którym pozostawiłam kilka godzin temu samotnego Rose’a, zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, a strach o stan mężczyzny nasilał się z każdym stawianym przeze mnie krokiem. Już czułam, jak po wejściu do pomieszczenia okala mnie błogi spokój, jednocześnie pozostając skłonną do rozpaczy, gdy nagle wyrósł przede mną McKagan, przyjmując kamienny wyraz twarzy. Próbowałam go wyminąć, jednak bezskutecznie. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim, więc stanęłam nieruchomo w miejscu i opierając się o ścianę, skrzyżowałam ręce na piersi. Mój niepokój wzrósł znacząco, jednak nieświadomy niczego blondyn przedłużał ciszę między nami, w moim mniemaniu całkowicie celowo, jakby wiedział, czego się boję i specjalnie trzymał mnie w niepewności.
- Musimy sobie coś wyjaśnić – zaczął, jakby niepewnie, zaciskając usta w wąską linijkę. – Proszę, mała - powiedział wręcz błagalnym tonem głosu, kładąc dłoń na moim ramieniu. Przez dłuższą chwilę trwaliśmy tak w ciszy, aż w końcu zdecydowałam się pozbawić Duffa tej jego pewności siebie i strzepując dłoń blondyna, podniosłam na niego swój wzrok.
- Wyjaśniaj więc.
- Nie tutaj – oznajmił krótko. – Chodź za mną – nakazał, jednak ja nie miałam zamiaru posłusznie wypełniać jego rozkazów. Wciąż stałam nieruchomo w miejscu, aż do momentu, w którym basista nie zorientował się, że zanim nie idę. Po chwili podszedł do mnie i łapiąc za ramię, wyprowadził mnie z budynku. Wielokrotnie próbowałam mu się wyrwać, jednak każdorazowo bezskutecznie. Dopiero kilka przecznic dalej poluzował swój uścisk, a kiedy stanęliśmy przy sportowym kabriolecie, całkowicie mnie puścił.
- Wsiadaj – powiedział, otwierając przede mną drzwi, a następnie udał się w kierunku miejsca kierowcy, za którym z dumą zasiadł i zapiął pasy. – Alex, nie utrudniaj.
Wykonałam więc nieco oschłą prośbę mężczyzny i już chwilę później jechaliśmy opustoszałymi ulicami miasta. Miałam chyba już dość podróży przez nasz wyjazd, gdyż cały czas było mi niedobrze, ale nie miałam zamiaru dzielić się tym z mężczyzną. Starałam się oderwać myśli od nieustającego bólu i z uwagą kontemplowałam widoki rozciągające się dookoła.
Wraz z chwilą, w której zaczęłam się zastanawiać, do kogo może należeć ten samochód, mój niepokój wzbudziły także dokumenty, leżące wdzięcznie w maleńkim schowku. Wyciągnęłam jeden z nich i zaczęłam uważnie mu się przyglądać. Następnie przejrzałam także pozostałe, jednak nie trafiłam na prawo jazdy Duffa. Znalazłam jedynie dokument należący do Hudsona.
- Gdzie masz swoje prawko? – zagaiłam do mężczyzny, który właśnie podkręcił głośność radia, z którego wydobywały się dźwięki Anarchy in the UK Sex Pistols.
- Trzymasz je w ręce – odpowiedział, jakby to było co najmniej oczywiste.
- Ślepa nie jestem, nie jest twoje – kontynuowałam zawzięcie.
- Hm, pomyślmy dlaczego. Może ze względu na to, że tylko Hudson ma prawo jazdy spośród nas wszystkich? – na te słowa aż odębiałam. Czy on właśnie chciał mi powiedzieć, że całą drogę nad jezioro kierował Stradlin, który nigdy nie zdał egzaminów? Szczerze? W ogóle mnie to nie zdziwiło, dlatego zamilkłam. Niecały kwadrans później basista zatrzymał samochód i wspólnie z niego wysiedliśmy. Zapadał zmrok, a my znajdowaliśmy się na wzgórzu Hollywood.
- Dlaczego akurat tutaj?
- Przestań pytać i wyluzuj się, mała – nakazał. W sumie ta perspektywa była całkiem dobra, toteż udałam się za blondynem, który rozkładając swoją kurtkę, usiadł kilka metrów od samochodu. Dołączyłam do niego i w milczeniu zaczęłam wodzić wzrokiem po niebie.
- Wygląda, jakby zaraz znów miało się rozpadać.
- Cicho, Alex.
- Zabrałeś mnie tutaj, żeby milczeć? – zapytałam po chwili, nie kryjąc poirytowania. Nie uzyskałam jednak odpowiedzi, dlatego też podniosłam się z miejsca, aby odejść. Byłam już stosunkowo daleko od mężczyzny, gdy ktoś nagle wziął mnie na barana i zaczął biec przed siebie. Z mojego gardła wydobył się nieopanowany pisk, a następnie moje ciało opanował spazmatyczny śmiech, z którego sideł nie mogłam się wyzwolić. Kiedy całkowicie zdyszany Duff się zatrzymał, zapytał pomiędzy łapaniem kolejnych oddechów:
- Wybaczysz mi? – po tych słowach zeskoczyłam z jego barków i stanęłam przed mężczyzną. Gwiazdy zaczęły pojawiać się na niebie, starając przebić się przez deszczowe chmury, a księżyc, który pozostawał jeszcze przez krótką chwilę całkowicie widoczny, oświetlał całe Los Angeles w bardzo intensywny sposób. Popatrzyłam prosto w oczy blondyna, w których krył się dziwny smutek. Nie widziałam sensu, aby dłużej ciągnąć te negatywne stosunki. Chciałam, żeby było, jak dawniej.
- Chcę, żeby było, jak dawniej – zapewnił basista, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
- Jest dobrze, Duffy – oznajmiłam po chwili i przytuliłam basistę, który krótko, lecz czule, cmoknął mnie w czubek głowy. – Zapomnijmy o tym – zasugerowałam, na co mężczyzna przystanął bez większego zastanowienia.
- Pada? – zapytał basista, gdy wracaliśmy do samochodu.
- Chyba tak – odparłam, rozglądając się dookoła.
Pomimo rozprzestrzeniającego się nad miastem niekoniecznie satysfakcjonującego zjawiska atmosferycznego, bawiliśmy się świetnie. Sex Pistols towarzyszyło nam przez całą drogę powrotną, aż do momentu, w którym radio, nie wiedzieć dlaczego, przestało grać. Droga była coraz słabiej widoczna, a koła samochodu niemiłosiernie ślizgały się na mokrej warstwie asfaltu. Widziałam zaniepokojenie na twarzy mężczyzny, który starał się nie dać po sobie poznać swoich obaw, odnośnie bezpiecznego powrotu. Starałam się być przy nim i mówić do blondyna, byleby tylko jakoś rozluźnić napiętą atmosferę. Gdy na moment odwróciłam głowę w kierunku drogi, usłyszałam jedynie pisk opon i trzask zawierających się blach. Poczułam chwilowy, lecz także bardzo mocny ból, a następnie nie czułam już niczego. Kompletna pustka w towarzystwie błogiego spokoju i otępienia.
~Perspektywa Axla~
Kiedy już w miarę doszedłem do siebie, postanowiłem zejść na dół, aby nieco unormować swoje pragnienie. Czułem się cholernie źle i odnosiłem wrażenie, że już za moment pozbawię się całego żołądka, tak mnie kurewsko muliło. Nie pamiętałem zbyt wiele po tym drobnym wyskoku. Wziąłem, co wziąć miałem i po sprawie. Nie wiedziałem, gdzie jest Alex, jednak jak już się chwilę później zorientowałem, na pewno Hell House nie mógł szczycić się jej obecnością. Zaniepokoiłem się, gdy zewsząd zaczęły nachodzić mnie złe przeczucia. Obawiałem się, że coś się stało. Dziwny ból w kościach, który pojawił się znikąd także i teraz, zawsze dawał o sobie znać w tragicznych sytuacjach. Starałem się jednak wyzbyć negatywnych myśli i zahaczając kolejno o toaletę, a następnie kuchnię, krążyłem po mieszkaniu, odwiedzając jego każdy kąt. Znajdując się tuż przy salonie, zostałem świadkiem dziwnej wymiany zdań:
- Zabieraj tę oślizgłą bestię – jęknął Izzy z obrzydzeniem, które w komiczny sposób zmieszało się z jego obojętnością.
- Nie chcesz go nawet dotknąć? – zapytał Hudson. Nie wiem, dlaczego wyczułem w tym jakąś erotyczną aluzję.
- Powiedziałem ci, trzymaj to z daleka ode mnie.
- Ale zobacz, jaki jest fajny. I duży. Mam się czym chwalić przynajmniej, a ty mi po prostu zazdrościsz.
- Jasne, tak sobie wmawiaj.
- Sam nie masz, więc nie ma innego wytłumaczenia. I będę sobie z nim paradował i cieszył się nim w samotności, jeśli go nie zaakceptujecie!
- Stradlin, nie masz chuja? – zapytałem, wpadając do pomieszczenia. Nieco zdziwiło mnie takie oznajmienie i pomimo tego, że starałem się zachować powagę i współczucie w swojej mimice, wewnątrz dusiłem się ze śmiechu.
Brunet strzelił sobie z otwartej dłoni w czoło, a wtedy moim oczom ukazał się Hudson, który wynosił właśnie węża z pomieszczenia, wdzięcznie eksponującego się na barkach Mulata. Chciałem powiedzieć, że ma moje błogosławieństwo, jednak gitarzysta odebrał mi prawo głosu, nakazując:
- Bez komentarzy.
I tyle go też widziałem. Rozwaliłem się obok Izzy’ego na kanapie i po dłuższej chwili przepełnionej ciszą, zapytałem:
- Wiesz, gdzie jest Alex?
- Wyszła gdzieś z McKaganem. – Na tę informację wręcz mną zatrzęsło. Postanowiłem więc nie próżnować i grać zgodnie z zasadami brunetki.
- A ciebie gdzie niesie? – zapytał rytmiczny.
- Jak wrócę, to będę – warknąłem i opuściłem budynek. Tradycyjnie, tak, żeby wszyscy wiedzieli, że tej nocy nie zobaczą mnie w domu – z hukiem.
Szedłem nerwowo ulicą, co chwilę potrącając jakichś typków barkiem. Kiedy dotarłem do miejsca, które wyznaczyłem sobie jako cel, akurat rozpoczynał się najlepszy moment dzisiejszego wieczoru. Właściciel wypuszczał na scenę swoje tancerki, a, że na moje szczęście, większość gości walała się już gdzieś totalnie nawalona pod stolikami, mogłem sobie spokojnie usiąść tuż przed samą sceną.
Bliżej nieokreślony czas obserwowałem wszystkie striptizerki, szczególną uwagę poświęcając jednej z nich, która w sposób szczególny wręcz błagała, abym się nią zainteresował. Sącząc kolejnego już drinka, nie odrywałem wzroku od nieznajomej, która wiła się na swojej rurze w bardzo pociągający sposób. Za jakieś pięć minut miała przyjść jej zmienniczka, co bardzo mnie ucieszyło. Z niecierpliwością czekałem na moment, w którym poznam ją bliżej.
Cały ten czas cholernie mi się dłużył, aż w końcu nastąpił upragniony moment. Pomogłem zejść szatynce z kręconymi i, podobnie jak nogi, długimi włosami ze sceny i wspólnie udaliśmy się w kierunku toalet. Usłyszałem gdzieś przelotnie nad uchem jej imię, jednak szybko wypadło mi ono z głowy. Wepchnąłem swoją towarzyszkę stanowczym ruchem do ostatniej wolnej kabiny i zamykając ją, pozwoliłem, aby zajęła się moim kolegą, który już od kilkunastu minut dawał się we znaki.
Nie powiem, była w tym całkiem dobra. Gdy tylko skończyła, stwierdziłem, że nie pozostanę jej dłuższy. Rose’a musi zapamiętać! Sprawnym ruchem ściągnąłem z niej jej spódniczkę wraz z majtkami i przystąpiłem do wręcz nachalnego zaspokajania jej potrzeb swoimi zwinnymi palcami. Nie była wymagająca. Wystarczyły niecałe dwie minuty, a ta już była bliska szczytu. Zdecydowałem więc nie przedłużać i obracając ją tyłem do siebie, zdecydowanie w nią wszedłem, zapewniając nam obojgu niebywałą rozkosz. Szybka akcja, wchodzimy i wychodzimy. Pięć minut i było już po sprawie.
Jak na gentlemana przystało, wypuściłem ją przodem i wręczając banknot o nominale dziesięciu dolarów, dorzuciłem jeszcze pięć za milczenie. Po co zaraz siać rozgłos, że pieprzyła się z Axlem Rosem? Kasę i ten fakt niech zostawi dla siebie, tak będzie lepiej dla nas dwojga.
W międzyczasie kibel obok nas także się zwolnił.
- Dwadzieścia i po sprawie. – Dało się słyszeć od blondynki, która wyciągnęła dłoń po zapłatę od jakiegoś łysego faceta.
- Annie? – wykrztusiłem, gdy towarzysząca mi przed chwilą małolata z piskiem zachwytu, ze względu na to, iż podpisałem jej się na piersiach, poleciała do garderoby.
- R-Rose? – zapytała, wytrzeszczając oczy z niedowierzaniem. – Ty, tutaj? – wykrztusiła, a jej twarz oblał rumieniec.
- Ciebie też bym się tu nie spodziewał – skwitowałem i celowo zmierzyłem ją wzrokiem pełnym pożądania, powodując, że onieśmieliła się jeszcze bardziej.
- T-to, to nie tak, j-ja tylko dorabiam – zaczęła się tłumaczyć.
- Milcz – nakazałem. – Nie wiem jedynie dlaczego oburzyłaś się, gdy nazwałem cię suką – powiedziałem, ściskając jej podbródek. W pomieszczeniu zostaliśmy już bowiem całkiem sami. No, oprócz wciąż pieprzącej się obok parki. – Przecież ty nią ewidentnie jesteś – wysyczałem, puszczając ją.
- Ciekawe, co zrobi Alex, jak się dowie, że ją zdradzasz – rzuciła za mną, gdy kierowałem się do wyjścia.
- Nie twój, jebany, interes – warknąłem, po czym jeszcze na moment przystając w drzwiach, zwróciłem się do blondynki. – Ale za to twój tatuś będzie zadowolony z faktu, że jego ułożona córeczka puszcza się w zapuszczonych kiblach, roznosząc, pierdolone, choroby weneryczne – zakomunikowałem z satysfakcją.
- Nie zrobisz tego – odparła, a jej głos zaczął się łamać.
- Tak, jak ty – skwitowałem i wyszedłem z pomieszczenia. Następnie opuściłem także budynek i zdecydowałem się nieco połazić po mieście. Widząc jednak dziwne zamieszki i panikę w oczach ludzi, których mijałem, postanowiłem wrócić do domu. Drzwi, jak na złość, były zamknięte. Nie miałem przy sobie klucza, co zresztą nie było żadną nowością. Ale, kurwa, nie było znowu tak późno, więc na jakiego chuja je zamykać, skoro nigdy się tego nie robi? Zacząłem tłuc pięściami najpierw w drzwi, a następnie skupiłem się na oknach, aż przypomniałem sobie, że to w łazience wciąż jest rozbite. Okrążyłem więc nieco nasz dom i wpakowałem się do pomieszczenia, zastając w nim dwie nagie blondynki.
- Witam panie – wymruczałem seksownym tonem głosu, mierząc wzorkiem jędrne pośladki jednej z nich. Wtedy ta druga zapiszczała, a moim oczom ukazała się twarz Stevena – Człowieku, zrób coś ze sobą! – krzyknąłem. Żeby, kurwa, mieć taką dupę, jak kobieta. Ugh.
Biorąc piwo do ręki, rzuciłem się na kanapę. Jakiś kwadrans później towarzyszka Adlera, z którą przez cały ten czas zawzięcie się kłócił, opuściła naszą rezydencję. Szkoda. Widocznie ktoś tu nie potrafi zadbać o kobietę.
- A ty nie w szpitalu? – zapytał oschle Popcorn.
- Gdzie? – rzuciłem, krztusząc się trunkiem.
- Ty nic nie wiesz? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Alex i Duff mieli wypadek.
Odniosłem wrażenie, jakby cały mój świat się zawalił. Postawiłem puszkę obok mebla i wyszedłem, niczym otępiały z budynku. Zacząłem biec, nie wiadomo dokąd. Nie było opcji, abym dotarł do swojej dziewczyny pieszo. A może ja właśnie ją straciłem? Posądziłem ją o zdradę, a ona cały ten czas walczyła o życie. Zjebałeś, Rose. Jesteś skończonym dupkiem.
~~~
Halo, halo, czy ktoś tu jeszcze zagląda?
Powiem Wam, że jestem zawiedziona, co do aktywności pod ostatnim postem. Ale! Wykazuję się jednak wyrozumiałością, licząc na to, że to długi weekend wpłynął na słabą częstotliwość wyświetlania postów. Mam nadzieję, iż tylko to podejrzenie jest słuszne. No, chyba, że moja historia już Wam się znudziła - także zrozumiałe. Nikt nie jest idealny, więc rozumiem, jeśli nie macie już tak dużych chęci do stałego zaglądania tutaj. Macie jednak szansę na rekompensatę wobec mnie pod tym rozdziałem. Trochę się porobiło, więc i komentarz będzie o czym napisać.
Odnośnie tej aktywności chciałabym także poprosić Was o wyrozumiałość. Wiadomo, w szkole jest coraz luźniej, ale i pogoda dopisuje, przez co nie spędzam całego wolnego czasu przed laptopem. Stąd też taka moja informacja odnośnie pojawiania się rozdziałów - będę starała się wrzucać je systematycznie, aczkolwiek na pewno będzie to coraz rzadziej. Nie lubię działać pod presją, tworzę to opowiadanie głównie dla siebie, dlatego też nie chciałabym zmuszać się do pisania, bo czas mnie goni. Chcę, żeby sprawiało mi to przyjemność, dlatego proszę o zrozumienie mojego stanowiska i przyswojenie faktu, że ten rozdział być może jest ostatnim wrzuconym zgodnie z ustaleniami. Teraz więc się zmieniają - macie ze mną kontakt, jest grupa, więc jak tylko coś się pojawi, to Was o tym poinformuję.
Zapewne też chcecie korzystać z wolnego, więc bez sensu będzie takie wrzucanie, gdy jedynie pojedyncze osoby będą tu cały czas. Im większa aktywność, tym większe chęci, pamiętajcie.
Mam nadzieję, że nie macie żalu. A wszystkim, którzy są zawsze, od samego początku baaardzo dziękuję.
To co? Dacie o sobie znać i jednocześnie jakoś zmobilizujecie Rocket swoją obecnością?
Do następnego, miśki.
Buźka!
Halo, halo, czy ktoś tu jeszcze zagląda?
Powiem Wam, że jestem zawiedziona, co do aktywności pod ostatnim postem. Ale! Wykazuję się jednak wyrozumiałością, licząc na to, że to długi weekend wpłynął na słabą częstotliwość wyświetlania postów. Mam nadzieję, iż tylko to podejrzenie jest słuszne. No, chyba, że moja historia już Wam się znudziła - także zrozumiałe. Nikt nie jest idealny, więc rozumiem, jeśli nie macie już tak dużych chęci do stałego zaglądania tutaj. Macie jednak szansę na rekompensatę wobec mnie pod tym rozdziałem. Trochę się porobiło, więc i komentarz będzie o czym napisać.
Odnośnie tej aktywności chciałabym także poprosić Was o wyrozumiałość. Wiadomo, w szkole jest coraz luźniej, ale i pogoda dopisuje, przez co nie spędzam całego wolnego czasu przed laptopem. Stąd też taka moja informacja odnośnie pojawiania się rozdziałów - będę starała się wrzucać je systematycznie, aczkolwiek na pewno będzie to coraz rzadziej. Nie lubię działać pod presją, tworzę to opowiadanie głównie dla siebie, dlatego też nie chciałabym zmuszać się do pisania, bo czas mnie goni. Chcę, żeby sprawiało mi to przyjemność, dlatego proszę o zrozumienie mojego stanowiska i przyswojenie faktu, że ten rozdział być może jest ostatnim wrzuconym zgodnie z ustaleniami. Teraz więc się zmieniają - macie ze mną kontakt, jest grupa, więc jak tylko coś się pojawi, to Was o tym poinformuję.
Zapewne też chcecie korzystać z wolnego, więc bez sensu będzie takie wrzucanie, gdy jedynie pojedyncze osoby będą tu cały czas. Im większa aktywność, tym większe chęci, pamiętajcie.
Mam nadzieję, że nie macie żalu. A wszystkim, którzy są zawsze, od samego początku baaardzo dziękuję.
To co? Dacie o sobie znać i jednocześnie jakoś zmobilizujecie Rocket swoją obecnością?
Do następnego, miśki.
Buźka!
Omg... Annie dziwką hahahah No nie moge XD. Ogólnie dobrze, że Duff i Alex się pogodzili, ale ten wypadek... A Rose to skończony chuj. Jak może posądzać swoją dziewczynę o zdradę kiedy sam zdradza ją z jakąś dziwką?! No to do następnego, jak zawsze dobrze, ale burzliwie. :D
OdpowiedzUsuńŚwietne ❤
OdpowiedzUsuńNie chce mi się logowac na te wszystkie konta wiec napisze z anonima xDDD
OdpowiedzUsuńTo sie porobiło..ten wypadek... Ale dobrze ze Duff i Alex wreszcie sobie wybaczyli:D tylko zrób cos żeby z nią i Axlem było dobrze XD świetny rozdział jak zawsze i czekam na next❤❤
Ale się narobiło 😩 Eh, przyznam szczerze, że Axl mnie irytuje. A no i Ty jesteś złośliwa, przerywając w takim momencie 💛💙 Haha kc..
OdpowiedzUsuńAle intrygujący odwrót spraw... Bo jeśli jest zbyt dobrze, to robi się nudno :) Wspaniały rozdział, tego się nie spodziewałam. Niecierpliwie czekam na next <3 Buźka
Twoje opowiadanie nigdy mi się nie znudzi, a odnośnie rozdziału to w sumie dobrze, że Duff i Alex się pogodzili. Wątek węża Slasha też był niezły. Ale no wypadek ? Mam nadzieję, że nic się im poważnego nie stanie, no i Axl się ogarnie i przestanie strzelać fochy. Bo bez Alex i Axla to nie to samo :) Czekam na następny i weny :)
OdpowiedzUsuńO nieeee nie wypadek! Axl znowu się wkurwi na McKagana, cholera.
OdpowiedzUsuńJestem i bede! Postaram się komentować i byc aktywna <3
Jeden z lepszych rozdziałów w ostatnim czasie . Uwielbiam takiego rodzaju zamieszanie , nigdy nie może być nudno ;) Slash wielka zagadka lubię to ,podoba mi się i wg :D Dziękuję za obfity rozdział i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOj, dzieje się. Mam nadzieję tylko, że Duffowi i Alex nic się nie stało. Axl oczywiście musi być dupkiem. W końcu to do niego pasuje xd Jednak bądźmy myśli,że się poprawi Wgl Ann dziwką, omg. Duuużo weny i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest genialne no po prostu zajebiste.Wracając do fabuły to myślę, że Axl zacznie się teraz bardziej starać.Czekam z niecierpliwością na następny rodział.Pozdrawiam Serdecznie
OdpowiedzUsuńCześć
OdpowiedzUsuńWow, wow, wow - Gunsów stać na kierowcę xD Dobrze się dorobili!
Tak - kobieca ręka jest wszędzie potrzebna. Nawet u rockmanów. Axl zachował się nieładnie - mówiąc łagodnie ;-; No nie, nie robi się tak. Tylko Slash i Duff mają prawo ćpać xD Ale też cieszę się, że pomiędzy nimi i nią wszystko się ułożyli, że się pogodzili.
"szczerze powiedziawszy" a nie prawdę powiedziawszy?
Siemaneczko ;)
Szczerze powiedziawszy jest jak najbardziej poprawnie. :)
Usuńwidać, że masz talent <3
OdpowiedzUsuńA więc, skoro już zebrałam się za przeczytanie tego opowiadania to komentarz będzie złożony i raczej dotyczył całości. Z góry przepraszam może być mieszanina
OdpowiedzUsuńZaczynając od początku. Po pierwsze twój styl jest naprawdę świetny. Czyta się lekko i przyjemnie. Jest równowaga między opisami, a dialogami. No ogólnie żadnych zastrzeżeń. Musze jednak przyznać, że po pierwszym rozdziale nie mogłam sie przyzwyczaić do fabuły, bo zazwyczaj w pierwszym rozdziale bohaterka ich poznaje itd po prostu takie do tej pory czytałam, wiec była to do mnie nowość, do której mnie przekonałaś, bo czytało sie swietnie. Przy drugim lub trzecim (nie pamietam dokładnie który to był) trochę mnie wkurzał ten kult Alex wszyscy w niej zakochani no ogólnie cud nie dziewczyna i wgl, ale skoro pisze ten komentarz pod najnowszym rozdziałem to patrzę na wszystko z szerszej perspektywy i dochodzę do wniosku, że jest super. I co tu dużo mowić zakochałam się w opowiadaniu. Z reszta wystarczy zapytac moich koleżanek z klasy, które myślą ze cos ze mna nie tak bo czytałam je na każdej lekcji. Kocham twojego Stevena i fragmenty z jego perspektywy. Dokładnie tak samo go sobie wyobrażam! Lubie też dwie strony Duffa u ciebie, bo zazwyczaj jest on słodkim misiem we wszystkich opowiadaniach które czytałam do tej pory. Jeżeli chodzi o Axla to nie mogę wypowiedzieć się obiektywnie, bo zawsze go będę kochać chociażby nie wiem jak bardzo ktoś go hejtował czy w opowiadaniu czy na żywo. Slash też jest świetny, ale powinnaś mu dać dziewczynę Hahah co taki samotny będzie. Izzy jak to Izzy cichy, ale ma swoje momenty <3 Lubię te drugoplanowe postaci (Julie i Ann) i tu chyba zaskoczę wszystkich bardziej mnie ciekawi Blondynka, szczególnie po tym rozdziale. Cos czuje, ze jeszcze namiesza. Co do Julie ja nie przepadam za tego typu bohaterkami, ale w twoim opowiadaniu ją lubię. Co do tego rozdziału już bezpośrednio ja wcale taka zła na Axla nie jestem (jak pisałam wyżej), może to chamskie w stosunku do głównej bohaterki, ale jej pierwsze zbliżenie z Duffem to dopiero było nie w porządku wobec Axla, na dodatek biorąc pod uwagę jego ówczesny stan, ale ja kocham czytać takie akcje wiec jak dla mnie swietnie. Dobra, bo miało być o tym rozdziale. Nie mogę się doczekać rozwinięcia sytuacji Ann i Julie. Ogólnie mega mi się podoba taki niespodziewany zwrot akcji, niby taki aniołek a tu proszę. Podsumowując uzależniłam się od twojego opowiadania, kocham je i serio szacunek za styl bo jest świetnie (btw czytałam najpikantniejsze momenty koledze, który nie czyta takich rzeczy, ani nie lubi gnr i tez był zachwycony twoim stylem) mam nadzieje, że nowy rozdział pojawi się niedługo i że dotrwałaś do końca tego komentarza ^^
To może zacznę tak. Rozdział wyszedł Ci prze genialnie, czytało mi się przyjemnie Rocket. Zostało mi jeszcze parę do nadrobienia, ale zrobię to dzisiaj i skomentuję każdy tak jak obiecałam :) Wracając... no trochę zamieszałaś, ale życie nie jest sielanką xD. Coś w końcu musiało się "spierdolić" i jeszcze w tym momencie, kiedy Duffy i Alex sobie wybaczyli ;-;. Było tak pięknie i ... słodko? Co do Axl'a dzisiaj mnie zawiódł i pewnie zrobi to nie raz XD. Mimo wszystko fajnie, że sytuacja się poprawiła. Annie no, zaskoczyłaś mnie ale takie miano od początku mi do niej pasowała. Zimna i rozpieszczona, oszczędzę już dalej xD No to chyba na tyle. I woow Slash ma prawo jazdy ! Tu mnie rozgromiłaś.
OdpowiedzUsuń~Carrie
Nigdy nie czytaj niczego, kiedy jesteś zmęczona, serio. Zaczęłam czytać ten rozdział już wcześniej po przeczytaniu bodajże dwóch czy trzech poprzednich i kompletnie nie rozumiałam, o czym czytam. Wydawało mi się przez chwilę, że może niestety tak kiepsko wyszedł, ale potem pomyślałam, że może to wina stanu mojego mózgu, i jednak stwierdziłam, że przeczytam go później. I bardzo dobrze zrobiłam, bo teraz odebrałam go dużo inaczej, chociaż mam kilka uwag.
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale bardzo podobały mi się trzy sceny - z naćpanym Axlem, cała z Alex i Duffem od momentu w Hell House do wypadku, a także z Axlem w klubie (i Annie).
W tej pierwszej najlepszy był moment, kiedy Axl pociągnął Alex za włosy i ta upadła na podłogę. Lubię, gdy przedstawia się brutalność Rose'a także właśnie w kontekście fizycznym, nie tylko w postaci kłótni. Dziwi mnie tu tylko jedna sprawa - dlaczego Alex jest aż tak zła na niego, że brał, skoro w którymś rozdziale brała razem z nim przed seksem? Wydaje mi się to nieco nielogiczne.
W drugiej przytoczonej przeze mnie scenie podoba mi się postać Duffa, jego wypowiedzi i sam pomysł, żeby zabrać gdzieś Alex. Dodatkowo moment, w którym się do siebie przytulają, jakoś dziwnie mnie poruszył. Niby nie przepadam za tym, jak jest fajnie i kolorowo, ale cieszę się, że w końcu się pogodzili. A nawet jakby miało być przez to zbyt fajnie i kolorowo, to przecież od czegoś mieli ten wypadek, nie? Jak bezdusznie to brzmi. XD
W scenie w klubie podoba mi się znowu brutalność Axla pokazana w inny sposób niż kłótnia, tym razem bardziej w kontekście zemsty za domniemaną zdradę. Poza tym dobrze opisałaś ten seks w toalecie. Realistycznie. Tak właśnie wygląda klasyczne ruchanie w toalecie. XD No i Annie! Wątek w punkt - mega zaskakujący i zaciekawiający.
O co chodziło w sumie z tą dziewczyną w gazecie? Bo ta scena jest dla mnie trochę niezrozumiała, głównie przez gadanie Stradlina. Aczkolwiek zastanawiam się też, w jakim celu zostało to wprowadzone. Chyba że zostanie to poruszone gdzieś dalej.
Co to są "żywotne drzwi"? XD
Dziwi mnie też trochę fakt, że wszyscy byli w szpitalu, a Steven jako jedyny w domu i zdawał się jakby prawie nie przejmować tym wypadkiem. Co do tego fragmentu jeszcze, to reakcja Axla na jego wiadomość mogłaby być chyba nieco bardziej rozwlekła, chociaż równie dobrze ucięta w tym samym miejscu.
Serdecznie pozdrawiam. :*