piątek, 30 grudnia 2016

~*~

    Coma, zawieszenie, sen zimowy, pauza - każde określenie, które podciągniecie pod tę notkę będzie wbrew pozorom trafne. Zastanawiam się jednak ciągle nad jej happy endem. W każdym razie: aktualnie znikam z blogspota. Stary rok się kończy, pewne sprawy trzeba zamknąć. Wraz z Nowym Rokiem mam nadzieję rozpocząć coś nowego i być może pojawię się z czymś o podobnej tematyce (wciąż muzyka), lecz na Wattpadzie - gdyby ktoś chciał śledzić dalej moje potyczki z tworzeniem tekstów: słowo, a podam link. Tutaj strasznie niewiele się dzieje. Chciałabym już podziękować za wszystkie wyświetlenia i komentarze, pochwały i słowa krytyki, która - najczęściej ze strony Miss Nothing - wpłynęła na mój literacki rozwój. Wielkie dzięki.
    Jeśli post ten zniknie z głównej strony, będzie to jednoznaczne z tym, że wracam. Na razie jednak nic nie jestem w stanie obiecać i życzę Wam samych sukcesów. No i wytrwałości.
    Buźka!


 

wtorek, 6 grudnia 2016

~ Rozdział 31 ~

 I still love you baby



~Perspektywa Alex~

     Kiedy tylko przysiadłam na parapecie, leniwie krzyżując zwisające w dół nogi w powietrzu, z dziecięcą radością i błyskiem w oku pochłaniałam widok najbliższej okolicy. Taki pozytywny strzał energii trafił mnie, niczym strzała amora dwójkę obojętnych na miłość ludzi w Walentynki, gdy uzmysłowiłam sobie, jak piękny czas czeka wszystkich domowników Hella. Czas na zmiany, powywracanie tego i owego do góry nogami, aby tak naprawdę wróciło na miejsce, które zajmować powinno od samego początku. Uporządkowanie paru spraw, a potem czysta sielanka - z rodziną, w długo wyczekiwanej, świątecznej atmosferze. Nietrudno domyślić się było, iż całe Los Angeles strzelił ten coroczny, obsesyjny wir zakupów i totalnej nerwówki, która później wynagrodzona miała zostać drobnostkami w postaci pięknie zapakowanych, kolorowych prezentów czy, już niekoniecznie tak beztroskimi, grzecznymi i dziecięcymi, całusami pod jemiołą. Westchnęłam rozmarzona, obserwując, jak pojedyncze osoby i mniejsze bądź większe grupki ludzi szturmują po ulicy lub przed domami, krzątając się z zakupami czy środkami czystości. Łoskot kół, zdawać by się mogło, jeżdżących w kółko samochodów, przerywał gwar śpieszącego po chodniku społeczeństwa. W gruncie rzeczy niewiele się zmieniło - przeskoczyła nam jedynie kolejna kartka w kalendarzu, którego w sumie nasza mała, ale przytulna rudera nie posiadała.

środa, 16 listopada 2016

~ Rozdział 30 ~

You got everything that a man could ever want



~Perspektywa Slasha~
 
    Na pytanie, co z wydarzeń minionego dnia pamiętam, niewątpliwie udzieliłbym odpowiedzi krótko, zwięźle i na temat. Niewiele bowiem, nie było żadnym wyczerpującym stwierdzeniem. Kojarzyłem jedynie, że udało mi się dotrzeć do swojego pokoju, pobrzdąkać na gitarze, a następnie ocucił mnie fakt, iż Hammett, ze względu na swoją pijańską niedyspozycję i chęć zaspokojenia tego wieczoru także innych potrzeb z innymi kobietami, dyskretnie poprosił mnie, abym odprowadził jego dobrą przyjaciółkę - ach, to tak się dzisiaj nazywa - do domu. Krótka retrospekcja; spacer i nieodparta, a co gorsza wciąż narastająca chęć oddania moczu. O, i jeszcze to, że szatynka z mnóstwem długich fal na głowie była kurewsko ładna. Idealne proporcje ciała, kobiece kształty, perfekcyjny makijaż, podkreślający poprzez czerwoną szminkę i seksowne poprawienie włosów, koronkową małą czarną i wysokie, czarne szpilki, w których i tak była niższa ode mnie. Chodzące cudo.

czwartek, 10 listopada 2016

~ Rozdział 29 ~

 You were mine
All mine 



~Perspektywa Duffa~

    Miałem już szczerze powyżej niż nawet po dziurki w nosie tej całej szopki - cisza, smęty, jakieś refleksje, full zbędnych rzeczy i kwestii, które jedynie w znaczący sposób wadziły naszemu standardowemu trybowi życia, który na dobrą sprawę w takich chwilach jak te, mógłby ulec drobnemu ulepszeniu. Dlatego byłem wniebowzięty, gdy nawiedzili nas nasi koledzy po fachu, zabierając do siebie na umówioną, u m ó w i o n ą imprezę, o której ktoś nie raczył nas powiadomić. Generalnie, gdyby zawitał wśród nas podczas tego popołudnia choć na moment, bez wątpienia zebrałby to, co jego, ale dzisiaj Mulat był wyjątkowo niedostępny. Na pieprzony, kurwa, plus dla niego.

sobota, 15 października 2016

~ Rozdział 28 ~

  I'm on the streets and I'm all alone


~Perspektywa Slasha~

    Obudziłem się wcześnie. O wiele za wcześnie.
    W gruncie rzeczy te dwa zdania mogłyby stanowić proste odzwierciedlenie tej części poranka, kiedy moje przewrócenie się na drugi bok powiązane, jak zawsze, miało być z ponownym zaśnięciem. I tak aż do momentu, w którym nie wyciągnięto mnie z łóżka... Wait. Za uprzywilejowanie to brzmi.